Miladora, 27 września 2011
za lasem hen z górami w tle
gdzieś w głębi dni pod stropem gwiazd
poszumem wśród odwiecznych drzew
bajkowe sny rozdaje wiatr
o malinowych krzakach miedz
drzemiących łąkach pełnych traw
o tym na jaką nutę gra
pobliskiej rzeki rwący bieg
i w jakim to różowym śnie
schylają się kielichy malw
na zboczach gór doliny dnie
pod parasolem chmur i barw
w uprzęży dni i godzin mknie
wraz z przemijaniem bajek czas
tęczowych kropel lśniących w deszcz
granatu jagód w cieniu gniazd
kolorów jakie niesie brzask
spływając szmaragdowo w mech
i ciszy w jakiej snuje pieśń
zaklęty w słońcu stary głaz
za rzeką hen z górami w tle
odwiecznym szumem śpiewa las
Kolorowego dzieciństwa, Zuziu. Dorosnąć zawsze zdążysz. ;)
Miladora, 26 września 2011
rzeka szemrze wokoło furt gałązek naniosła
moczę stopy strudzone i myślę
by choć raz z tych badyli jakiś koszyk uplotła
jakąś flachę przyniosła
z napitkiem
siedzę w kucki na brzegu palę skręta bo przecież
czymś się trzeba na głodno pocieszyć
koszyk z żarciem nie płynie w wodzie puszki i śmiecie
ale nie mam się kurde
gdzie spieszyć
ponoć kiedyś był gościu co niezłego miał farta
faraonka go w rzece odkryła
a mnie mrówki obłażą los mi skacze do gardła
nigdy mi się ta ziemia
nie śniła
obiecane mam tylko swoje życie do końca
więc podniosę się pójdę naprzeciw
i choć sprawę schrzaniłem jedna myśl jest krzepiąca
że już nie mam naprawdę czym
grzeszyć
Dla Witkacego za to, że jeszcze mu się chce śpiewać. ;)
Miladora, 25 września 2011
dzisiaj nie będzie rozmów ni śniegu
ucichł rytm kroków schowany w sieniach
została pustka na do widzenia
z wczoraj nie mając nic już wspólnego
i drzwi zawarte ryglem judaszem
patrzące okiem szkła poniewczasie
jutro wypuści klamki i klucze
sprzęgnie w kieszeniach palce z podszewką
splotom bawełny odejmie lekkość
ciężarem myśli przelanych w smutek
nad pustą szklanką zasiądzie cena
pijąc za pamięć chwilą milczenia
pojutrze wszystko zamknie już w szafie
szufladą spełznie jedynie wstążka
opasująca początek końca
a reszta umknie chyłkiem w poddasze
i tam na suchej krokwi zatrzeszczy
niebem co może było lecz niegdyś
Miladora, 25 września 2011
skropliłam wers w słowach
zabrakło wykrzykników jakby
zamknięte usta nie były w stanie
zadać pytania i wysłuchać odpowiedzi
myślnik przyczaił się w kącie przeciętym
nawiasem – taki wieszak na ubrania bez śladu
cudzych słów tym razem apostrofu proszę nie mylić
z apostołem Arystofanes z Bizancjum może pękać z dumy
Miladora, 25 września 2011
krainę bez uśmiechu poznałam ostatnio
stanęłam zaskoczona że taka istnieje
jakby ze skrzydeł ptaka barwne pióro spadło
to właśnie które lotom nadawało gładkość
i jakby ktoś z nim zabrał ostatnią nadzieję
w tym dziwnym pustym kraju poznanym ostatnio
cóż mogłoby zaprzeczyć tak dobitnym faktom
jest kraina są ludzie i nikt się nie śmieje
ze skrzydeł ptaka właśnie barwne pióro spadło
i nagły smutek pętlą zacisnął mi gardło
bo chociaż noc minęła a za oknem dnieje
owa ziemia bez ciepła poznana ostatnio
zdaje się być macochą – nie prawdziwą matką
gdyż brak uśmiechu sprawia że słońce nie grzeje
jakby ze skrzydeł ptaka barwne pióro spadło
i jakby wszystkie inne istniały na darmo
bo gdy kolor błękitu w oczach wypłowieje
niebo jest bez uśmiechu – poznałam ostatnio
krainę z której skrzydeł barwne pióro spadło
Miladora, 24 września 2011
zamiast serca ma guzik w oczach dziurki i nitka
nibyciało ukryte pod kiecką
łatki wszędzie na łokciach
przypinane i postać
gałgankową naprawdę
nielekko
nie obchodzi urodzin bo to żart nie istnieje
lub dostaje następną agrafkę
spina myśli raz jeszcze
zmienia kieckę na wiersze
dzień zamyka za sobą
zatrzaskiem
kiedy włóczkę zakręca drżą jej palce i widzi
cinderella przymierza pantofel
ale wciąż nie do pary
milkną w uszach chorały
więc zostawia lokówki
na potem
zamiast serca ma miejsce na marzenia i jutro
które w końcu jej też skinie berłem
oczu więc nie zamyka
zbiera sny do koszyka
że ktoś zmienił jej guzik
na serce
Dla Arweny… ;)
Miladora, 24 września 2011
spłowiały oczy bogom sfinks umarł przed wiekami
nikt nie zadaje pytań a każdy zna odpowiedź
wokoło tylko pustka stłoczeni zewsząd ludzie
nikomu dzisiaj Hebe nie poda już nektaru
i w hesperyjskim sadzie ostatnie jabłko spada
ambrozja zapoznana nie szuka konsolacji
choć w boskiej szacie spełzły odcienie purpurowe
i chętnie się oddaje jedynie cudze życie
pamięci nie wzruszają milczące usta bogów
czas budowniczych katedr wytrącił dłuto z ręki
już dawno pozacierał kamienne sygnatury
a pod powierzchnią wody nakreślił akronimy
zza bramy o wielkości poczętej na dnie oczu
wydobył kwant refleksji świadomość i niewiedzę
czy w panteonie imion istnieją czyjeś twarze
Miladora, 23 września 2011
zakładam maskę woda już chlupie
na dnie przedziwne stwory znów budzi
zerkam pospiesznie czy mają zęby
staram się cicho w wodzie zanurzyć
specjalnie wolno a nie w te pędy
żeby mnie żaden nie ugryzł w kuper
i bluesa nucę
chmara bąbelków opływa palce
ogrody wiszą gdzieś pod płetwami
barwne kolibry-ryb suną wszędzie
tylko brakuje tu semiramid
o kurka – myślę – ależ jest pięknie
jak po marychnie czy wodnej fajce
i walca tańczę
dech mi zapiera lecz zdjęcia cykam
wokół gra świateł feeria kolorów
falują trawy coś pysk wystawia
zbaczam więc szybko nie mam wyboru
bo z takim czymśtam to nie zabawa
lecz za plecami nagle ktoś prycha
o kurde – Krycha
wszędzie poznałbym te oczka szklane
więc sumitacja z miejsca mi przyszła
że jej nie widać i że w ogóle
nie zobaczyłem bo przeźroczysta
ale ostatnią dałbym koszulę
a ona na to – dawaj mi taniec
tango – mój panie!
To teraz tańcz, Witkacy, jak sobie zagrałeś.
I ciesz się, że to nie ośmiornica. ;)
Miladora, 22 września 2011
w dźwięku szeptach
drżą iskierki nieba zbitka słów zapewne
utracony spływa
świt ku ziemi tutaj co takiego?
w szumie ciszy
czas przepływa
niemy zresztą, ostatecznie...
czarną nocą
odmawiając
brewiarz wreszcie coś nowego
Obraz snu
na tafli wody
lśniącej
kryształem fal
przetoczył się
i zginął banalna impresja
wśród cichych ścian
widmowy czas
upłynął teraz mroczny klimat
i w cieniu barw
świt zastygł
żółtym
słońcem słonecznik van Gogha
ma to przypominać?
W zależności od potrzeb czyta się albo jeden wierszyk,
albo drugi, ewentualnie oba na raz, albo też żadnego.
Miladora, 22 września 2011
gdy blaskiem płomieni krwi czerwień się splącze
i dłonie szybują jak mewy
ramiona unoszą strop nocy gorącej
a stopy wzbijają się w niebyt
szeleszczą falbany atłasem i płótnem
i talia przechyla się giętko
na wargach karminem zakwita półuśmiech
szkarłatny jak pożar flamencos
w tle dźwięk kastanietów porywa swym rytmem
wibrują strunami gitary
zaśpiewu namiętność oddechy zbyt szybkie
znów tworzą dwóch ciał manuały
dłoń palce odgina na kształt hieroglifów
w tle czerni zmąconej przez cienie
wśród iskier lecących z ognistych obrysów
podszyte purpurą krwi wrzenie
ten rytm zawsze wraca zostaje w melodii
i nawet gdy sama nie tańczę
to nadal przez życie pozwala przechodzić
pod rękę z hiszpańskim fandangiem
Dla Izabeli Baczewskiej ;)
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.