Yaro, 22 stycznia 2020
włosy brązowe targa wiatr
oczy perłowe moczy potok łez
usta czerwone wyczekują przepustki
bym mógł całować
wybiegam z pociągu
biegnę do drzwi
obejmuje cie całą wzrokiem
przytulam się
jakbym nie widział cię cały rok
zakochani jak noc i dzień mijamy się
pragnę przy tobie być i życia najwięcej dać
uciekam myślami na inny ląd
biegniemy plażą pada deszcz
Marek Gajowniczek, 22 stycznia 2020
Na przeludnioną Ziemię
hodowano pandemię,
która mogła być gorsza niż wojna
i po dziesiątkach prób
mogą wypełnić grób.
Niepotrzebna interwencja zbrojna.
.
Wirus wciąż był badany.
Różne grypy odmiany
nieustannie szalały na globie,
lecz mimo wsparcia w bankach
nie wróciła hiszpanka.
Pomyślano o innym sposobie.
.
Złośliwe patogeny
warte są każdej ceny,
a potrzeba to wielka pokusa.
Dziś mikrogenetyka
spod kontroli umyka
mutacjami koronawirusa.
.
Po HIV-e i Eboli
z odrobiną złej woli
najgorsze można snuć przypuszczenia,
że znów Eugenicy
planują w tajemnicy
dość drastyczny sposób odchudzenia.
.
Katastrofa kosmiczna,
ziemska broń biologiczna
lub obawa Czasów Ostatecznych -
to odmiany Hybrydy,
a nie zwidy - niewidy!
Wirus z Wuhan -
genom NIEBEZPIECZNY!
.
Nie przypadkiem gdzieś w Chinach
plaga się rozpoczyna.
Nie powiodły się wojny handlowe,
ale groźna bakteria
i geoinżynieria
są gotowe rozpocząć nowe!
.
Kwarantanny! Izolatki!
Monitoring na przypadki
i kontrole na granicach!
Zarządzanie kryzysowe!
Środki - ogólnoświatowe,
aż zadziała Spec-Koncernów
Szczepień Szpica!
blue eye, 22 stycznia 2020
późno już. ostatni zawrót głowy odjechał razem
z czasem. jeszcze słyszę jak tyka. jeszcze chwilę.
cisza jak bezpański pies łasi się o ciebie.
już nie pamiętasz słów głaskanych w całość.
jedność otoczona brakiem chęci zanika.
nie szukaj mnie tam gdzie cię nie ma.
odeszła pora jutra a dziś już późno. za późno.
Marek Gajowniczek, 20 stycznia 2020
Pan Marszałek Koronny
znak wdzięczności - dozgonny
regularnie przyjmował od stadła
i bez cienia żenady
chował go do szuflady,
a korona mu z głowy nie spadła.
.
Odrobina kultury
nie wymaga faktury
ciepły uśmiech zupełnie wystarczy,
albo grymas surowy,
gdy zakład pogrzebowy
zbyt wysoki rachunek dostarczy.
.
Są przeróżne zwyczaje
tak, jak różne są kraje.
Różne myśli przychodzą do głowy.
a zwyczajna ogłada
często nam podpowiada:
Koniak musi być czterogwiazdkowy!
Yaro, 20 stycznia 2020
magazynki pełne ołowianych kul
przeładowuję broń
ciężką i śmiertelną
na celowniku dni które zatarł czas
mam chwilę by zemścić się nad samym sobą
naciskam spust
zapach gazów prochowych
zgrzyt zamka powrót
dalej biec mogę by nie ujrzeć cię nigdy więcej
biegnij Forest biegnij
Marek Gajowniczek, 20 stycznia 2020
Kasta w miastach!
To widać!
Kasta w miastach!
To słychać!
Kasta w miastach!
To widać, słychać i czuć!
.
W świetle profitów, w cieniu dochodów
miejsce ma kasta w centrum narodu.
Ma swoje sprawki jasne i tajne.
Jak ona sama - też nadzwyczajne!
.
Kasta w miastach!
To widać!
Kasta w miastach!
To słychać!
Kasta w miastach!
To widać, słychać i czuć!
.
W presji zawodu, w słowach kamieni,
w mediach, w publicznej także przestrzeni,
w każdym wyroku po jednym roku
wysokość kaucji mają na oku.
.
Ścieki bezpieki gdzie chcą, tu leją.
Zwracają nasze domy złodziejom
i tylko swojej pilnują kasy,
by im smarować ciche zawiasy.
.
Kasta w miastach!
To widać!
Kasta w miastach!
To słychać!
Kasta w miastach!
To widać, słychać i czuć!
.
Zatkane uszy. Zamknięte oczy.
Wyrok bez duszy. Sprawa się toczy.
Na żadnych pasach pirat ulicy
nie minie babci i zakonnicy.
.
One są zawsze sprawcą kolizji.
Oglądaj w INFO - dziś w telewizji!
Wygasisz obraz? Wyciszysz głos?
Koniecznie także zatykaj nos!!!
.
Kasta w miastach!
To widać!
Kasta w miastach!
To słychać!
Kasta w miastach!
To widać, słychać i czuć!
supełek.z.mgnień, 20 stycznia 2020
Martwy motyl przyklejony psią śliną do okna, nie składa się
w ofiarę, po kilku dniach rodząc robaki. Prześwietla je światło i kot,
wykazując większą ruchliwość od deszczu na nastroszonym ogonie.
Dni definiują nas, jak zapas jedzenia, motywy ciał, albo film z dubbingiem
w obcym języku. Przy grobie ojca, który jest logarytmem innych grobów,
nikt się nie modli. Zbyt łatwo w cieniu starej gruszy miarowe nic, nic, nic,
gotowe na bluzgi. Kolory przeciągnięte od poczęć blakną do jednego.
Dzieci jak niemowlęta dotykają rączkami powietrza, niby żałobnicy niosący
rozkołysane trawy, tak jak zdumiewa nas, że dzień dobiega końca,
a szczelny zmierzch daje więcej niż zabiera: przy całej natarczywości życie
wieczne nim przeboli, opatrujemy w przedawnionym dzisiaj. Na okładce książki,
którą kiedyś napiszę, między zdziczałymi śliwami szczeniak w tekturowym
pudełku, wygląda jakby przeżył samego Boga. Powinnam się poruszyć,
docieszyć jego wycie naszą karykaturą w kałuży. Istny karnawał bezsłownych
komiksowych dymków. Z nocą, z niebem, i tak dalej. Kartka papieru.
W dogmacie moja twarz zatrze się najszybciej.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.