Sztelak Marcin, 31 stycznia 2018
Codzienna dawka opętania wzmaga
apetyt. Na ostre przyprawy,
wypalające znamiona na piętach.
Drogi Achillesie nie zdejmuj butów,
to grozi odwodnieniem na przestrzeni
wieków.
Liczne potknięcia o kamienie milowe
wciąż wywołują chroniczne bóle,
na szczęście rozłożone w czasie.
Na tak zwane czynniki pierwsze.
Ewentualnie warstwy, które za diabła
nie chcą być kręgami piekieł,
ani nawet najprostszym obłędem.
Drogi Parysie, nie baw się łukiem,
obiad na stole. A na deser kwaśne
jabłko dla najpiękniejszej.
Sztelak Marcin, 30 stycznia 2018
Niepełne zdania snute jak dym
z najtańszych papierosów.
Być może z odrobiną
poczucia winy.
Chociaż dominuje wstyd,
szczególnie przed rozbitym lustrem
– oto jest przyczyna pernamentnego
niedogolenia.
Jednak wolę wierzyć, że to sznyt,
sposób na wyrażenie siebie
rodem z kiepskich poradników.
Bełkotliwa filozofia wywołana
nadmiarem, na przykład dróg,
którymi mógłbym iść.
Nie tylko w stanie upojenia
jednym czy drugim z długiej listy
grzechów.
Oraz, co oczywiste przed niedoszłym
przebudzeniem – cnót.
Sztelak Marcin, 29 stycznia 2018
1.
Czas zapuścił korzenie, z tyłu głowy
golema. Glina najgorszego sortu
a ręka niesprawna i drżąca.
Nie ma miejsca na zaklęcia.
2.
Pierwsza gwiazdka rozpękła
na tysiąc jeden drobiazgów.
Chociaż pewnie to tylko bajka,
ostatniej nocy.
3.
Sztuka wklejania dopracowana
do perfekcji, więc szczęścia
i innych.
Być może nawet potrzebnych.
4.
Pod choinką zapomniane prezenty,
niewręczone z braku chętnych.
Ewentualnie papieru w odpowiednie
wzorki.
5.
Mimo wszystko miejsce wciąż czeka.
Nienapoczęte.
Sztelak Marcin, 23 stycznia 2018
Półprodukt, zaczyn, od zawsze
w nietrwałej formie.
Lepszy czy gorszy – mało znaczy
jako że słowo pada.
Niepodatne na wzrosty, a życie
nigdy nie odpuszcza.
Szczególnie w aspekcie ciągłej
zmiany.
Której podlegamy, chociaż właściwiej
– polegniemy.
Jak przystało na człowieka, zawsze
z niewypalonej gliny.
Sztelak Marcin, 20 stycznia 2018
Stylowe dowcipy, jedynie szeptem
w najgłębszym mroku.
Nieprzeniknionym dla łakomych oczu.
Zgrabny początek, ale bez dalszego ciągu
– niespełnienia wypełzają z kątów,
więc pozostają tylko skoki w bok.
Zakończone zwyczajowym upadkiem
tuż pod koślawą linie horyzontu,
ewentualnie w niedopraną pościel.
I wraz z nocą coraz większe
rosną szepty,niestety
z każdym upływem mniej śmieszne.
Sztelak Marcin, 17 stycznia 2018
Nocą w wyzłoconym rynsztoku szukam śladu
przedwczorajszych snów.
Tych, z których budził jeszcze świeży dotyk.
Ledwie napoczętych ust. I nawet nie zasłaniałem
okien, nic mnie nie obchodził deszcz
spadających gwiazd.
Być może z braku życzeń.
Jednak dzień zasiał niepokój słów,
coraz częściej rzucane rosły podskórnie.
Ostatecznie wydały plon.
Nazbyt obfity jak na cztery ściany
dzielone na pół.
Sztelak Marcin, 16 stycznia 2018
Papierowe statki płyną nieoświetlone
ku najodleglejszym portom. Z ich pokładów
odkrywcy wysyłają listy w stemplowanych
butelkach.
W których skwaśniało wino, ocet
wytrawił skórę. Rozpiętą w nieszczelnych
oknach, chociaż może to świat utracił
symetrię.
Dziś zakrzywia się bliżej światła, przygasa
w coraz ciaśniejszych kręgach.
Wciąż jednak wszystkie zaćmienia
po tej stronie księżyca zaplatam w warkocze.
Rzucone na wiatr giną w bezkresie dnia.
Nie patrzę.
Sztelak Marcin, 15 stycznia 2018
Nie boję się burzy, mam w kieszeniach
zeszłoroczne przymrozki.
Te, które zamordowały dzikie czereśnie
posadzone nienazwanym wiatrem.
Pod nimi zbierałem usta przygodnych
dziewczyn, szczególnie w deszczu,
co to kazał im pędzić
wprost w zakrzywiony horyzont uliczki.
Tam nikły mgielnie, zsyłając cud zapomnienia.
I chociaż czasem przychodzili
ci, którzy zwali to obłędem
śmiałem się rozrzucając przejrzałe owoce.
W końcu ktoś zwinął ciszę
w zaciasny kłębek. Już nie mogłem
niezauważony zrywać strun na bukiet
dla najpiękniejszej.
Nie boję się burzy, mam w kieszeniach
przedarte dokładnie na pół
zdjęcie.
Sztelak Marcin, 14 stycznia 2018
Dręczy mnie odległe echo
z drugiej strony piekła
wciśniętego w fundament
domu.
Choć dziś pozostały zgliszcza
i wybieranie cegieł na sprzedaż
obnośną. Stąd do siódmego nieba.
Z nadzieją, że ostatecznie spadnie
na głowę i przystroi w wieniec.
Być może nawet laurowy.
Więc uparcie zaprzeczam: nie śnię.
Szczególnie we śnie,
wtedy zwyczajnie zamykam oczy
i bez mrugnięcia nie oddycham.
Bezsprzecznie – nie ma dowodów
na przebudzenia.
Sztelak Marcin, 13 stycznia 2018
Egzegeza:
Począwszy od jaja. Uczta
z bezwstydnym spijaniem resztek,
aż do obrzmienia przełyku.
Pod koniec nic nie zostało,
a jednak siedzimy.
Otępienie zapisane na poczet
cnót.
Stan przejściowy:
Okolice południa, w przybliżeniu
jesteśmy ponad.
Każdym apelem do domniemanych
sił wyższych.
Więc bezustannie modelujemy
zdjęcia.
Na obraz i podobieństwo.
Ześrodkowanie:
Wszystko i tak się zamarze
na przemarzniętej szybie.
Chyba że zima
spłonie.
Popiół uczerni twarze
nawiedzonych.
I już nie będzie zakończenia.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.