Yaro, 19 august 2014
uniosę cię ponad czas
przetnę przestrzeń gwiazd
uśniesz po środku traw
zbawienny wieje wiatr
płynę wokół pełno nas
szumi las kwitną ogrody
w garści szczęście w dłoniach twarz
dokąd gnasz jak na imię masz
zatrzymaj się na ułamek życia
podziel los na dwoje
raźniej iść doliną gdy zmierz zagląda pod powieki
nie pozwól czekać na sny
kochać trwać przy tobie możliwe
Yaro, 18 august 2014
gdy mnie tak po plecach klepią
pogrzebiemy wszystko razem z cieniem
uchwyt wyrywam po odliczeniu
nade mną czasza w kawałkach strzępy nieba
w głowie zadanie nie wiem czy wygramy
nasza śmierć zmieszana z życiem w ręku boga
wykonam zadanie na pięć
wielu nie wróci wielu straci ręce nogi palce
pokój rodzi się w pocie we krwi
zło w rękach panów
chwytam za broń ukrywam spadochron
smaruję twarz krwią
kilku kolegów pokryła obca ziemia
białe krzyże znaczą drogę
noc śni mi się kobieta która tuli mnie
niewiele pragnę kilku uderzeń serca
pocieszenia brak gdy coś w nas umarło
Yaro, 15 august 2014
jeśli to co robię jest złe
nie chcę siebie znać
tkam sieć każdego dnia
jeśli jest słaba porwie ją wiatr
liczę sekundy zamienione na tabletki
ile jeszcze wody ile deszczu
niebo płacze
ronię łzy pochylony nad ojca grobem
zamyślony nad losem chylę głowę
w garści ziemia pokryje moje kości
proszę o chwilę modlitwy
zatrzymaj się nad mym grobem
córko synu żono
przyjacielu zabieram ze sobą wszystkie tajemnice
jestem obcy inny patrzę na świat naturalnie
człowiek jak cywilizacja ma początek i koniec
Yaro, 14 august 2014
odnalazłem cię na jednej z tysiąca łąk
wśród w niezapominajkach oczu
skruszona jednak urocza
patrzyłem na ciebie z zachwytem
z brakiem tchu z rzadkością powietrza
biegliśmy przed siebie kto pierwszy padnie
mieliśmy siebie na zawsze
w kilku chwilach zamknąć rozdział
nie wróci już ten czas
mało mi ciebie nie ma nas
pusta łąka zwiędły kwiat
ptaki wspominają nas wśród zieleni
echo poniosło w dal słowa słodkie jak landrynkowy cud
po latach otrzymałem list zostań tu wrócę już
kochana
Yaro, 13 august 2014
zamknę oczy drzwi i okna
na progu usiądę obok ty
uwiędłą rozpocznę rozmowę
w zapachu jaśminu
dzwonków brzęk
z wiankiem na głowie
przytulę jak we śnie
skinieniem rozpalę płomień nadziei
gdzie knieje zielenieją
brzegiem jeziora sunie mgła jak na policzkach łzy
w objęciach szumi wiatr zamykam w dłoniach
łódź nie odpływa chyba kocha
z dala od brzegu
tęsknota ściska serce jak banknot w dłoni
domek nad brzegiem ostoją
schronieniem dla strapionej duszy
Yaro, 12 august 2014
przez palce widzę ciasną przestrzeń
nie ma tam nas tylko szelest liści
dotykam twoich ust
cisza śpi w najlepsze
jasny promyk oświetla miasto
na murze kilka słów
echo szum psy na sygnale
pościg za dniem w hałasie odnajduję szalę
mierzysz mnie nie jestem cymbałem
choć czasem tak mi się wydaje
płyną słowa pod nimi dni jak długie łodzie
może się ochłodzę gdy rano wstaję
zagraj mi kochanie przy porannej kawie
w wazonie kwiaty słuchać chcą
lepiej kwitnąć niż usychać
pięknym kwiatom nic nie pozostało
Yaro, 12 august 2014
nie śpiesz się
zatrzymaj zegar w głowie
sprzężoną chwilą
nabijaj puste miejsca w sercu
biegnę to tylko po ogień
co w duchu zgody zapłonie
miłość jest niedaleko tuż przed progiem
otwórz szeroko oczy
oknem świat wpada niezapowiedziany
oddalamy się od siebie
nie mówimy nic prócz cichego oddechu
blady świt wygania w sen
gdy deszcz nudzę się
chwyć za rogi mnie nieodgadnięty dniu
pójdziemy jak w bój
Yaro, 12 august 2014
boże daj siły nim przeminę
nim kurz pokryje ciało mdłe
miłością napełnij serce
niech tłucze w pierś
starzeję się z każdym dniem
wieje wiatr szumi las
w koło zło z dobrem miesza się
kurz kiedyś odkryje kości białe
złotem zaświeci blask
zawołasz wstanę na baczność
pochylę głowę gotowy na sąd
wylej czarę goryczy gdy świtem
modły wznoszę ku niebu
blaskiem się stać uciec nim kurz zasłoni karty
na głowie popiół szary wór
opleciony sznurem idę na wojnę ze słowem w ustach
cięty język mam dla tych co niewiedzą
nie chcą wiedzieć
wiara gnije w objęciach nadzieji
płomień ostatkiem sił rozprasza mrok
Yaro, 12 august 2014
jesteś żoną matką kochanką
w błękicie nieba nic nie potrzeba
idziemy szeroką drogą świata
los łaskawy naparzył kawy
uśmiechnięci zrywamy kaczeńce
nasze dzieci w promieniach jasnych obłoków
niewiele nam potrzeba kilka kropel wody
świeżego chleba uśmiechu nieba
gdy śpisz zmęczona ciężkim dniem
budzisz świtem ptaki kwiaty pachną na nowo
jak królowa dumna otwierasz komory serca
będę mógł w jednej z nich zamieszkać
wolno płynie czas mało nam mało nas
ile trzeba miłości by spotkały się kiedyś nasze kości
nie umiem bez ciebie oddychać
zatykam uszu gdy niezgody śniegiem prószy
Yaro, 30 july 2014
jestem
przytłacza nędza
pod dachem trzciną krytym
mieszkają
dobre serca miłe głosy
obdarty z uczuć
nie oddycham
blade dłonie zapadnięte policzki
jak polska droga z przerwami do Ciechocinka
na odcinku z renty pozdro od zus-u
zęby wbijam w ścianę popijam czajem
idę ścieżką zamyślony bez szczęścia w dłoni
chwytam się roboty nikomu niepotrzebnej
biednie i wrednie
zapytam w mopsie
czy będzie coś ze mnie