Marek Gajowniczek, 24 września 2019
Jaśniał Wodnik - błyszczy Vega,
a źle pisać o kolegach,
nie jest wciąż w najlepszym tonie.
Zło swą siłę ma w ogonie.
Nie tonie. Na wierzch wypływa
i w oburzeniu porywach
ludzką wolność cenzuruje.
Pomost swój na tym buduje.
.
Sięgający aż do nieba.
Kary potrafi się nie bać,
zakrywając swoim chwostem
to, co kiedyś było postem,
ale ośmieszało pychę.
Nieskuteczność, wsparcie liche
i społeczne wykluczenie.
Propagandą umęczenie.
.
Kultura jako soft power,
niszczy dobre, trwałe, stare.
Jak "Polityka" Patryka,
czerpie wątki ze śmietnika,
lecz to nie jest zsypu wina,
że w nim klapa się zacina
i zawartość cuchnie zrzutem -
tego, co nas ma pod butem.
.
Bo cóż znaczą wielkie miasta,
kiedy powiatowa kasta
za marne dziesięć tysięcy
na prowincji żyje w nędzy,
a lokalny przedsiębiorca
w ten ogonek musi trącać
na rachunkowej loterii?
Zło siłę czerpie z brewerii!
.
Takiej, jak medialna draka:
Kto wyciska sok z buraka?
W której ludzie szanowani,
zwykle są zażenowani,
kiedy słyszą komunikat
z porównaniem Laskowika
oraz talentu Barei
do tej kampanijnej brei.
Yaro, 24 września 2019
płoną
ogień pożądania
pozwoliłaś by zgasł
szary popiół
nie tętni
serce zimne
nie umiem
pokochać inaczej
jak pierwszy raz
w życiu ranią kolce
ból w słowach wiersza
Pavlokox, 24 września 2019
Głębokie Południe, 1809 r.
Zdarzyło się to, kiedy miałem lat piętnaście,
Wtedy mój ojciec przejął bawełny plantację.
Następnym krokiem był zakup pracowników,
O zdrowych zębach, mających wachlarz talentów.
W trakcie, kiedy przechadzałem się przez plantację,
Mój ojciec pół dnia w mieście ustalał transakcję.
Po tygodniu przybyli nowi pracownicy.
Przywieziono ich na bryczce prosto z ulicy.
Po dokładnym sprawdzeniu stanu liczebnego,
Ojciec zabrał ich do baraku słomianego.
Zanim przeprowadził szkolenie skrupulatne,
Zabrał ze sobą kajet oraz Pismo Święte.
Nazajutrz rozpoczęto pracę na plantacji.
Pod wieczór usłyszałem okrzyki i trzaski.
Mój ojciec związał na placu jedną murzynkę
I chłostał ją biczem zmieniając plecy w szynkę.
Potem ogłosił, że tak postępować trzeba,
Gdy murzyn swe dzienne obowiązki zaniedba.
Ojciec miał zwyczaj karać tak głównie kobiety,
Także na gołe pośladki - nie tylko w plecy.
Dzień później, do baraku murzynów zajrzałem.
Tak wielkiego smrodu jeszcze nie odczuwałem.
Zdziwiło mnie, że jeszcze żyli w tej duchocie,
Poupychani na pryczach w nędznej ciasnocie.
Leżała tam murzynka, którą mój ojciec zlał.
Inny murzyn bandaże jej zmienić próbował.
Z ciekawości, swą pomoc zaoferowałem
I jednym ruchem stare bandaże zerwałem.
Murzynka z bólu zawyła, rany otwarły.
Strużki krwi po jej czarnych bokach skapywały.
Nazajutrz do pracy miała być już gotowa.
Nie wiem, czy opłacała nam się ta hodowla.
Zaprzyjaźniłem się z murzynką w moim wieku.
Co noc po ich pracy byliśmy na spacerku.
Mój ojciec na tą znajomość oko przymykał.
Rzekł, bym się nie zaraził, jak będę korzystał.
Zacząłem czuć popęd do czarnej koleżanki.
Ucałować ją chciałem w falbanach firanki,
Lecz nie pozwoliła mi na to z takiej racji,
Że ma już chłopaka na sąsiedniej plantacji.
Rozpacz i nienawiść jednocześnie poczułem.
Znów szansę na pierwszy pocałunek straciłem.
Nazajutrz do gabinetu ojca poszedłem,
I że dziewczyna knuje ucieczkę skłamałem.
Razem z ojcem poszedłem na apel wieczorny.
Rzekł, iż jeden z pracowników jest dość niesforny.
Ma niedoszła miłość na środek wystąpiła.
Najpierw zdziwiona, wszystkiego się domyśliła.
Ojciec rzekł wszem i wobec, że za plan ucieczki,
Czeka najliczniejszy wymiar skórzanej sieczki.
Wtedy dziewczyna zaczęła nam dosłownie wiać.
"Goń czarną kurwę!" - krzyczał ojciec. "Trzeba ją zlać!"
Zatrzymałem dziewczynę w bawełnianych pnączach.
Nie dostrzegłem przeprosin w załzawionych oczach.
Prosto pod pręgierz murzynkę przyprowadziłem,
Z pomocą ojca związałem i rozebrałem.
Jej ciało miało odcień węglowego miału
Lub jak kto woli - po czerwonym winie kału.
Mój ojciec podał mi bicz długi na siedem metrów,
Z rękojeścią ukręconą z dwóch zwykłych swetrów.
Dostrzegłem drzazgi i haczyki na końcówce.
Mogłem się szykować na zakrwawioną ucztę.
Z początku nie umiałem w plecy wycelować.
Końcówka bicza na dupie zwykła lądować
Lub też zawijała się w krocze ją trafiając,
O czym murzynka dawała znać, głośno wyjąc.
"Mocniej synu. Te małpy mają twardszą skórę.
Nie rób mi wstydu, chyba że chcesz dostać burę."
Rzekł ojciec, a mnie zaczęła łapać zadyszka.
Wciągnęło mnie bicie. Nie czeka mnie jej myszka.
Szło mi to jednak coraz to bardziej sromotnie.
"Nie widać żadnych śladów. Musisz walić mocniej.
Dobra, daj to, bo widzę, że jesteś zmęczony."
Wziął bicz i dokończył z koszuli obnażony.
Kiedy zadał sto pięćdziesiąte uderzenie,
Murzyni zlecieli się niczym na skinienie.
"A czy ja powiedziałem, że to już po wszystkim?!"
Ojciec odgonił ich, trzaskając ruchem szybkim,
Po czym przyniósł miednicę bimbrem zalaną
Oraz chlusnął na murzynkę ubiczowaną.
Nie bacząc na jej ryk, podpalił ją z cygara.
Wtedy już na serio opadła mi kopara.
Jaki zatem będzie tej opowieści morał?
Należy zlać murzyna jak nie będzie słuchał.
Marek Gajowniczek, 24 września 2019
Nie wyjdą radni z tabliczkami:
WSZYSCY JESTEŚMY BURAKAMI,
a tylko jeden, młody poseł
cienkim, ale soczystym głosem
groźbę zarazy nam roztacza,
jaką jadowitość buracza
niszczy partyjnych akcji plony.
.
W imieniu licznych, porażonych -
ostrzega przed paskudnym sokiem:
To nam z wyrokiem wyjdzie bokiem!
Na pastwę go! Jeśli pastewny!
I razem z nim - dalekich krewnych!
CHARLIE ma uśmieszek Chaplina,
a BURAK - opasła roślina!
.
I tylko z nazwy jest cukrowy,
a cukier teraz jest niezdrowy!
Partię osłabia, a nie krzepi
i wyrwać go z korzeniem lepiej!
Wielka propagandy machina
już pod burakiem się ugina,
gdy obraźliwym skojarzeniem
w świadomość zapuścił korzenie.
.
Czy wyłącznie satyry batem
Dawid zwyciężyłby z Goliatem,
gdy ogromnej przewagi siła
przed ośmieszeniem ustąpiła?
Nie razi dysproporcja taka -
potęga mediów - sok z buraka?
Czy trzeba, jeśli brak kultury,
wytaczać działa grubej rury?
Odstawić sok? Czy rzucać mięso,
gdy widać, że się portki trzęsą?
RENATA, 24 września 2019
każdego dnia piękna pani
szefowa
ust pomalowanych nie zgadnie nikt
co myśli głowa
ubrana starannie we włosy
makijaż coraz trudniej zrobiony
miła serdeczna kochająca
i kochana udawana
aż do kolacji gdy dziecko
pójdzie spać
wtedy zaczyna się bać
najchętniej by się zmyła
gdzie rośnie pieprz
jak długo zdołą to znieść
sypialna opowie ci
gdy w mężu się budzi
lew hiena bestia
błazen szyderca
zaczyna prosto drwiną kpiną ostem
zawsze znajdzie coś nie tak
potem już jesteś dziwką wywłoką szmatą
popchnie poddusi zrówna z błotem
i koniec aktu
łazienka płacze wraz z krokodylem
potem przeprasza i się przytula
przynosi kwiaty
robi obiady
idylla trwa do zmierzchu znów
dopóki nie słychać dżwięku sztućców i słów
myszce co noc serce pęka
na widok piękna
zamkniętego w przerażeniu
i z duszą na ramieniu
rankiem stwarza pozory
i broni na wszelkie sposoby
życia zamkniętego pod kloszem
no proszę
bo bo bo dziecko wstyd i panika
i czeka ąż w niej obudzi się
do walki chęć
Gramofon, 23 września 2019
stukot torów przypominał o byciu w podróży
skronie pulsowały a słońce zmuszało
do wybijania SOS powiekami
doskonale nie wiedziałem co robię
więc gdy konduktor grzecznie poprosił o opuszczenie
mojej głowy posłuchałem
bo doskonale nie wiedziałem co robię
cisza przypominała że nie dojechałem
wąska droga szeptała coś o autostopie
wiedziałem żeby tego nie zrobić
więc zrobiłem to niedoskonale
po kilku kilometrach wróciłem
tam gdzie nic nie ma
bo ja mam tam wszystko
eyesOFsoul, 23 września 2019
w twoich oczach -
ląd
a ja wciąż szukam tratwy
by do niego dopłynąć
* alt art
Marek Gajowniczek, 23 września 2019
Zbudujemy nowy most,
Jeszcze jeden nowy most,
do oczyszczalni na wprost
z przeprawą!
.
Obietnice z nami mnóż
i nadzieje z nami dziel,
bo to jest nasz wspólny cel
i prawo!
.
Żaden problem, żaden strach,
gdy osady pójdą w piach
i nie patrzmy na ten krach
z obawą!
.
Niech się rury pną do góry,
a nie pływają na krach!
Nasz kolektyw prócz dyrektyw
zna swój fach!
.
Już dość narzekań i gderań,
zarzutów, zrzutów... Bóg wie czego jeszcze...
Tarchomin, Białołęka, Żerań
chcą krystalicznym oddychać powietrzem!
.
Więc stań zwartym szeregiem.
nad Wisły brzegiem
prawostronnym. Właśnie tu!
By cieszyć się rekreacyjnym biegiem.
Nie po to, żeby ci zabrakło tchu!
.
Budujemy nowy most!
Jeszcze jeden nowy most!
Niech się gospodarczy wzrost
pnie sławą!
.
Niech się rury pną do góry,
kiedy środki na to są!
Dobre czasy na bajpasy
przyszłym dniom!
Marcin Olszewski, 22 września 2019
Mimo zamknięcia rozdziału życia
Braku myśli. Wypalonej świecy uczuć
Pojawiasz się w snach. Podświadomość
Nie myślę. A jednak jesteś w pobliżu
Mieszkanie. Rozmowy. Łóżko i pies
Fragment życia wśród czterech ścian
Kadry kręcone przez los przypomnienia
Chwil, których nigdy nie było. Marzenia?
Wydzieram kartki ze scenariusza zdarzeń
Wycieram gumką role, sceny dialogi
Nie jestem w stanie zatrzymać snów
To złośliwość losu? Nie myślę, a jesteś
Wyrywam Cię ze snu
Yaro, 22 września 2019
nad Hotrytem budzi się słońce
podnieś do góry ręce
zaśpiewaj pieśń szczęścia
podziękujmy na stole jest
chleb budzi się chęć do życia
woda czysta obmywa
z grzechu stopy i ręce
gasi pragnienie po wysiłku
obmywa ciało obmywa złe wróżby
góry kochane mówicie do mnie ranem
wychodzą przed siebie idę dalej by
dotknąć skrawka twojego nieba
zamykam w sobie niedobre nastroje
już się nie boję jak się bałem
wolność ducha co ciało przenika
słowa są wolne mówię kocham
na głowie siada biedronka
kilka kropek na jej pancerzu
poproś ją a przyniesie chleba
poleci do nieba poleci dalej
człowiek potrzebuje nadziei
słów co dają pocieszenie
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.