Florian Konrad, 21 sierpnia 2011
dwudziesty dziewiąty odpływa
coraz dalej, przez wiosnę, lato, przez zielone listki
i utleniasz się, pokój traci pamięć
jeszcze oglądasz telewizję, coś czytasz`
ale coraz wolniej, czujesz ten puls, gnicie, mętną wodę
gorąco w każdym śnie, grudzień się rozpuszcza
pożółkła choinka
jesteśmy mali, zapadamy się w głąb podłóg
dzwonię do ciebie
nikt nie odbiera, pewnie zniknęłaś na dobre
lub rozwiązujesz krzyżówkę
tylko nie widzę cię przez gęste sito
dom choruje, coraz więcej w nim piasku i mgły
nie umiem cię przesiać, oddzielić od plew
leżę na brzegu
pluję krwią
Florian Konrad, 8 sierpnia 2011
na początku dotyka ją lekkie zagubienie
spłoszone numery autobusów giną
i trzeba wracać taksówką, albo udawać że zna się
jakikolwiek numer telefonu
zaraz potem przychodzi bezradność, jałowość
pozabierali... zabrali... ukradli... oni...
gdzie są moje? nie ma ? jak ?
(coraz trudniej dobrać słowa)
później staje się małą dziewczynką
ile masz lat?- siedem -odpowiada, nieudolnie
walczy ze sztućcami, je rękoma
nie poznaje własnego odbicia
rozmawia z siostrą zza szyby
nie ma imienia
w końcu traci ,,dzisiaj", leży
monosylaby płyną
oczy wciąż są wilgotne
Florian Konrad, 3 sierpnia 2011
koniec żałoby
wracasz do domu, jeszcze bledsza
pełna pyłu, podobno ze świeżo spadłych gwiazd
po drodze strącasz dwadzieścia trzy gramy duszy
cholerny lipiec- wyrósł nie w porę
mijasz identycznych ludzi, pożółkłe fotokopie
wszyscy stoją z otwartymi ustami, milczą
jakby wiedzieli że twój głos pochodzi z nocy
nie istnieje przed zmrokiem
zbyt szybko zmienia się w popiół
jakby znali go już wcześniej
słyszeli nad brzegami
zostawiasz im podkowę na szczęście
rysunek nagiej dziewczyny
wyryty na skórze starą spinką
i kilka zaschniętych serc, brudne portrety
niewiele
cholernie dużo
Florian Konrad, 23 lipca 2011
rozbijmy ekrany. co do jednego
w starych gwiazdach dawno wypaliły się barwy
niech pozostaną jedynie dźwięki, czysta energia
pętle na klamce
rosną kamienie, drgawki. nikt nie cofnie bębenka
siedmiostrzałowy tydzień pęka
we włosach gubi sterylne nuty, w konturach- płytki
dryfujemy w górę
przez nocne, drewniane mapy, śliskie ślady
po kablu i głośniku
ostra reakcja na światło
za rogiem tramwaje rozjeżdżają mgłę
melancholik rzuca z balkonu garść ziaren
najdalej pojutrze połowa przechodniów obudzi się
ze słonecznikami we włosach
albo z łuszczycą
obdartus z rolls royce'a zapina pod szyją skórę modelki
pokrzywa w butonierce
…uprasza się podróżnych o niepalenie przy zwłokach
Florian Konrad, 23 lipca 2011
twoje imię wyrosło z popielniczki, błyszczyka i noża
przez gardło płyną resztki moich palców
(nie bądź pierwociasna, umiem wejść w najpłytsze)
w zębach przyniosłem kwitnienie
i wzwód na niegrzeczne dzieci, musisz znać tę bajkę
tacy jak my zawsze znajdą dla siebie dom i talerz
(zbijesz jeden, zamieszkasz w drugim)
rozchyl, nieładnie odmawiać starszym
masz taką świeżą ścieżkę na karku
(ktoś naznaczył przede mną? odpowiedz!)
zaciągnij się, znasz tę gorycz?
cos szumi
e, to tylko kolejne powietrze, nie wsłuchujmy się
całymi strumieniami płynie w nim mdły prąd
uważaj, jeszcze wpadniesz
przełknij
dobre, do ostatniej iskry
Florian Konrad, 21 lipca 2011
morowe czasy
nasza stara matka nocą rozsiewa popioły, krzyczy
broni nas przed piorunami, liczy koronki
jej siwe włosy płyną po pochylonych płotach, bruzdach,
wyorują czaszki, ślady, rdzę
czasami czyta ,,Delirion", zaciska zęby
ciężkie okiennice, ramiona, tłumią odgłosy lasu
w szybach błyskają malwy i twarze tamtych
brudnych, z gorzkiego powietrza
przypadki? już nie musisz znać wszystkich
najważniejszy jest celownik, to on tworzy zimne ognie
teraz idź, pamiętaj- jeśli cię dogonią- milcz!
jej imię jest nieodmienne
Florian Konrad, 20 lipca 2011
patrzy tępo, otoczona wiązankami
pełna ciszy, więdnięcia, ciężkiego potu
coraz mniej sterylna (znów weszli mi pod skórę
nie wrócili, szukałam ich, gryzłam)
atmosfera celi, na ścianach wydrapane dni łamią się
(ciągle przychodzą, tylko coraz więksi, krzyczą)
tonie w mdłym, gorzkim, liczy kroki na pooranym
zmarszczkami suficie, oddechy, pętle
(zabrali mi dziś już drugie serce, dranie)
klimat za oknem zmienia się, twarze odbijają w wodzie
(nic tu nie jest moje, tylko znoszone lata
bezoddechowe lustro i paczka połamanych zapałek)
latawce spadają, ciało jest jeszcze ciepłe, mówimy
dużo ciszej, by jej nie budzić, słowa pęcznieją
(karmią mnie parafiną i ogniem, pozwólcie mi wrócić)
Florian Konrad, 13 lipca 2011
Jasny korowód
respiracja, głowy wzdęte od ciepła, igły, w tle wrzask!
idziemy do lasu by sadzić brązowe plamy
przegniłą pościel, deszcz już nie smakuje tak słodko
jak w czasach pierwszych spacerów
przez kwiaty i skóry rówieśniczek
wysycha w nas tusz, na włosach relikty czerwonej farby
(zabili jednego orła- pod okrągłym stołem wykluł sie drugi
na głowie miał brudną koronę)
czekamy, aż zmienią nam powietrze (tfu, szklane ścierwo
kolejna zbita fabryka, taka ładna była, z kompletu
toasty wszystkich krajów wznoście się, póki my pijemy)
tędy, po sznurze, potem w prawo, za kroplówkami
przez żyły- mówi bezlistna pielegniarka, lecą wióry
patrzymy w sufit, korytarz wlecze się, rzężenie
siwiejemy od wapna
szybciej, panowie- musimy zapić tę gorycz
zanim zlecą się muchy
Florian Konrad, 13 lipca 2011
patrzysz na nią- trzydzieści lat, fuckable
wyrywa mięśnie, podskórne witraże
brokat wślizguje się w opuszczone ciało
brak substancji do transferu osobowości
musisz nadać jej imię, powiedzieć, kiedy może
dotykać, kłaść łzy i śliskie pocałunki
poprawia imię, akt urodzenia, wypuszcza pąki
kalendarz jest pełen nowych świąt
które może obchodzić na różowo, na słodko
wznosić toast imbirowym piwem, perfumami
klej spływa po szpilkach
nieprzełkniętym jabłku Adama
on umiera, głęboko, gubi się w żyłach
jest teraz w drugim stadium, bezdomna, twarda
przygarniasz, rozciągasz prześcieradło
próbujesz polizać
Florian Konrad, 12 lipca 2011
niepewność, każda minuta pęka, zabiera nam zapach
cios w potylicę, nożem, przez znamiona i deski
(a w niej ciągle tlą się organy, psy nie poczuły fermentu)
jej granice zanikają, złoto wypada spod żeber
trzęsie się, drążmy!
wiesz, baby, zawsze chciałem poczuć tę małą wilgoć, strzępki
nie szarp się, gwiazdy w tobie puchną od nadmiaru ziemi
wypluń, gdy staną się kwaśne
-szepczę, wiem, że nie słyszy
przybij łopatą, udepcz, stanie się pożywką
dla mchu i liści, fałdą
coś się wylewa, pewnie to rosa, zetrzyj rękawem, Józek
pomódlmy się
niech więdnie
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.