Yaro, 28 november 2014
jak deszcz po szybie płynę
jak ogień trawię ciebie
nie wątpiłem
w nasze wieczne istnienie
nie zbłądziłem
gdy nocą szedłem
gwiazdy prowadziły jak natchnienie
na ścieżce strach kosmaty uciekał
bez szansy na odpowiedź
patrzyłem prosto w oczy by ujrzeć twoje serce
stęsknione jak dzień po nocy
połączyłem oddechy wiary pierwiastkiem
chwile idą parami po drabinie marzeń
do szczęścia potrzeba drugiego człowieka
zawsze razem raźniej wesoło
w radio miłe słowa na dzień dobry
Yaro, 28 november 2014
okryj namiętnością
pocałuj ze szczerością serca
duch radosny tej nocy
zbudził zmysły do miłości
nie odchodź jak chwila
w odmęt wieczności
zapisz na kartce imię
bym wiedział o kogo swoje modły wznosić
ponad nami już tylko niebo w oczach
stąpamy po obłokach wzrokiem
odmierzam czas zatrzymany w ciszy
nadchodzi myśl spokojna jak sen
jak przejrzysta kropla rosy
ciężka jak pot na skroni
Yaro, 27 november 2014
odchodzi jesień z powagą zmroku
zamiata szarością na niebie obłoki
jasna tarcza księżyca milczy
wspomnienia zapisane w kasztanach
w kolorach w liściach
wysuszonych pałkach wodnych w wazonie w rogu pokoju
stoją jak na skórze znamiona
czas nie zwalnia zamykam tydzień zaraz w piątek
zaczynam jasno myśleć i szalenie kochać
jesieni w tym roku źle nie było
słońce promienie moczyło w deszczu
wiatr liście przeganiał skoszonym polem pędził szalony
babie lato jakieś takie bardziej babskie
na jeziora tafli krążą głodne lecz dumne łabędzie
woda faluje spokojem
zawstydzone dzikie kaczki ktoś do lotu porwał
drzewa obdarte smutne wystraszone czekają wiosny
idę jak zawsze tą aleją w parku gdzie mnie porzucasz po raz pierwszy
z chwilą zabraknie chwili by spisać
historię myśli co w głowie jak kornik chowa się pod korą
pnie ogromne dębowe zapach sosny wypełnia łysą polanę
ostatnie dni okryte płaszczem ze środka miłości
ciepło jest tylko w naszych sercach przez dłonie
dusza mniej radosna po szczerych słowach
śpiewa stąpając po krawędzi nieba
Yaro, 26 november 2014
przez cały czas szukam siebie
na krześle przy stole nie ma mnie
za oknem z deszczem nie tańczę
uwięziony we własnej wyobraźni
autyzm zamyka oczy
w zakłamanym świeci jestem wariatem
płyną myśli strumieniami
mózg tego nie wytrzyma
piszę widzę skrzywione obrazy
wygiętych ludzi szare noce
dni bez sensu by tu być
odchodzę w głębie ciszy
zanurzam marzenia w spokoju istnienia
zniewolony proszek na zwątpienie
mój psychiatra nie wie co się wokół mnie dzieje
droga jak każda usiana krzyżami
stawiam kolejny dla siebie
stąpam po grząskim gruncie mózgu
Yaro, 25 november 2014
ćwiartki trzy a nie lepiej zero siedem
setka więcej cztery zyle taniej
podobne geny a jednak w żyłach inna krew
zamyka obieg kolejka
beztrosko skuci do podłoża
bełkocą o niebie i przestworzach
zapragnęli latać polecieli w dolinę morala
bez skrepowania swawolni lekko myślni
liczą dni bez chciwości zazdrości nie zazdrościłem
są innego wybryku natury tacy po prostu
jak szczenięta od jednej suki po innym psie każdy
jak bracia szukają szczęścia idąc w świata szerokości
uśmiechem zarażają niebo
słońce za zasłony ciało chowa
wesoło jak podczas pielgrzymki do Częstochowy
przytomni mniej realni jak wieczór sobotni
pusty kielich do baru krok jeden
chodźmy zbliża się mrok rockendrolowcze
Yaro, 24 november 2014
zawsze z rana myślę
co niesie dzień
przyniesie listonosz kilka listów z pogróżkami
gaz nie zapłacony
ale zima będzie łaskawa dla nas
na ławie parzy się kawa
zapach ścina mnie z nóg
mały łyk z gwinta koniaku
z bongo niewielki maszek
grama zawsze uznawałem
poniesie mnie w eter przeznaczenia
w kieszeni trochę siana na piweczko zrana
nie liczę na nic
świat bez granic
tu kupie tam sprzedam
nie złapie mnie bieda
ja się nie dam
nie mam pracy ale jeść się chce
jest tu taki mleczny bar
zjem owsiankę i pierogi ruskie jak dobrze
pachnę dniem jak samotny pachnie wiatrem pies
dzień za dniem czynsz nie opłacony bez kontroli
idę w sen jutro się wezmę za siebie ścisnę łeb
zakasał rękawy aż po pachy zaświecę słońcem ale to jutro
dziś czuje fazę jak że dobrze jest
nikt nie kocha mnie
żadna nie spojrzy
każdy śmieje się na to leję
jeszcze ten
w czarnym garniturze wyciąga ostatnie grosze
zlituj się choć ty Panie Boże
Yaro, 24 november 2014
gdy mama tuliła do ciepłej piersi
nie pamiętam smaku mleka
gdy ojciec całował stópki
podał pomocną dłoń
nie pamiętam
zbyt mały nie pomieściłem w głowie dobrych emocji
byli przy mnie aniołowie bliscy bicia serca
jak słońca blask w niewielkich zielonych oczkach
teraz sam na sam idę
w głowie schizofrenii gram
obraz iluzji nocy i dnia
w płaszczu z twarzą starca
aleja łez gdy deszczem zacina
smutny jesienny ducha park
nie pamiętam ciebie mamo
nie pamiętam ciebie tato
Yaro, 24 november 2014
cicho tutaj przyjemnie
szepty do ucha
nadchodzi zmora wieku
rozliczy się w pośpiechu
wokół tyle złego grzechu
nie będzie tak spokojnie
gdy ziemia serce do boju porwie
zawisną sztandary na masztach
wolnej woli nie będzie
bądź twoja wola
naprzód kierunku objęć śmierci
ostateczne rozwiązanie nieludzkiej zawiści
zazdrość dusi płonie gniew morduje
w głowie się pieprzy pedofilom bez zahamowań
z nieba zejdzie anioł z mieczem
śmierć ze wschodu na białym chudym koniu
kroczy rozważnym stanowczym krokiem
słychać szmer w oddali
spij na razie spokojnie zawołam cię
gdy zasłona mroku opadnie opadniesz z sił
nowa ziemia nowe życie
śmierć odejdzie na zasłużoną emeryturę
Yaro, 24 november 2014
czy ktoś słyszy
w hałasie w gromach ciszy
pozorny spokój dni
zburzy każdy mur
pokój dla najsilniejszych
bieda nędza dla prostoty
w parze z siostrami chorobami
kłamstwo na kłamstwie
podziały rasy nacje kasty
oaza spokoju zbudzi duchy ziemi
czas zatrze różnice między głodnym a sym
cywilizację zachłanną
bezwzględną chorą tolerancję
zburzymy wielkim mieczem
Yaro, 23 november 2014
w pokoju na poddaszu
przekwitały nadzieje wspomnienia
promienie słońca małym oknem patrzyły
czas zamykał trzaskał drzwiami
każdego poranka samotny staruszek
spoglądał w lustro patrzył jak w historię
herbatę pił
palił fajkę siwy dym
wypełniał zapełnioną hiperprzestrzeń
świeży zapach dębowych mebli
siadał przy biurku
czytał pisał listy
wyczekiwał listonosza co parę groszy
zawsze pierwszego przyniesie
kukułka postarzała
czas się spóźniał
zegar wymagał naprawy dziadek zbyt stary
z każdą chwilą umierał cofał wskazówki
chwytał dzień póki sił
laska podpierała jak punkty trzy
nie znał nikogo może nie pamiętał
cieszył się gdy ktoś go odwiedził
zostaną po nim kwiaty na poddaszu
puste koperty listy nie wiadomo do kogo
wiem że żyje w świecie innych barw