Deadbat, 16 sierpnia 2020
Iskry wędrują przez ciemność nie gasnąc
one przechodzą do innego wszechświata
Motyle białe to czyste dusze prawych i poczciwych
Czerwone ćmy to głodne duchy co wciąż światła łakną
Lecz nie ma pokarmu co zapcha czeluści ich krtani
i nie ma takiej jego ilości co ich głód nakarmi
Możesz to wyobrazić sobie jako pokój pogrążony w mroku
chociaż nie ma tu ścian żadnych ani nie ma ciemności
To tylko
Sto miliardów motyli wszelkich barw i kształtów
Płynie ku wieczności
I szczelina w ziemi jest ich najszerszą bramą
bezznaczenia
słowa co znaczy w dwójnasób
nic zarazem nie znacząc
Iskry w trzasku wybuchają w nieme konstelacje
wędrują przez ciemność nigdy nie gasnąc
One przechodzą do innego świata
Napełniając moje myśli prawdziwą baśnią
Deadbat, 10 sierpnia 2020
Nie ma takiego miejsca które nie można opuścić
Nie ma takiej prawdy której nie możesz porzucić
Nie ma takiej drogi którą nie możesz nie pójść
Nie ma takiej ciszy której nie można zakłócić
Nie ma takiego piękna którego nie można zohydzić
Nie ma takiej wartości której nie można podeptać
Nie ma takiej słodyczy której nie można goryczy pełną uczynić
Nie ma takiego światła którego nie można przed oczami zakryć
Nie ma takiej muzyki której nie można wyciszyć
Nie ma takiego smaku którego nie można odebrać
Nie ma takiego celu który nie można porzucić
Nie ma takiej świętości której nie można zbezcześcić
Nie ma takiego życia którego nie można pozbawić
Nie ma takiego sensu którego nie można bezsensownym zrobić
Nie ma takiej odwagi której nie można lękiem i strachem napełnić
Nie ma takiej łagodności której nie można przemocą zniszczyć
...
Nie ma takiej pustki której nie można wypełnić
Nie ma takiej ciemności której nie można rozświetlić
Nie ma takiej ciszy której nie można piękną muzyką nasycić
Nie ma takiej brzydoty której nie można rozświetlić pięknem tak jawnym choć przecież ukrytym
Deadbat, 10 sierpnia 2020
Czas uderza w tętnice
niczym skryty zabójca
Ulica tętni ruchem
Pulsujące światła lamp
kolor migocze
pulsuje rytmicznie
Dnie wieczory poranki
przemijają bez skargi
Spójrz
Wokół odwiecznym cyklem
toczy się życie
Cień zastępuje światło
Światła zastępują cienie
Pulsujący dźwięk
napełnia i wzrasta
Wypełnia po brzegi aż przepełni
Niewidoczne naczynie
Narasta falami pieszczącymi bezgłośnie
cichy brzeg
Narasta poza czasem
Szaleńcze wzrasta tempo
Szaleńczy bieg
Nagła cisza wnosi ciepło
Nagły bezruch tworzy
jedność
Wieczną i trwać tak można przez chwilę
Znikam bezpiecznie
poza lękiem i gniewem
wolny od wszelkich uniesień
Deadbat, 7 sierpnia 2020
Milczysz
I ja milczę
Ja w swoim więzieniu
Ty siedzisz u siebie
Wpuszczasz przez uchylone okno
świeże powietrze
I jeszcze
Milczymy czasem do siebie
To nic wielkiego
To wszystko co mamy
Ty masz mnie
Ja nie mam ciebie
i obwoźna pamięć
płata figle nim zgaśnie
jak przedwcześnie zdmuchnięty płomyk
przyłożony do chłodnej poduszki
w domu z białych kartek
Macham ci skrzydłami dłoni jak nietoperz
jak wiatrem niesione długie warkocze płaczącej wierzby
dobrze że jesteś skrzypi
dobrze że jesteś
Wszystko co jest wyrazić można już tylko milczeniem
dlatego dobrze że czasem milczymy do siebie
Deadbat, 4 sierpnia 2020
Żyjąc w publicznym świecie
tym który tworzą politycy
Każą jednych kochać
Innych nienawidzić
Tu zdrajcy
Tam ciemnota
Tutaj Silny prezydent
słaby w zarządzaniu
Tam prezydent spraw polskich
chyba tak dla odmiany
Co jednemu moc w serce wlewa i otuchę
to drugiego mierzi i mu mocno cuchnie
Nie chcą na siebie patrzeć
nie widzą wzajemnie
Jeden drugiemu wilkiem
nie człowiekiem
Każdy siebie wybiela szkalując co inne
A ja siedzę i o tym co zapewnić szczęście
każdemu ma z osobna szansę sobie myślę
Nie wiem jeszcze lecz jest jedno dla mnie pewne
Systemy które próbowały nazwaliśmy totalitaryzmem
Kłamstwo użyteczne społecznie
że każdy żyje w takim samym świecie
Podnosi łeb odrodzony kolejny raz
i nikt już teraz hydry tej nie zetnie
Jedno pytanie pozostaje tylko
Zanim jeszcze wszystkie "stare kurwy wymrą"
Która w szale historii szala na świat spadnie
Komu tego piekła drugich przypadnie urządzanie
Deadbat, 30 lipca 2020
Blade odblaski eksplodujących bomb
na obrzeżach świadomości
To płonie rodzinny dom
To płonie rodzinne miasto
To płonie ukochany świat
Pędzę przed siebie nie czując łez
łez szczęścia co zraszają obficie moją kurtę
Wreszcie wszystko będzie miało sens
nareszcie jutro stanie się prawdziwym jutrem
Sięgam i wiem że nareszcie
jej dłoń jest już w mojej i będzie tam
wiecznie
nie patrzę na jej ciała popioły i prochy
co żarzą się za moimi plecami
miliardami gwiazd w niebo lecą iskier snopy
Kiedy mijam płonące domy
beznamiętnie
Pęd rozmywa ból każdy
kruszy i rozpada i cokół i pomnik
na nim przecież płoną wszystkie koszmary
Patrzę i cieszę jak dziecko
Pan Gniew teraz żałośnie szczekający jamnik
Wciąż pędzę przed siebie
oczy moje drogowskazy
jedyne latarnie
Zanim paliwo się skończy i żałośnie padnę na twardą ulicę
Zobacz jak pędzę przed siebie wolności pełne mając wciąż tętnice
...
Deadbat, 30 lipca 2020
Nazwij czarne czarnym
A zielone zielonym
Nazwij mięso mięsem
Zepsucie zepsuciem
Zło złem a nie kompromisem
Życie życiem
Śmierć śmiercią
Światło światłem
Gniew gniewem
Rozpacz rozpaczą
Nadzieją nadzieję
A ciemność brakiem światła - ciemnością
i niczym więcej
Tak wiem
to niełatwe
Kiedy dajesz im nad sobą jakąkolwiek władzę
gdy wszyscy twierdzą inaczej
Tak wiem
serce w rozterce zaspokoić pragnie
cudze potrzeby by wygrać coś w zamian
Cokolwiek dostaniesz jedno musisz wiedzieć
Nie warto
Dlatego masz prawo czuć ten gniew
Dlatego masz prawo ten gniew wyrzucić z siebie
Niech ze strachu zadrżą
Ty
Nie sprzedawaj duszy na ich targu
Nie ucz grać w ich grę
Jak wtedy mógłbyś krzyczeć widząc że cię gwałcą
kiedy zapanują już nad duszą całą
Wybiją "lepszą" kopię ciebie w miejsce ciebie
abyś stał się odpowiednim
ich doskonałym
narzędziem
Zanim porzucą ostatecznie
jak zepsutą zabawkę
Bądź tylko i aż sobą
dla świata
dla siebie
Deadbat, 29 lipca 2020
Jakim prawem szepczesz
Superior Superior
Krwawy starcze
swoimi zeschniętymi rozkwaszonymi ustami
Superior Superior
Międlisz w ustach bezzębnych
Kto jak nie ty sam sobie nadałeś prawo i znaczenie
Świadomie zapominając O Tym Który Istnieje
Nie wierzysz już w żadnego Boga
Nie pamiętasz wciąż jeszcze
Że jedna chwila i Jego skinienie
I nie będzie śladu po całym twym rodzaju
na tej biednej planecie
Oto twoi biedni
Ludzie-śmieci i proch Ziemi
postanawiają przestać nim być dłużej
Policzyli się już i w moc uwierzyli
Naoglądali się bogactwa które wciąż skapuje
pomiędzy ustami twoich bogaczy
i z ich tłustych karków
Mają już dosyć całożyciowej harówki
zlizywania z podłogi tych ochłapów
Nie drżysz przed nimi starcze
Spójrz ich jest tak wiele
Strach powinien przywrócić ci zmysły
Czy policję wyprowadzisz na ulicę
Czy wojsko pomoże ci ocaleć
Czy nikt nie kiwnie palcem
kiedy ich zębate ostrze wstrząśnie Twoim gardłem
będą się patrzeć gdzie indziej
I z ludzkiego piekła
podźwignie się nowy porządek
W ów szczęśliwy poranek
Nowi nam zajaśnieją bogacze
Deadbat, 29 lipca 2020
Poprzez rozerwane poły zasłony w świątyni
na pył i kurz dróg naszych patrzymy
Wokół przemijają dni noce i światy
Nie ma drogowskazów poza tymi
w które my sami uwierzymy
Wielobarwne dyliżanse mkną po pustych drogach
Czasem weselne białe
czasem żałobne czarne
I ranić oczy potrafią doskonale
wszystkie te barwy pomiędzy tymi
Czy któryś ma cel naprawdę konieczny
niezbędny i prawdziwy
Nie wiem przecież nic
Poza tym jednym
teraz jest prawdziwym
Oto czas kiedy widzę w środku światło
które pulsuje czerwienią
czy to bóg słowo prawda czy miłość
a może światło przeciwatomowego alarmu
Skąd mam to wiedzieć
W moim przypadku
jakie to ma znaczenie
Przepraszam
Że czasami nie czuję niczego
śmierć i życie jednym są w sobie wówczas obojętnie
Milczą jednakowo zamiast krzyczeć sercem
Oto kurz czasu destrukcja i entropia bytów
degrengolada życia
grzech
niewybaczalny
Jedyny prawdziwy
Deadbat, 24 lipca 2020
"view from a bridge, can't take anymore..." - Ricki Wilde
Znów jestem na tym moście
Znów patrzę w dół na ludzi i dziejący się świat
Tak wiem to tylko chwile
Tak wiem mogę jedynie próbować chwytać
muskające moją twarz idącą od rzeki bryzą
okrawki życia
Jestem tutaj niedoskonale
Jestem tylko przechodnim wtrąceniem
Wiatr mnie przywiał
niczym ciało obce w nie-moim oku
niczym dziki kaktus na środku ogrodu
nie pasuję
lecz wciąż tkwię jeszcze
sprawdzając elastyczność chwili na nie-trwanie
i swojej duszy na ból zarazem
Przenoszę siebie dlatego jestem tu inny
nawet nagi byłbym zbyt ubrany
zbyt ciasny na wszystko to co nie potrzebuje przestrzeni
żeby się bez reszty pomieścić
Patrzę na łodzie
niedługo otoczą je gołębie
dym z płonących stosów
cisza przetykana dźwiękiem wioseł szukających po raz kolejny oparcia
w wodzie
Patrzę na piasek i dzieci kąpiące się pomiędzy łodziami
Patrzę na stado łabędzi z młodymi pomiędzy nimi
Na harmonię Gangesu
Niezauważaną doskonale obojętną
Chwilę zanim przejdę dalej
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.