Tomek i Agatka, 27 july 2019
zniknę Ci kiedyś
deszcz mnie rozmyje
w którejś piosence
poniesie przestrzeń
w echo głębokie
przez rzekę górę
w dolinę siódmą z ośmiu
tajemnic sennego nieba
kropla po kropli
w ciszę bezkresu
w mech pod stopami
leśną aortę
w zapachu deszczu
skroploną cząstką
i tyle tylko...
co wiatr wyszepcze
zostanie po mnie
refren w pamięci
powracający falą
przez mgłę
zniknę Ci kiedyś
tak jak się znika
w kamień przy drodze
w koło wiatraka
źdźbło pochylone za setnym z ostów
w bruździe pod chabrem
polnego nieba
zniknę Ci kiedyś
tak jak się znika
na dobre już
i tyle tylko
co deszcz przywoła
w jednym oddechu
w drodze przez zamieć
by listkiem mignąć
tańczącym w dżdżu
Tomek i Agatka, 26 july 2019
gdy przechadzała się po zgliszczach
noc była pełnią
adwentowa
fiolet kładł ciszę na to miasto
płyta za płytą kryły brzemię
żałobna niosła się melodia
kiedy żegnała się na pamięć
ostatni krzyżyk kreśląc myślą
szła płynnie w gęsty sen atrament
malarz malował ją wrzosowo
zdejmując z ramion ramoneskę
brał ją w objęcia
i zastygał
Tomek i Agatka, 26 july 2019
Agatko, pamiętaj, rzeki przeminą,
a wraz z nimi wszystko, co przyniesie nurt.
Na nic się zda kurczowe trzymanie za płynny obraz.
Najtrudniej będzie utrzymać pion w ramie,
niewidzialne z rąk wymknie, prześlizgnie się przez palce,
wiatr zetnie rozpalone głowy, zgasi żar...
Rozsypią się kolejne domki z kart -
we śnie dziewczynki z zapałkami
powietrze zgęstnieje
od serdecznych łun.
Tomek i Agatka, 28 june 2018
przybiegają na pomoc
ku zajęciu myśli i opanowaniu rąk
rozsiadając się przy akompaniamentach
palców zaciśniętych w grudę
uderzają w splot bez pytania
wydobywając głos z wolna lgną
by szeptać i pleść światy o jakich
nikomu się nawet nie śniło
bez cienia złudzeń
chcą być do krwi namacalne i prawdziwe
po twardą biel kości wystających z trzewi
do odarć z tkanek nagie
jak rusztowanie które wspiera
serdeczny mięsień
najczęściej jednak ku udręce
jakby mało było jeszcze rozkojarzeń
rozgrzebywania i zaglądania
pod spróchniały wiecheć
Tomek i Agatka, 23 june 2018
przed chwilą byli jeszcze razem
ona przejrzyście doskonała
świetliście zwiewna kropla rosy
on płatek maku senny motyl
gdy się przemieniał prosto dla niej
w stu pierwsze z wielobarwnych westchnień
ona stawała się przeźroczem
lgnąc w echo studni głosem rzewnym
na przemian słotna oraz cicha
w noc turkusową pełnią pełna
bosa bezbrzeżnie tak pojemna
że ledwie szept przepełniał ciszę
nocniło się tak tylko dla nich
gdy razem ciągle tak osobni
ona płochliwa i ulotna
on niedosiężnik motyl nocny
zaklinał światło w niewidzenie
znikając z pola tak bezbłędnie
jak tylko można niknąć z oczu
po kresy kresów niepowroty
gdy wyciągała za nim ręce
roniąc w jeziorach mętne czernie
prosząc o jeden ledwie przebłysk
w głąb rozpadała się na głębie
on nic nie wiedząc nawet o niej
krążył nad głową wciąż najwierniej
gdy go wabiła każdej nocy
dla siebie samej łudząc pełnię
ona błękitna kropla rosy
on aksamitny sen niedotyk
Tomek i Agatka, 4 march 2018
powoli coś z niej uchodziło i uchodziło
wszystkim oczom że przeszywana razami boleśnie na wylot
wysypuje wnętrze do trocin
las rąk nad głową jednakowo szumiał:
jesteś tylko wypchaną lalką
przecież nie możesz nic czuć
nic co zdarza się normalnym ludziom
niech więc nie przyjdzie ci myśl by wylewać i krwawić
masz tylko bezwiednie przyjąć cios
*
jestem tylko wypchaną lalką
przecież nie mogę nic czuć
nic co przytrafia się normalnym ludziom
powtarzała za każdym razem gdy zbliżał się kolejny atak
*
jesteś tylko wypchaną laleczką
szarpało do skutku dziecko
gdy naśladując dorosłych
z rozmysłem wbijało szpilkę
prosto w serce
*
laleczką laleczką...
długo jeszcze będzie powtarzać echo
zanim dotrze
Tomek i Agatka, 27 february 2018
wydziergaj mnie z kawałka drewna
nadając kształt i odchylenie
bym ponad wdzięki była skłonna
zapadać w szelest
chłód da namówić się na taniec
gdy złożysz słodką obietnicę
że nie pogubisz pośród splątań
skrawka nasyceń
chowasz w falbankach krągłość bioder
przyodziewając delikatnie
wzrok modeluje owal ramion
uwalnia haftkę
zastygam płynna pod palcami
gdy wydobywasz to co skryte
gładkość ubiera sen w aksamit
spowija ciszę
wskrześ mnie z tej iskry co pod skórą
wyzwala impuls oraz drżenie
i tak formułuj żeby dotyk
dawał schronienie
nim pozamykasz noc w szkatułkach
wśród poduszeczek do zakłucia
czerwone miękkie zadaj serce
zachłanne usta
Tomek i Agatka, 26 february 2018
dokładnie siedem sekund temu mignął świetlny kursor
i zaraz potem łodzie stały się czytelne
można teraz niezauważenie przenikać między słowami
nurkując w ciszy tak by nie spłoszyła się myśl
bywa że z morza nad głową udaje się
wyłowić spadającą gwiazdę
doskwiera wtedy żal
że oto w jednym mgnieniu rozpada się
pulsujące w ułamku zniknie
za kolejnym z mrugnięć fala rozmyje ślad
ile umknie twojej uwadze?
jedno rozchybotanie i znajdujesz się
w samym centrum piaskowej burzy
myśli biegną szwem kręgosłupa
czujesz dokładnie ich przyleganie
jakby cała zawartość nieba
próbowała wsączyć się prosto pod skórę
czyjeś oczy przeszukają bezkres
gonitwa rozegra się
w czasie skrojonym na błysk
.
dokładnie siedem sekund temu
otwarła się przestrzeń na wilgoć
w oko wpadł okruch
Tomek i Agatka, 3 june 2017
gustowała w nakręcanych zegarach
ustawiała wszystkie - za pięć dwunasta
w razie nagłych spiętrzeń miała przygotowane
wyjścia ewakuacyjne
jak nie dać się umorusanym w kaprys
jak pokonać bryzę
nie wpadając w potok czy potop
ze słów składała wachlarze
obietnic. możliwości na krańcach rogów
rozpięta pomiędzy do granic
rozdziawiała usta co niektórym
dla nieprzekonanych miała burzę
loków spiralnie poskręcanych w kołtun
całkiem odważnych myśli i zamaszystych gestów
esów floresów pełnych rozgałęzień
śmiałych wślizgnięć i wybrzuszeń
nie mogła przecież prościej
jak przystało na wybujałą w wyznaniach
była właściwie zagmatwana
z łatwością zapętlała język w bluszcz
wczepiając dogłębnie w gardło
sednem wgryzała się w aortę
ostatecznie niczego nie można było jej zarzucić
wszystko co tylko mogło prowizorycznie łączyć - łączyła
płynnym pociągnięciem od nasady kropli
.
w zegarach uwielbiała zakrzywione przestrzenie
te małe kreseczki na obrzeżach pętli
dzielące ciąg na ułamki zagubień
domykała je dzielnie w rzęsach
rozgrzeszając całość mglistą aureolą
na jeden haust brała
wszystkie pierwiosnki wyciągnięte przed śnieżny nawias
śliniąc obficie palce - kleiła
światy złożone. z wielokrotnych odłożeń
ramion cyrklujących wokół
odchylona o kąt precyzyjnie nieustalony
próbowała na śrubę złapać. punkt zaczepienia
szczęśliwą trajektorię splotu
ciał przylegających do siebie
Tomek i Agatka, 29 october 2016
trzymam się uparcie
gdy wzrok znajduje plamę na suficie
lampa się huśta
myśli się kołyszą w tej mgle powyżej
grzęzną brnąc w zatarte
jakiś knot splącze zawinie syk w kokon
pchły ciurkiem rozpełzną po wyblakłej skórze
zmurszy mech zakątki zapadając w kurze
ćma lampę podkarmi
by zagrała w cienie
odłoży się smugą
zbierając
wzrok
z
z
i
e
m
i
Tomek i Agatka, 27 october 2016
ze spoglądania w dal nic ponad - splątanie.
zagmatwania, wzburzenia, kłębienie.
ruchome morze wirujących meduz, i tyle
zakołowań, że aż trudno złapać grunt.
w zanadrzu podniebna chwiejność tych wszystkich
sznurkowych drabin, po których zechce się wdrapać wzrok,
próbując zahaczyć za migotliwy szczegół.
tymczasem niknięcie i oddalanie, gdy
falą w skroniach pulsuje mgła.
uporczywe przedzieranie przez gąszcz,
gdzie tyle porośnięć ile warstw.
kto by je wszystkie zliczył...
a jednak próbujesz przybliżyć,
gdy ukradkiem pociągasz
za jedną z klejących się nitek,
nadziewając delikatnie nakłuwasz.
w-reszcie otwierasz jak ostrygę,
i galaretowata treść wypływa.
zaczepiając o detal umiejętnie drążysz
od słowa do słowa, aż brnę w kolejny połów:
obrazów, dźwięków, ziarn.
cichutko przywołujesz, gdy snując się brzegiem
skaczę z piktogramu w piktogram.
spójrz -
na zawołanie, przynoszę ci w wilgotnych dłoniach
wyłowione muszle. przygarniesz, przytulisz
nas wszystkie, jak zabłąkane dzieci potrzebujące ukołysań,
spoglądając z takim zatroskaniem, że
strumień ciepła spłynie do stóp.
jak wtedy cała niepewność stopnieje.
z cofnięciem wskazówek zegara
ziemia zakreśli kolejną elipsę. słońce przetoczy się kołem i
ciężar powiek spadnie kaskadą rozmytych brzmień.
z odpływu na odpływ w srebrnej łusce odkryją toń lustra:
dobrze wiesz, że gdyby można było cierpliwie formować,
nadając kształt przestrzeniom, odżyłyby -
rafą pomiędzy kolejnymi mrugnięciami.
za setnym z powtórzeń echo przywlecze strzępki słów:
gdy patrzysz tak na przestrzał boję się
że już stamtąd...
i wracam, kiedy cisza przeradza się w krzyk.
próbujesz głaskać, jakby mogło to cokolwiek zmienić,
odnajdując zgubione albo chociaż klucz.
jak mantra powróci wirujące tło i żal przemieszany w kubkach.
drętwienie z mimowolnym opadaniem powiek.
trzymasz za ręce, gdy natłok zakleszcza
niebezpiecznie od wewnątrz.
wiesz, że są we mnie słowa, których
lęk nie wypowie, dławią w środku jakby zalegała tam pięść.
możesz tylko rozsupłać ze spojrzeń:
tyle i tylko tyle pozostanie z uczepień -
paznokieć omsknięty o śliski strzęp,
kiedy wodząc dookoła próbujesz chwycić
oczami za bezpieczną linę.
.
łaskawie po horyzont jedynie piskliwe wzruszenia mew,
po stokroć w salwach odbite od połyskujących fal,
poza tym, jak gdyby nigdy nic -
przesypujące się z boku na bok rozdmuchane sylwetki wydm,
wielokroć powtórzony
bełkotliwego echa podniebny chichot.
Tomek i Agatka, 23 october 2016
czasami zmyśli się sowizdrzał i coś się zgłuszy w tej gaworzy
że nawet nie wiesz jaki pizgrzał i kto do kogo z jakiej trwogi
czy to wparskzębna klamazotra czy świszczgwizandra w pisk glamouru
tak się doszczętnie zakapotra że cię rozwichrzy wznak wigoru
no żesz grażducha nocnobrdętna w cwał się rozpastwi wpieńczepna mać
na makczu pipczy czakszcza na krzszczyż wśród szarży raprztyk
dobrze ci tak
.
http://tiny.pl/grh7c
Tomek i Agatka, 15 october 2016
Z dedykacją dla Ciebie Alt Arcie :)
nigdy nie wiem skąd wyłania się (pod)szept.
gdy echo szumi gałęziami, noc tkwi w szczegółach.
próbujesz przyzwyczaić wzrok, by dostrzec więcej,
gdy na nic się to zdaje, wreszcie przymykasz powieki.
nagle bez zgłębiania jakiś przedziwny szyfr uruchamia studnię,
podświadomość wyłapuje dźwięk jednej z rezonujących sylab.
zaciskasz gardło. dotykasz tej właściwej struny.
na jawie znów błądziłbyś po omacku. gdyby nie żywe wrażenie wiru,
w który zostałeś wciągnięty.
ciekawość to wciąż pierwsza z turbin,
chrzęst dalej są zapadnie i zapadanie, piach. w brodzeniu dookoła. mgła
z przecierania zdziwionych oczu.
tuż za omsknięciem szczęk - radosne w gong objawienie
po ósmy zgrzytów zgrzyt.
naprawdę ciagle chcesz wiedzieć,
za którym z oczek skrywa się
klucz?
(sprawdzanie)
przewiercam w drzwiach
dudniące dna
za pluskiem
plusk
sza
przykładam palec
do ust
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
[ | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | ]
po koniuszek wersów język zatrzaśnięty w zameK
[ | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | ]
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tomek i Agatka, 27 september 2016
znikąd donikąd
i tyle kto widział
szeleszczący w liściach wiatr
noc pełni się od nasłuchiwań
kroków skrzypień drgań
gdzieś pomiędzy piątym a szóstym żebrem
zalega świst rzężenie
na przykładaniu ucha nie kończą się
wielorybie wnętrza kaloryferów
możesz zawierzyć zbudowanym obrazom
albo udać że nie obchodzi cię szum
wino zabulgocze w głowie i nic nie poradzę
że o tej przesączającej się porze
skrzący wzrok rozkołysze światło latarni
jakaś gałąź otrze się o mur zadrapie w okno
i serce załoskocze tak że
zakręci się kielich na wysmukłej nóżce
zawiruje zaplącze się pod stopami świat
z woalem opadającym z ramion
w szelestach na parkiecie zatańczy
przeciąg
Tomek i Agatka, 27 september 2016
kiedy ocieram się gołymi plecami o front
nie może być bardziej wietrznie i zimno
ponad trzęsienie i przemakanie
kurczenie
z dreszczu prosto pod rynnę
by przyjąć w igłach porcję płynnego szkła -
dawka ciepła zapodanego w kroplówkach
gdzieś pod zwałami zatętni niepozorne
zanim schronisz w dłoniach jak gołębia
wyspokajając podskórne
najpierw ogrzej oddechem
choćby przez szybę
malując po wewnętrznej bezpieczną przystań
by oczy nie wybiegały
puste
Tomek i Agatka, 25 september 2016
już wiem, zwyczajnie się teleportuję!
- a można tak, zwyczajnie?
można - wymamrotał przez zęby gagatek,
wysypując z rękawa talię kart.
jednakowoż ułożyły się w letarg - królowa, dama i as pik.
królowa przelewała właśnie gorycz przyciężkiej korony,
gdy dama zakładając nogę na nogę, pudrowała namiętnie nos
- różem zbyt różowym na tę kasztanową porę roku,
wszak zewsząd spadały żołędzie, i l(as) tonął z nadmiaru,
przeklinając cały ten wachlarz, którym raczyła go pogoda.
tej nigdy dosyć - uśmiechnęły się do siebie strugane żołnierzyki,
idąc na wojnę o skrawki miejsca z niebieskim półkowym pułkiem.
pułk jak to pułk, maszerował zamaszyście, nie robiąc sobie nic
z ciasnoty zakamarków ogarniętych kurzem.
siedzący w kącie klaun cichutko kichnął,
trzymając kulkę nosa, marzył by nie spadła,
bo coś poza kurzem wisiało jeszcze w powietrzu.
ho ho - wtrąciła nie wiadomo skąd sowa,
przyglądając się bacznie winnej królowej,
która z pewnością była tutaj nie na swoim
miejscu.
Tomek i Agatka, 3 april 2016
między oknem a oknem wciąż zawiesza się przestrzeń
żadnych tykań niczego co by mogło poruszyć
choćby jedną wskazówkę o milimetr do przodu
zatrzymane jak w kadrze myśli kroki i scena
w niej parametr najczulszy kliszy której już nie ma
pochylone w ukłonach tkwią zwieńczając swym czołem
ciężar który przedostał się do wnętrza w tej chwili
gdy coś śmiało się zacząć nie dotrwawszy do końca
w prześwietleniu tak trwają z fleszem ciszy na ustach
aż dopełni się zewsząd wołająca w nich pustka
czego komu brakuje co zobaczył w ułamku
z jakich cząstek poskładać świat jakiego doświadczył
dokąd uciec którędy gdy się w popiół rozpadnie
każdy szczegół którego nie odnajdzie już co dnia
skąd się skowyt dobywa przenikliwy w melodiach
między ciszą a ciszą czy obecny jest człowiek
listy słowo cokolwiek coś co może poświadczyć
że w ogóle był sobą jeśli tylko miał szansę
głosu i tej historii żeby widzieć naprawdę
co wywołać się może ze zniknięcia tak nagle
wazonowa wrze pora przeciążając parapet
gdy unosi się nad nim cała gęstość powietrza
między taflą a taflą coś się wiernie wydarza
w progu domu tkwi w pętli gubiąc drżenie za drżeniem
gdy się przestrzeń zawiesza z każdym błędnym spojrzeniem
Tomek i Agatka, 2 april 2016
miarowe przesypywanie morza - od maleńkich drobinek
po dużo większy nasyp. wąskie gardło. prześwit,
który niezmiennie zawiesza wzrok, by za chwilę połknąć
ostatnią pewność.
chwila nieuwagi i niezdarny odłamek kaleczy stopy,
piasek nasiąka chłodem, i już wiadomo skąd bierze się
ta cała wilgotność rąk i stóp. mrowienie
przechwytujące szkielet.
tak łatwo pęka cieniutkie szkło -
jedno mgnienie i nic nie pozostaje z dawnych kształtów.
gwałtowne przelewanie horyzontu po pisk strwożonych mew.
z niefortunnych wymknięć poza
jedynie wąska strużka
sprowadzająca na ziemię,
by nadać myślom właściwy ciężar:
kto wie, ile jeszcze chybotliwych przełożeń rąk,
kaskad i mrowień, wzniesionych podniebnie kopców,
materii rozpraszającej światło
pękająca otoczka wciąż wywołuje popłoch -
niebywałe jak bardzo trzeba uważać
podczas próby zaklinania klepsydr.
.
odgarniam galaktyki starte na popiół.
Tomek i Agatka, 25 march 2016
zza skrzypiącej furtki perlą się historie
każda z czułej mąki
tylko ten jej nie zna kto nie zawisł plackiem
nad krawędzią stołu zerkając w okruszki
gdy sam jak kruszyna nie większa niż berbeć
pełzający szlaczkiem gdy w czas nie otrzyma
z tej jedynej ręki szczęśliwego rogu
tam obfitość mieszka gdzie się spełnia uśmiech
i gdzie iskrzą morza po kres rozhuśtane
a ziemią się staje każda jedna perła
każdy jeden diament co rozbłyśnie w oku
podczas tej podróży okraszonej troską
w trakcie rozkołysań magnesem się mieni
pyłek kulka szkiełko - klejnot jakich wiele
wśród zwyczajnych mignięć
każdy błysk to wyspa taka wprost do muśnięć
najlepiej zębami aż po miąższ i skórkę
żeby się rozglądać smakując od środka
wszystkie z wyobrażeń rozpalonych zmysłem
kiedy pisklę wpada w puch tulący ciepłem
wtedy śni że wygra każdą morską bitwę
co krąży nad głową podczas nieprzeczuwań
że się może zakraść niczym mgła w gałęzie
gubiąc wzrok przechodniom
od mroku jest lampa klosz co koi miękko
żeby się rozpadły nocne zakamarki
serpentyną spełznięć w zaplecione słońca
wprost w ramiona matki
Tomek i Agatka, 25 march 2016
podążam kluczem wiolinowym
serce się waha drży i miota
nie wiem czy mogę czy podołam
na usta ciśnie się ochota
ach żeby móc tak wespół z wami
przysiąść i zapleść zgrabne słowa
w gardle kamieniem się zaciska
język drętwieje kołkiem mowa
nic nie wykrztuszę łzy samotne
dziś tną w parapet deszcz brzdękoli
kończę się kruszę kątem moknę
liściem opadam w szept bazgroli
ledwie wyduszę chrzęstne grzęzną
mostek klinuje oddech akcent
usta sinieją gesty więdną
bez życia w jednym miejscu tańczę
bezdźwięk zakleszcza w gorset ciało
puls się wyrywa jeszcze walczę
jak pozytywka krążę wkoło
zaciskam zęby zmieniam tarczę
zaczynam ciągle i od nowa
odkrywam dreszcz na pustej kartce
głos załamuje półmrok chowa
litery bledną ślepną palce
oddech klinuje mostek akcent
omdlałe usta drzewią słowa
cichutko w jednym miejscu zasnę
w milczeniu przędzie noc na krosnach
w zmurszałe ścieżki darń prowadzi
w poszumie wiatru ziębnie kora
chciałabym w żółty i niebieski
noc w dzień rozpalać iskrę w płomień
wciąż wierzę przecież przyjdzie pora
powstanę kiedy sił przybędzie
w soczystą zieleń wyrwą słowa
słonecznomlecznym pomkną wersem
Tomek i Agatka, 25 march 2016
Agatko, jeszcze nie pora. brzegi muszą się ułożyć.
harmonijne nie znosi kaskad, tumultu, wrzeń.
doskonałej linii nie da się poskładać ze spiętrzonych fal.
gwałtowne zawsze spróbuje wydostać się poza obręb.
marginesy kreślą się nieustannie - promień po promieniu
dopełniają kołyskę powiek, domykając noce i dni w jeden wachlarz.
z rozpiętości płatków: szafir i kaszmir,
kocha lub nie...
.
bez przymrużenia oczu znacznie trudniej
przebić się poza krzywiznę framug.
Tomek i Agatka, 7 january 2016
przymruż oczy śpij ajlali
małej gwiazdce sen się śni
sypie brokat noc w oddali
wszystko wokół tu-li-li
w miękki puszek jak w aksamit
leśny szelest wiatru świst
srebrnej ciszy skrzący szalik
tuli małych ptaszyn sny
wśród świerkowej kołysanki
śnieżnych zamków śni się moc
błyszczy księżyc w mlecznej tafli
jak talarek wpada w toń
noc haftuje rzeźbi bajki
koronkowych szybek tło
stroi lalki i gałganki
posyłając karet sto
lśni w pazłotkach królewiątko
z beczułeczki miodu łyk
zmruż oczęta a dostaniesz
co się tylko gwiazdkom śni
na skrzypeczkach ciche granie
szemrze potok cyt cyt cyt
pośród świerków kołysanie
by utulić gwiazdek błysk
zmruż oczęta śpij ajlali
małej gwiazdce sen się śni
sypie brokat noc w oddali
wszystko wokół tu-li-li
w miękki puszek jak w aksamit
leśny szelest wiatru świst
srebrnej ciszy skrzący szalik
tuli małych ptaszyn sny
Tomek i Agatka, 7 january 2016
jest taka chwila że w rąk testament
wpada ostatnia skarga ze skarg
wszystko się staje nieopisane
słowa za małe by oddać żal
z utkań szelestu mgły na wietrze
z otarć i skropleń po szum tła
drżenie się składa w ciszy esencję
dłonie zbyt słabe by unieść dzban
jest taki moment że rąk trzęsienie
rozsiewa popiół w kącikach ust
wszystko się staje niedowierzeniem
wrzask nie ma siły by przejść przez próg
z objęć i ujęć obezwładnień
wrzenie przejmuje szorstkość traw
po krople rosy szmer i tratwę
nie ma ratunku dla końca gam
gdzieś poza ciszą nieba sklepieniem
jest taki woal co skrywa dal
za granic dźwiękiem takie wytchnienie
co gładzi troskę i każdy strach
z fazy na fazę księżyc blednie
pękaty garnie tuli garb
grudnieje ziemia w dzwonny szkielet
kamień o kamień zagłusza trzask
w sercach i źródle tkwi taki werbel
co rytm ostatni nadaje drżeń
z mgły i powietrza gubi się haustem
w leśnych poszyciach jak ptasi trel
Tomek i Agatka, 25 october 2015
zapadam w ciszę mchu kolebkę
z kłębka na kłębek coraz prędzej
przechodzę z miazgi w stan skupienia
wrastając w siebie każdym strzępkiem
za tajemnicą głów uśpionych
trzęsą się we mnie trzęsawiska
noc się rozpada na kordony
cętek i nitek bez rozwikłań
cała się składam z przewężenia
nadgarstków zaciśniętych w ostrze
szukając ciebie gdy cię nie ma
gubię się w bruzdach bez wyjątku
w każdym rozłamie ścian szczelinie
wrastam po oczy w pnie syczące
gdy cień przemierzam aż po szyje
jestem przeciągiem wstęgą pnączem
setnym z zadrzewień wśród gałęzi
sową i głuszcem płótnem krosnem
miriadą mrowień rojem spiętrzeń
w rozetach czerni wiązką drżącą
z cięcia na cięcie coraz mniej mnie
grzęźnie w oplotach puls i serce
z słowa na słowo jakby chłodniej
strzępek za strzępkiem mgliwiej senniej
.
http://randommization.com/wp-content/uploads/2015/10/Lips-by-Christo-Dagorov-940x500.jpg
Tomek i Agatka, 21 october 2015
dziecinko, musisz uważać -
ruchome kalejdoskopy przesuwają chmury.
powyżej linii horyzontu każdy atom w pokładach drży i krąży.
przemieszczające się ładunki miażdżą najtwardsze tafle,
iskra rozpada się w pojedyncze ziarna, by uwydatnić szczegół.
rozkładasz dłonie jakbyś chciała bezgłośnie przyjąć deszcz
- miękkość rozgrzanych opuszków chłonie dźwięk,
jednym mrugnięciem przerzucasz galaktyki w niebyłe.
zawieszona gdzieś pomiędzy,
łapiesz na rzęsy płatki - błoga chwila
szkatułek wyłożonych atłasem.
za progiem ciszy
zajrzysz pod skrzące szkiełko,
rozetrzesz śnieg w poszukiwaniu drobinek ciepła,
a świat się stopi, spływając po policzku
zaróżowioną łzą.
Tomek i Agatka, 18 october 2015
a co, jeśli arterie się już dawno wyczerpały? to pewne.
rozlane drzewa nie przyjmą na siebie nic więcej,
żadnych dodatkowych rozgałęzień ani ujemnych ładunków.
teraz dłonie wyłącznie wzdłuż ud.
wdech i znowu wdech. żeby rześkim wypełnić płuca -
aż po pień - zapamiętać powietrze nie inne niż górskie.
za siódmą tamą już tylko swobodny dryf,
słone wody okalające ciało,
fala która przepływa i unosi,
odejmując cały ten ciężar oczu i niemych ust,
głów zabitych gwoździami aż po szyje
ciągle tkwiące w imadłach.
.
na wyciągnięcie ręki jeszcze połyskujące łańcuchy i dźwięczące klucze,
klatka po klatce prujące powłoki nieskazitelnej bieli.
za kruczą plamą - śnieżący, pierzasty kleks
rozmazujący połacie, aż pojedynczym ptasim stemplom brakuje
nieporuszonych miejsc.
Tomek i Agatka, 16 october 2015
stąpam boso po tęczy -
czyjaś przyjazna dłoń rozpina słoneczny parasol,
światło się rozwarstwia i wszystko przepływa przez ręce.
cały ten nadmiar. rozszczepień. załamań. widm. przelewanie
pigmentu, złudzeń, trosk.
wyobrażenia były zgoła inne, zawsze są.
nienamacalne rodzi lęk. bo jeśli się zsunąć, to tylko po łuku.
głos wewnętrzny każe docenić każdą grań, załomek w skale,
krawędź, szczyt owiany mgłą - kamienisty do bólu.
w zaciśniętej piąstce nefryt, średniozielony, od chromu.
tuż przed przejściem przez kroplę migotanie komór
po łopot rozpostartych skrzydeł.
Tomek i Agatka, 1 october 2015
z rozpędzenia w pokrętne aureole niechybnie na gwóźdź można było
zapomnieć o braku magnetycznych tablic bądź jako takiego podpięcia,
czy choćby wątłej pinezce odżegnującej widmo wybuchających oznak.
nieuchwytne w mig lżyło - z mistrzowskim zacięciem podkręcając
przekładnię tarcz i coraz śmielej przycinając w łyżwę, dowolnie urągało
powadze hamulców, szelmowsko drwiąc z rzekomych wahnięć i rozwidleń.
ding, dong - oznajmiły ruchome szczęki trafność jedynie ważkich a
słusznych diagnoz, gdy po dwunastym wybiciu z progu miotacz z impetem
zagórował. upajałby się jeszcze imaginacją i ponadprzeciętnie w dzwon
rósł, gdyby nie fakt, że lewitując z gracją, na przekór fizyce i wszelkim
realnym podparciom, siarczyście w pryzmat wy-ha-czył. ot tak - dla
widzimisię, na pręt nie wyrastając z precyzji trwonienia zegarów pomiędzy
jedną a drugą fazą rem. wyrzucony jak z procy niczym strzelisty anioł
struś zanurkował wprost pod pyskaty hejnał i sprężynującą pełnię.
sol
fa
mi
re
-do-
międląc luźną wskazówkę na wpół-do-przytomnie kluczył
ku przyciasnej budce ostatnim ślizgiem na szpaltę
pasując pod pięciolinią
kukułcze popełniał
-salto-
Tomek i Agatka, 30 september 2015
tajemnie tu i mglisto
zdradliwych podłóg mech
prześlizgniesz się zbyt szybko
i już cię licho rwie
zaśmieje się złowieszczo
wyrosły na drzwiach gwóźdź
przykróci pysk o rękaw
nim złożysz się na pół
więc nitka i za nitką
zwijasz się w kłębek szmat
i stopy kładziesz nisko
najbliżej jak się da
przykładasz ucho murem
posuwasz krok o cal
sznurując usta czujesz
jak ściska całą krtań
więc ręka i za ręką
próbujesz wyczuć dal
w oparciu ścian światełko
w przebłyskach lądu plant
a jednak nie tak prędko
z czeluści podłóg stuk
że nogi same miękną
w odpływach myśli szturm
wyłoni się spod ziemi
jak gdyby nigdy nic
syczących gadów plemię
zgłodniałych zębów szpic
w patchworkach szkleń wiraże
zastępów pełne drzwi
i wnet się już okaże
zapadła klamka zgrzyt
przeglądasz szczęki z bliska
od żeber po sam trzpień
zatracasz zmysły w ślizgach
łykając odbić cień
Tomek i Agatka, 29 september 2015
na koniec rozwiej mgłę i powiedz,
że tuż za płatkiem snu jest jeszcze ziemski jard do przesypania.
składam głowę do poduszki, tulę wiatr.
przez szpary w gniazdach prześwitują gwiazdy.
za ostatnim świetlnym warkoczem
niedokończone opowieści wylatują z rąk.
obiecaj proszę,
że niezaplecione uda się jeszcze pozbierać.
w zamian tysiące drżeń wysyłanych co noc jak sygnał,
cała toń mignięć i wyszeptań - a co jeśli -
nie uda się przedrzeć przez smugę pojedynczej kry,
czy ktokolwiek zdoła wyłowić szelest?