Czapski Tomasz, 13 february 2014
lubię pieszczoty
niewinną zabawę palcami
w miejscach wrażliwych
i czułych
wędrowanie na granicy łaskotek
a podniecenia
to skradanie ustami
delikatnie napinające każdy z nerwów
w stan oczekiwania
na muzykę wygrywaną końcem języka
wilgotną od przyjemności
wsłuchiwania
dotyk włosami
co z piersi wyrywa serce
i kołysze intymnością
zamkniętą w uścisku ciał
w poczciu
że jest się pąkiem
tuż przed rozkwitnięciem
niewinnym a za razem dojrzałym
gotowym
by być kwiatem
całuj proszę
nie przestawaj
baw się mną jak tylko pragniesz
najszczerzej
tak by satysfakcja
smakowała jak kakao
grzejące zmysły i ręce
zima odchodzi
czy czujesz zapach wiosny
przywitajmy ją topniejąc
dzisiejszej nocy
a w zamian rankiem przyniosę na śniadanie
przebiśniegi
na zielonym talerzu
ze złotą pięciolinią ptasich śpiewów
czy teraz jest ten moment
żeby się kochać
tak wiem
żartowałem
twój oddech
jest początkiem mojego słowa
Czapski Tomasz, 13 february 2014
jeśli się kochać
to tylko przy świetlew
obecności nagich ciał
i choć ćma czasem zasłoni powiekę
nie bać się to przelotny cień
w nim można odpocząć
popatrzeć w oczy
porozmawiać
popieścić ramiona
położyć na piersi rozgrzane czoło
a kiedy przyjdzie ten moment
doznania
znów ruszyć
na podbój słońca
gdziekolwiek by się nie schowało
Czapski Tomasz, 12 february 2014
mówisz zostań
nieśmiało rozchylając szlafrok
kiedy opadł na podłogę...
rankiem zbudzony uwierzyłem
że chodzenie nocą po niebie
nigdy się nie kończy
a ty spokojnie zapytałaś
czy było dobrze
podając zapach zaparzonego wschodu
...nie odpowiedziałem
przytuliłem zaciągając się ustami
zaczynając dzień od zachodu
Czapski Tomasz, 10 february 2014
błądzę po tobie
szukając wszystkiego co nieznane
odkrywam nowe pod każdym rąbkiem ubrania
zrzucasz je
wolno
zbyt wolno wszystko się dzieje
pożądanie szaleje kotłując krew w żyłach
sączą się hormony z każdej szczeliny ciała
wyczekiwanie
pogrążone w obłędzie
wybuchasz
jak młody wulkan pragnący gorąca
wypełniając najskrytsze tajemnice
o których sam Bóg
zapomniał
każdym dotykiem wypalasz
witraże skierowane w stronę duszy
błogostan
stający się ołtarzem
na którym składam siebie
i wszystko co czuję
podążając palcami wzdłuż kręgosłupa
zamieniając niezwykłość
w nadzwyczajność
nie muszę podnosić oczu
by widzieć wszechświat
tyle gwiazdozbiorów na twoich plecach
zaczyna ożywać
wciąga mnie
bliskość nieskończoności
doprowadzona do szaleństwa
otwierając oczy
nie mogę nabrać ostrości
lewituję
szukając odniesienia
którego mógłbym się przytrzymać
by nie odlecieć za daleko
od stóp po czoło
ustami zgarniam kobiecość
próbując umrzeć na wszelki wypadek
kiedy miałbym się okazać
że to następny
wyimaginowany sen
ciała pragnące kochania
naprężają mięśnie
luzują z każdym dotknięciem
podrygując wywołaną euforią
drżą
przelewając się wzajemnie
zmieniają stan skupienia w obłok
wilgotnieją i opadają
na białe prześcieradło które staje się wanną
wypełnioną rozkoszą
diabelski głos szepcze
nie mogę z nim walczyć
nie chcę
niech kusi wabiąc do piekła
byle by tylko nie przestać
tonąc w nim
płonąć
z każdym głębszym łykiem szczęścia
anarchia uczuć zapętla się na szyi
rozrywając pocałunkami kręgosłup moralności
bezbronny leżę
ty na de mną
nie przestawaj
tak jest dobrze
dobrze
mi w tobie
Czapski Tomasz, 6 february 2014
mamy ten sam problem
przebywania
kiedy każde z nas tą samą czuje potrzebę
w końcu któreś się zapomni
choćby specjalnie
i zbyt długo przytrzyma za ręce
tylko czy wtedy wystarczy nocy
by nas zadowoliła
ilością westchnień i długością godzin
gra toczy się ciągle
kto dłużej wytrzyma w swojej wyobraźni
nie pękając zbyt wcześnie
które bardziej odważne w spontaniczności
właściwą wychwyci chwilę
dając znak że właśnie ma się spełnić
taki spacer po którym wrócimy
zupełnie innni
patrząc swobodniej na kolej rzeczy
Czapski Tomasz, 5 february 2014
wiesz co najchętniej bym zrobił
kiedy do mnie tak blisko podchodzisz
niby obojętna i beztroska
kiedy muszę zrobić wszystko
by nie dotknąć
a wywołane pragnienie zagłuszyć
opuszczając w dół oczy
jak podajesz szklankę
a ja ją zmieniam z oczywistości
w coś do nieopisania
żebym tylko móc skryć się na dnie
i czekać aż poczujesz
że musisz
wilgocią natrzeć usta
ułamki sekund
zawieszone w spojrzeniach
kiedy ma się wrażenie
że źrenice są tak blisko siebie
jak nic do tej pory
ta zmienność w nich koloru
tworzona na poczekaniu
gdyby zdarzyło się cokolwiek
innego niż słowa
jak gówniarz ze spuszczoną głową
czekam na spóźnioną pieszczotę
ty do mnie mówisz że ładna pogoda
kiedy ja
nie mogę doczekać się deszczu
wtedy przysiadasz przy mnie
przeklinając chmury
a ja po skroniach cię głaszczę
zawsze to coś więcej
niż głuche myśli
w obrębie ścian
co ranek mówimy sobie dzień dobry
wychodząc z przyległych sypialni
zawsze oddzielnie
z przypadku tak samo
na siebie wpadamy
wiesz co najchętniej bym zrobił
w takim momencie
Czapski Tomasz, 5 february 2014
mogła byś czasami
spojrzeć inaczej
z wierzchołka Jakubowej drabiny
na sprawy przyziemne
firanki to nie zasłona przed światem
szczególnie gdy okna otwarte w przestrzeń
zaciągają powietrze
zamieszać zupę w przeciwną stronę
z obierek upleść kokardki
takie nasze rodzinne spaghetti
domowej restauracji
po którym smak zamiast milczenia
wypełniałby półmiski
godowej kolacji
ręce wyciągnąć przed siebie
zamieniać dzień w przebywanie
zaś nocą kochać inaczej niż zwyczajnie
schodząc w dół po schodach
udawać że grawitacja zaspała
spadać na moje ramiona
siłą kobiecego ciała
założyć sukienkę
tą z przed paru laty
tak cudnie leżała na piersiach i biodrach
zostawić ramiączko niech opada
drugie też
bo jedno za mało
żeby ramiona całować
zgłodniałymi ustami
ty jednak wolisz ripostami dzielić łoże
szarymi argumentami co najgorsze
zlepiać w codzienną destrukcję
zbyt wysokie mury
zbudowaliśmy chińskim rozpędem
może faktycznie
na wczoraj załóż sukienkę
bym mógł wrócił na łono
które kiedyś mnie rodziło
wówczas zatrzymam czas
żeby to co się wydarzyło
nie zdarzyło się nigdy
po za tobą
której wypowiadam
jutrzejszą miłość
Czapski Tomasz, 2 february 2014
nie wiem co bardziej na mnie działa
kiedy zasypiasz czy jak się budzisz
w obydwu tych sytuacjach
przechodzą mnie dreszcze
mam ochotę dotknąć
przytulić
coś powiedzieć
a zarazem boję się że tą chwile utracę
zupełnie niepotrzebnie
więc tylko patrzę
uciekając w głąb siebie
stając naprzeciw marzeniom
z nimi czuję że jest bezpiecznie
cokolwiek by to znaczyło
łatwiej zasypiam
mam takie wrażenie
tylko czemu oczy wciąż żywe
odrzucają senność
poprawiam kołdrę
przypadkiem dotykając szyję
Boże! jak płonę
jaka pragnę by ją zerwać
i wcisnąć w ramiona
najmniejszy fragment ciał
rozpalić kobiecość do biała
tak by grzech stał się rozkoszą
i błądzić z nią
w najciemniejszych piekła zakolach
nieść jak zakazane jabłko
wysysając każdą kroplę trucizny
na przekór zbawieniu
nie dbając o duszę...
…ja muszę !...
...wyjść
zaczerpnąć świeżego powietrza
to następna noc przedzielona drzwiami
widzę w szczelinie światło
pewnie nie śpisz może czytasz
a może o mnie marzysz
chwilami
myślę że wystarczyło by tylko zapukać
pod byle pretekstem
i spełni bym to czego szukam
nie siedząc
nad tym wierszem
Czapski Tomasz, 2 february 2014
opowiadasz swoje historie
dobre i złe
staram się je poukładać
jak najbardziej chronologicznie
względem jakości i dojrzałości
wyszukując co powinno zostać
na jutrzejszy dzień
a o czym powinnaś zapomnieć
tej nocy
nie jest to łatwe
kiedy siedzę naprzeciwko
patrząc jak ocierasz oczy
z biegiem płynących godzin
„czwarta nad ranem”
śpiewa Stachura
mimo że dobrze znam
cały tekst
dopiero zaczynam rozumieć
u nas już szósta
nie opłaca się spać
ostatnia lampka wina
po spowiedzi powinno się kochać
najmocniej
a my podziwiamy przy stole
odnalezione sumienia
jak przyjaciele z piaskownicy
mała dziewczynka
mały chłopiec
on mówi że czwarta
że blues
że smutek w sercu gości...
przerwij na chwilę
Edward
dam ci radę
po znajomości
abyś poczekał do szóstej
i nie zasypiał
a zobaczysz jak słońce
potrafi przywracać
do życia
Czapski Tomasz, 2 february 2014
podaruj mi kawałek siebie
żebym mógł mieć coś drogocennego
nosić w portfelu
pod płaszczem
i kiedy zdejmuję kapelusz
patrzeć za każdym razem
czując tęsknotę wplecioną w samotność
przed dalszą drogą
zakrętem
którego nie ma na mapach
a tkwi jak drzazga
w oku
podaruj mi coś co pozwoli wierzyć
w dalszy ciąg
bez teorii i tezy
którą może obalić
byle jakikolwiek człowiek
może to być garstka słów
albo noc
w końcu gwiazd nigdy za wiele
a księżyc często zawodzi
szczególnie pełnią
udając słońce
pytasz mnie
czy to wystarczy
że przecież mogę zostać
że mam klucze
i twoje serce
masz rację
może kiedyś tu wrócę
na pewno nie dziś
ani po jutrze
zostawię połowę duszy
niech to będzie wstępne
na dalsze być może
proszę
zaopiekuj się nią
między własnymi sprawami
o dwunastej i północy
całuj
to dobry czas na wspominanie
ja po drugiej stronie
będę robił to samo
mając nadzieję
że to twoje usta