Deadbat, 25 lutego 2020
Jaką trzeba mieć odwagę
Żeby ludziom mówić prawdę
Jaką trzeba mieć w sobie siłę
Aby za skarb największy brać swoją największą porażkę
Wielki Potężny i Godzien
Jak nisko jeszcze upadnę
Światłości Wieczny i Mądrości Panie
Podaj mi dłoń gdy to się stanie
Lecz niechaj nie słowa mówią lecz mówi powietrze
Nie słowa lecz lód i ogień
Niech Ziemia lawą brocząc bezustannie szepcze
Przytul moje serce
zanurz dłonie w jej chłodne wnętrze
Zanim w jedność czas złączy się
i przestrzeń
Może ostatni raz raz jeszcze
Życia wygłoś płomienne uwielbienie
Niech w dzień jasny zawirują wszystkie gwiazdy na niebie
Deadbat, 25 lutego 2020
Wydłubuje skrawki
Wciskam zapałki w kasztany
Szepczę monotonnie i cicho o zapomnianym
Marzą dłonie rozmazując barwną plamę wspomnień
Nie było drogi a rowerek opada na niebo bezgłośnie
Nie boję się już milczeć
Kiedy o tym myślę
Śmiech płaczem odbija się od ściany
i grzęźnie pomiędzy dusznymi korytarzami
Czekam w nich ja w niepamięć zamarły
Na szepczącą słodko zieloność trawy
Na porannej modlitwy pieszczące palce
Ciepłą smugę światła na środku pokoju
(w niej uwięzione cząstki kurzu
odbywają swój rytualny taniec)
Na wszystko co niczym jest
wobec zabawy
Deadbat, 24 lutego 2020
Okruch spadł
To początek lawiny
Zacieram ręce w zimny poranek
Nie dostrzegam twarzy tak bardzo się śpieszą
Tu była droga
Tego mogę być pewien
Usiłuję nią iść
Lecz okruch już spadł
I lawiną ciąży gorzkie brzemię
Przysypany
Zamieram
Nie wiem
To dopiero koniec
Czy już początek
Deadbat, 5 stycznia 2020
Siedzę
i ty siedzisz przecież
Wokół cicha knajpa, przytłumione światła i dźwięki
i tylko twoja twarz jest mi coraz bliższa
Chociaż nie znam ciebie
ani twojego zapachu
Wiem co myślisz
chociaż nigdy dotąd się nie widzieliśmy
Ja tylko pomagam koledze
który usiłuje się z tobą porozumieć
Siedzi obok mnie zaraz tam o całe lata świetlne
I tylko dlaczego biegną do siebie nasze ręce
nie mogę zrozumieć
Kiedy kończę za ciebie każde twoje zdanie
radosną zdumieniem ciągle drży powietrze
i choć wiem że rozstanie przerwie nasze szczęście
to niepojęte
Co jest dniem
a co nocy kosmosem
ja nie wiem
i
nie chcę już wiedzieć
Jestem i jesteś
Patrzymy na siebie i w siebie
Czy spotkam cię znowu
Czy nasze ręce nigdy nie spotkają się więcej
Nie pójdziemy nigdy więcej ręka w rękę
jakie to ma znaczenie
kiedy ja to już wiem i ty to wiesz że jesteśmy
że zawsze byliśmy
połączeni
Wiecznie
Deadbat, 27 grudnia 2019
Przybyłem milczeć
a głos zabieram choć szeptem
Przybyłem aby być posłuszny
a czasem idę za swoim sercem
Miałem być ślepy na prawdę
a patrzę i widzę naszą brzydotę
Świat mówi codziennie patrząc prosto w moje oczy
Tu nic już nie może się wydarzyć
A ja się śmieje do łez
Wiem dobrze
Nie jestem doskonały
Nie jestem dojrzały ani nawet dobry
Jestem krzywym brudnym paluchem
skierowanym gdzieś indziej (na księżyc na słońce?)
Dumny jestem że istnienie mnie wezwało
dlatego z szacunkiem odmawiam bycia tobą
Nie czuję tak jak ty
Nie rozumiem ciebie i nie zrozumiem
jak ty jestem wiecznie zmiennym fenomenem
Jedynie teraz siebie mogę poznać
i niewiele zrozumiem zanim przeminę
Ale kwiat wzrasta nim zwiędnie
i nie zna przyczyny
Nie potrzeba rozumieć by się cieszyć
radować się i kochać to stany
nie rzeczowniki
Uczyć się pragnę żyć w zgodzie z sobą
nie depcząc kwiatów swej duszy
nie nienawidząc i nie będąc chciwym
ani się niczym nie niewoląc
Po to
żeby nie deptać
i nie zabijać
ciebie
Deadbat, 24 grudnia 2019
I naraz spadły łuski z ich oczu
jak drobne płatki śniegu z nieba
Otwarły się niebiosa
Te nagle zamilkłe
przerażone własną ciszą
teraz w niemym zachwycie
Ciemność nocy rozświetliło
nieziemskie światło
I choć nic się nie zmieniło
zdarzyło się naraz wszystko
Ciepło wybuchło radością
w samym środku zimy
Płomienisty żywioł
rozświetlił ich
wypełnił z wielką mocą
zmieniając samą rzeczywistość
Stali
jakby stali zawsze
tutaj i teraz tak samo
zarazem jakby na kolanach
jakby wiecznie
tacy właśnie byli
Nie mogąc pojąć tego co się stało
nie mogąc zrozumieć jak tak długo bez siebie przeżyli
W tym jednym wiecznym teraz
nie pamiętali już nic poza tą chwilą
rozpaczliwie łaknąc kolejnej tak pięknej
wciąż zmiennych emocji witrażem
Przepełnieni drżącą energią jedności
nic więcej już w sobie zmieść nie umieli
słowami milczenia mówili
jezykiem bezbrzeżnego szczęścia
przynależnym najwyższym niebom
językiem aniołów
unosił się ku niebu
niczym woń Bogu przyjemna
okna dusz rozświetlone
uchylone na oścież ku sobie
zlały je naraz w nieustającą najwyższą komunię
Obłoki dawniej tak odległe
tuż pod ich stopami
kiedy teraz muskane łągodnie
osadzały rosę na ich palcach nagich
napełniając radością
naraz nieczułych na chłód zimowej nocy
I tylko trzeszczenie śniegu
spod stóp mijających ich przechodniów
zadawała kłam ich wieczności
wprowadzając herezję czasu
w ich najświętszy sakrament
Deadbat, 18 grudnia 2019
Wrzaskiem milczę do ciebie
Błagam ciebie bezgłośnie
proszę
nieprzerwanie krzyczę wgłąb siebie
Oto ja ja jestem
odrażający jestem sam dla siebie
Zmiażdżone skruszone są moje oczy usta wnętrzności i serce
Unikam twego wzroku
Unikam myślenia o tobie
uciekam przed tobą kryję w mroku
bez żadnej nadziei na schronienie
bez szansy nawet najmniejszej
płynie ciche skomlenie
płynie nieśmiała skarga
Nie rozmawiamy ze sobą
Nigdy nie rozmawiamy
Ty tylko patrzysz srogo
Ty tylko oceniasz z tą swoją
racjonalną chłodną wrogością
i wiem
Nie dość dobry
Takie mi imie nadałeś dawno temu
Krwawy aniele
Ty którego nazwać nigdy się nie ośmielę
Nienawidzę cię kochać
I nie mam wyboru
jesteś przecież mną
a ja jestem tobą
w jednym jesteśmy uwiezieni ciele
Gniew mój przy twoim jest niczym
płatek śniegu w środku lata naprzeciw lodowej zamieci
Twoja wrogość przerywa mój sen
Twoja nienawiść poucza o śmierci
Dzień po dniu i chwila po chwili
Boję się ciebie
podziwiając szczerze bezmiar twej potęgi
Twoje nienazwane słowo zapiera mi dech
zabiera moc nogom nie otworzę swych ust nie uniosę ręki
Przecież wiem nie ucieknę
nie jestem w stanie na dłuzej
Nie mogę porzucić cię w lesie tysiąca idoli
ani przybić do krzyża na rozstajach dróg
ani rozstrzelać na czerwonym murze
nawet nienawidzieć siebie nie mogę
nienawiść mimo twoich nieustannych jej lekcji
obca jest mojej naturze
Czemu zabijasz natychmiast wszystko w co uwierzę
każdą przelotną radość i każdą nadzieję
uśmiercasz pustym spojrzeniem
zimnym bez radości wszelkiej
czarnym jak noc ostatecznej śmierci
antyśmiechem
Bestio w gęstwinie
Ostateczny wrogu ukryty najlepiej
Znów spotkałem ciebie
Tak wiem że by istnieć chcesz mojej rozpaczy
I dlatego ze współczuciem odmówić pragnę ci tej karmy
Dziś znowu u stóp twych
muszę się na ziemi wić
pełen nienawiści frustracji i gniewu
w najwyższym możliwym poniżeniu
Jak długo jeszcze
pytając sam siebie
sam w sobie ja najgorszy niewolnik schorowany i słaby
sam sobie najwymyślniejszym katem
najskuteczniejszym bewzględnym oprawcą
ostatecznym kaleką
(i jedynym zbawcą)
Cóż jeszcze możesz zrobić mi ty
obcy
dlatego idąc na nasze spotkanie
jestem od lęku wolny
Deadbat, 16 grudnia 2019
Bohaterom Życia
Niech będzie Chwała
Bohaterom Ludzkości i Człowieczeństwa
Niech będzie Chwała
Bohaterom Wolności
Tym którzy w broń ostrą i lemiesze przekuli własne kajdany
lecz aby uwalniać i ziemię płodną czynić
nie aby zabijać i nie aby ranić
Niech będzie Chwała
Bohaterom Rodzicielstwa
Chwała zawsze i Błogosławieństwo
Wszystkim którzy odeszli
i materię swoją nam ofiarowali
Tym wszystkim niezliczonym istotom
i tym z nas co życia na Ziemi zaznali
którzy jak wierzymy powrócą do nas z oddali
Niech będzie Chwała
Dzisiaj wszyscy stajemy im wdzięczni
W tym dniu szczęśliwym modlić możemy się za nich
tu i teraz czynić swoje Dziady
My wszyscy którzy idziemy za Wami
Nie było nam dane tej zmienić zasady
Lecz życie potrzebuje śmierci
Kiedy umiera w nas dziecko dorosłe życie się rodzi
Jak z wolna umiera dorosły tak wolno zaczyna żyć starzec
Nic naprawdę się nie kończy w jedności
Wszystko co istnieje żąda nieustannej zmiany
Hańba tym niesprawiedliwym
którzy kradną życie innym
którzy do życia i innych a więc i do siebie
pełni są nieuświadamianej pogardy
którzy przyznają sami sobie prawo aby zabić
ponieważ od dzikich zwierząt ich nie odróżnisz
I gorzej czynią niż te najokrutniejsze tysiąc razy
...
Jednakże
Nie śmierć jest wrogiem lecz cierpienie ich i nasze
(Tak Pusta musi być najpierw filiżanka
aby można było w nią nalać herbaty)
Pustka śmierci jest więc życia domem leżem i wytchnieniem
Musi i pragnie zaistnieć co żyje
Zaistnieć ani trwać już nie może to co nie ma już drogi przemiany
A sens i wina ludzkim są wymysłem
tradycją i językiem naszego życia i naszej walki
W przestrzeni nieznanej bo niepoznawalnej
W przestrzeni której obce są przyczyny i skutki
W przestrzeni do której zaistnienia wystarczy odrobiny wiary
Nie ma zła ani dobra
Tak jak nie ma nagrody
Nie może być i kary
(Nie pytaj zatem kto jest Odpowiedzialnym
ponieważ ty sam jesteś za nią (i za Wielkie Litery))
Deadbat, 16 grudnia 2019
Po co mierzyć
dźwigać
rozwijać
Po co rozpychać
odrywać
zabijać
Po co pochłaniać
przemieniać
i trawić
Po co szukać
ulepszać
poznawać się bawić
Po co jest to pragnienie
Jeżeli już jutro wszystko stanie się cieniem
Dlaczego wiem że oddasz wszystko
zapłacisz każdą cenę
za najmarniejszą i złudną nadzieję
Kwiat ku słońcu unosi swoje ciało
jego liść każdy łaknie zwilżenia
Tygrys w ciemność patrzy z tęsknotą
wypatruje gdyż krew go wzywa do dzieła
Każdy organizm na Ziemi
Pochłania by wzrastać
Aby przetrwać rośnie
Zabij i przeżyj lub daj Żyć innemu kosztem siebie
I módl aby Śmierć nie sięgnęła wszystkich jednocześnie
Przetrwanie jest w ten sposób samym w sobie celem
Dziełem ostatecznym najwyższą nadzieją
nawet jeśli płonną wartą każdej ceny
Wszechbiom jest tej odwiecznej gry źródłem i przestrzenią
każdego nawet najlichszego dziecka matki Ziemi
Jeśli przestanie się bać kuli co je zabija kła noża co je rani
Rozleje się obficie świadomość bezsilności brak chęci do walki zmiany
Brak postępu
Radości życia
Nadziei płynącej z wiary
Droga to najprostsza do samozagłady
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.