Yaro, 26 march 2015
nie urodziłem się dzisiaj
zawsze byłem nie zawsze tutaj
kocham zieleń zapach siana
kocham dłonie matki
kocham patrzeć w niebo gdzie mój dom
dobru Bóg wróci pomiędzy nas
dwójeczka liczbą bożą
chodzimy parami śnimy razem podobne sny
życie darem by być
ślady zaznaczyć na piasku nieskończoności
idę ulicą możne błąkam się między sklepami
wystawy kuszą kolorami przeważnie niskie ceny
dyskont w głowie wierci mit że nie zawsze dziś
kocham zieleń zapach siana
kocham dłonie matki
kocham patrzeć w niebo gdzie mój dom
nie urodziłem się dzisiaj
zawsze byłem nie zawsze tutaj
kiedyś jak dźwięk zwiedziłem wszechświat
powiem wam mały on
jak kropla żłobiłem twardą skałę
wąwozem płynąłem z prądem marzeń
ze sztormem w głowie nieułożonych myśli
z piaskiem szumem wiatru w dłoni
pieściłem włosy ukochanej
kocham zieleń zapach siana
kocham dłonie matki
kocham patrzeć w niebo gdzie mój dom
kim jestem zachodzę w pamięć
poszukuje obrazów znaków czasu
jestem wyrazem w wierszu
co tuli poeta nad światłem świecy
zanurzam się cały w kałamarzu
staję się niewielki
kocham zieleń zapach siana
kocham dłonie matki
kocham patrzeć w niebo gdzie mój dom
Yaro, 26 march 2015
poszarzały pola bezkresne
pastwiska szare jałowe
brudna woda w rowach sączy nadzieję przez groblę
psy ujadają głodne z nienawiści
ile to złości zerwane z łańcucha niebezpieczne
zimno przeszywa dreszczem
rozpięty kaftan brudny sweter
szaro brudno beznadzieja jutra
mam dość wyczekiwania
może wiosna przyjdzie ciepła
bocian na gnieździe stanie
uspokaja to klekotanie
cały czas w koło to samo
nakarmić napoić
doić trzy razy albo i więcej
żadnej przyjemności
w nocy żonie się nie chce
mówi ogól się stary wieprzu
krowy maja paszporty jadą do rzeźni
syn w Anglii myje talerze
sasiad Józek na rencie
Yaro, 25 march 2015
ruchoma tarcza we wzorach nie do odczytania
obrotowe niebieskie kule planety
anioł nad lasem półnagi
pokazał pupę i odleciał z moim autografem
zło uciekło rowem w kierunku łąk
zrobiło się jasno jakoś ciasno
żona zbudziła burząc sens i zakończenie snu
słońce zaświeciło na znak pokoju
pomocna boska dłoń blisko nawet nie wiesz
Yaro, 25 march 2015
wszystko można wytłumaczyć
narodziny śmierć choroby nałogi
następujące po sobie akcje
reakcje skutki i przyczyny
myślę że nie jesteśmy po to by pracować
niewolnicy wolnego słowa wystarczy być
zniewoleni blisko ziemi
od życia do śmierci dzieli nas kilka sztychów
pod ziemią ciemno
wolę umrzeć gdzieś w górach na wysokim wzniesieni
przysypany liśćmi kilka kamieni
nie płacz nad śmiercią to przejście
w wymiar prawdziwej drogi
nie koniecznie do zbawienia
wszystko można wytłumaczyć
być to coś co się nie zmienia
chwytam chwile patrzę na stokrotki
w tej zieleni im ładnie
Yaro, 25 march 2015
nie spij kochaj zieleń liści
słabe trawy drżą na wietrze
samotne pastwiska
świeże powietrze wypełnia pęcherzyki
idę boso ścieżką do domu
matka czeka na dziecko
chwyta za dłonie szczęście
szkiełka różowe dźwięczą
melodia unosi w przeszłość
tutaj jestem bezpieczny
grzecznie proszę o szklankę wody
smakiem się rozpieszczę
pragnienie mija z pierwszym chełstem
spokój ogarnia wnętrze bez złości w słowach
cudownie rozkoszować myśli
odchodzę od grzechu
chwytam dzień każdą chwilę
piękno wokół napycha oczy
nadziewa uszy unosi w przestrzeń
sen zaciąga zasłony nocy lekko i przyjemnie
ciepło u mamy pośpię jeszcze
Yaro, 24 march 2015
podzielona ułamkami
ulotnych chwil
nie przemija
wydziera myśli
rwie z kopyta w samotną piaszczystą drogę
wyrwij się zaraz nim zginiesz nieświadomy istnienia
głębi wiecznej wolnej od nienawiści
szelest liści przecina membrany
drga struna wierszy
w głowie poety zagubionego w świecie myśli
na granicy obłąkania
on nie zna innej ciszy
Yaro, 24 march 2015
w moim życiu szary dzień
okazał się dłuższym dniem
wcześnie rano budzi przerwany sen
świt wygania w drogę gdzie dal goni dal
za horyzontem spocznę napije się źródlanej wody
za każda linia między ziemia a niebem
szukam twoich niebieskich oczu
zachodzę w głowie dlaczego uciekłaś w życie
nie zamykam prawie nigdy zimnych powiek
straszny to dzień gdy idziesz sam obcą ciasna ulicą
szary dzień bardziej szary nocą śnię nie jest źle
zapamiętałem zapach wiśni i słodkich ust
tylko brakuje twoich ciepłych słów
ona tu jest moja samotna pustka
nie odchodź przy mnie trwaj jak szansa jedna na milion
Yaro, 23 march 2015
po obłokach spływa deszcz moczy wianuszki
na policzkach iskrzą łańcuszki szczęścia
depresja przeszła obok ironiczny uśmiech
wodą bądź ugaś pragnienie
z wiatrem porwij w rozjazdy
ogniem rozpal namiętność
nie odchodź za wcześnie
nigdy nie czułem się tak dobrze
zostań z chwilą nie omijaj mnie
poczułem miętowy smak ust
szczere pocałunki gdy chcę kochać
wodą bądź ugaś pragnienie
z wiatrem porwij w rozjazdy
ogniem rozpal namiętność
nie odchodź za wcześnie
sen nadchodzi nad ranem ciężka w głowie mgłą
wspomnienia odkładam na półkę
ważne teraz na zawsze razem
w rytmie odnalazłem drogę do ciebie
w zieleni łąk bose stopy uścisk rąk
wodą bądź ugaś pragnienie
z wiatrem porwij w rozjazdy
ogniem rozpal namiętność
nie odchodź za wcześnie
cichy szept do ucha
zaproszeniem do życia w naszym świecie
doskonała harmonia ciał
w oddali słońce spada nie mogąc spaść
wodą bądź ugaś pragnienie
z wiatrem porwij w rozjazdy
ogniem rozpal namiętność
nie odchodź za wcześnie
Yaro, 23 march 2015
nigdy
nie braknie żaru palącego słońca
ciepła dłoni zmęczonych
życie nieskończone dobro
zakwit miłości w nas kwiatem
zieleni łąk dywany polnych źdźbeł
dłuższy dzień krótka noc
leniwy czas nadrabia stracony obraz
płomień nie zgaśnie w oku
zabłyśnie jaśniej
tęczówki widzę życie wyraźniej
w pamięci szukam drogi do domu
jest kilka każda prowadzi w dobrym kierunku
iskra boża w duszy drga nadstawiam uszy
Yaro, 22 march 2015
świat stworzył brutalny dzień
idąc ulicą boję się
gdy ściga mnie mafii cień
na skrzyżowaniu dróg
wybieram jedną słuszną
nie stoję w miejscu pierdząc w stołek
walczę każdym świtem po zmierzch epoki
mija dzień modlitwa na sen uspokaja
karabin w ręku uwiera rzemień siny bark
magazynek pełny jak żółte słoneczniki
uderzam błyskawicznie bez litości
wycieram mokre oczy
zamykam powieki
myślę co jest nie tak z tym światem
niespokojny ale syf
obrazy w głowie wyryły blizny głębokie na grób
zemszczę się nie wybaczam
uderzam błyskawicznie bez litości