Yaro, 11 april 2014
na wszystko przysięgam jak męka
w głowie tkwi myśl nieodgadnięta
jesteś nieodkryta jak karty
porywam cię w ciemno
cierniem okryte serca
w pobliżu twój zapach
uspokaja zmysły wiatr
idziemy mamy czas
nie odgadnięta o czym śnisz
patrzysz w oczy jakby nie tutaj
znikasz przy cichej rozmowie
szeptem mówię kocham
cierniem okryte serca
w pobliżu twój zapach
uspokaja zmysły wiatr
idziemy mamy czas
śmiejesz się jak deszcz
moczy świat za oknem
ciepło nam we dwoje
ściskam delikatnie twoje dłonie
cierniem okryte serca
w pobliżu twój zapach
uspokaja zmysły wiatr
idziemy mamy czas
Yaro, 11 april 2014
pod górę się wspinaj połykaj tabletki
jak każdy trudny dzień
od świtania po zmierzch
opanuj swoją schizofrenię
wykąp się w królewskim stawie
wśród łabędzi których nie ma
tylko w uszach trzepot skrzydeł
pióra na wodzie unoszone lekką ręką wiatru
wszędzie widzisz węże jak pawie oczka na włosach
ukochanej żony która błyszczy i cię kocha
obojętnym wzrokiem wodzisz po pokoju
kochasz tęsknisz
słowa są nieodpowiednie wolisz patrzyć w okno
powtarzasz że się stanie jak końcowe rozlanie
wróżysz sam sobie drapiąc się po głowie
Yaro, 11 april 2014
kiedy mi to przejdzie
odeszłaś jak nie powinnaś
zostawiłaś w sercu puste miejsce
jak kwiaty bez wody
uwiędłe matowe bez szansy na egzystencję
poezja rozrywa mnie na strzępy
czekałem na ciebie tyle lat
w szufladzie nasze pożółkłe zdjęcie
na plaży objęci
fale zastygły w miejscu
piasek pieścił stopy
pozostałem obojętny
jak w szklance woda z czasem mętny
nasze szczęście prysło mydlany los
padał deszcz zalany łzami
załamywał ręce bez pożegnania
odjechałaś w swoje ścieżki
w ręku pozostał mi twój szalik
na stoliku żółte koperty
zmieszany wróciłem do czterech ścian
drzwi otworzyła mama
w oczach jak diamenty widziała moje nieszczęście
Yaro, 8 april 2014
nie pukałaś tego wieczoru
weszłaś półnaga
piękną ujrzałem
zawstydziłem się nie umiałem wyłowić słowa z siebie
zapomnieliśmy o bożym świecie
zatrzymany w przestrzeni
zacząłem marzyć
nasza miłość czystą stała się rosą
podałaś dłoń kruchą przytuliłem
nasze usta spotkały się w pocałunku
wino się samo odkorkowało na tą okazję czekało
chwila zatrzymana w przyjemności
zegary nie liczyłem godzin do świtu
twoje piersi nabrzmiałe
gorące plecy na czole rosa
więcej jej nie ujrzałem listy słałem
bez odpowiedzi
w szufladzie zdjęcie na dnie jak moje serce
Yaro, 7 april 2014
życie tańcem się toczy
poruszaj się z gracją
nie ma miejsca na bylejakość
krok po kroku bez zwrotu z obrotem
trzymaj pannę za dłonie nie ściskaj
wiem jest zainteresowana
tańcz dopóki muzyka płynie przez żyły
wycieraj pot chusteczką co ma
nie jesteś głupi korzystaj z biesiady
nie jesteś głupi otwórz się jasną miej głowę
pilnuj jej adoruj bo ciebie chce
nie chwal kolegom nie mów że źle
płyń przez salę jak statek oceanem
są żagle napełnij je wiatrem
jest gdzieś ląd jest port miłości
szanuj owoce które masz
one też wydadzą plon nie byle jaki
Yaro, 7 april 2014
zadajesz pytanie
dlaczego pijesz Adamie?
Ewo piję z żalu za utraconym Rajem
mam dość twoich narzekań i ziemskich marzeń
jak w nierealnym świeci nie śmiem myśleć o kobiecie
rano gdy do roboty wstaję jak za karę
mogłem leżeć pod drzewem
jeść banany nie wiedząc co znaczy biedny co bogaty
wystawiłaś na ziemi cennik zmuszając do pracy
Yaro, 7 april 2014
otworzyłem na oścież serce
stałaś
półnaga bosa w drzwiach
chwyciłem
za twoje zimne dłonie
by je ogrzać płomieniem miłości
przytuliłem cię i pocałunkiem spłoszyłem motyle
uciekłaś
przed ciemną nocą
samotność jak rak drąży
cichy szept wypełnił pokój
teraz
śpij nie grozi ci nic
co mogło by wzbudzić strach
Yaro, 6 april 2014
w poprzek ulic kałuże krzyczą
pełne krwi niewinnych
topionych w wannie
zakopanych żywcem
antypatrzy nadaje numer każdy go ma
pesel to numer jak w obozie
odrutowani skazani na prace
od świtu po zamknięcie powiek
pedały lezby pedofile na szyi mają warkocz ze sznurowadeł
na głowach worki wycięte otwory na usta
nagie szafoty błyszczą w oczach ostrza
tłumy czekają na polach armagedonu
za wcześnie na apokalipsę
Yaro, 6 april 2014
dokąd zmierzasz chwilo w pamięci
co nam pozostało prócz wspomnień
nawet gdy źle wojna gniew ludzi
odszukasz znajdziesz czas na wspominki
gdzieś w kącie przytulony do ściany w celi
ten świat traci równowagę podparty kijem słabym
kiedyś coś pęknie może już pękło
tak mi się wydaje grząsko w tym bagnie
składam litery upycham słowa w zdania
wszystko podane jak danie kawa rozlana
myślisz co kupić a oni nie mają co do gara
współcześni niewolnicy bardziej grzeszni
nie ma chwil pokój przestaje być pokojem
w powietrzu motyle trzepoczą skrzydła
jak flagi zwycięskie
delikatne mocują sie z wiatrem