Marek Gajowniczek, 24 lipca 2018
Kto spał na pięciu wodnych łóżkach,
zmieniając poty na suchoty,
nie myśli rankiem o pogróżkach.
Słoneczko podsuwa głupoty.
Dziewczyny wolą Trzaskowskiego
i patrzeć w oczy mu potrafią,
a mnie właściwie nic do tego.
Chyba już w głowie mam kalafior.
Wiadomo, że sam się nie zwlokę
i jestem nie do wytrzymania.
Może dla kogoś jest to szokiem.
Dla mnie jest sztuką przemijania.
Ten gruby... to jednak nie Sojka,
lecz grać i śpiewać dobrze umie.
Upał. Potrzebna parasolka!
Nikt prostych rzeczy nie rozumie?
Nie leczą mądre zalecenia,
listy skierowań i zapisów,
jeżeli są nie do spełnienia,
a kończy się sezon popisów.
Nikt nie popatrzy prosto w niebo,
a musi wzrok spuścić w poduszkach.
Wie, że to tylko snu placebo.
Na nim czerwona cienka strużka.
Marek Gajowniczek, 24 lipca 2018
Jeżeli nie boisz się pieśni,
a śnić nadal nie przestajesz,
że ludźmi są twoi współcześni,
upadasz, a potem powstajesz...
Myślisz, że ta sama jest Ziemia
i gdzieś zachowała się godność,
a partia ma jakieś sumienia -
głęboka cię czeka samotność.
Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
a w oczach - spojrzenie martwe.
Nie bolą już płuca wyplute.
Uśmiechy ostatnim są żartem.
Bo zgoda nie musi być cicha
i dusze powinna uwierać.
Niech wiedzą, jak ciężko oddychać.
Dlaczego wciąż nie chcesz umierać?
Posępne są prawa Strasburga,
a ludzkie - zapadłe w ciszy.
Sprzeciwu z własnego podwórka
wiedz o tym: Nikt nie usłyszy!
Już zebrał się Łukasiński
i cienie się w loży zbierają.
A cóż to za pomysł kretyński?
Poeci nie umierają?
Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy,
dociera ten protest uparty...
ja muszę... dla kraju, dla sprawy,
pokazać oblicze partii...
Ojczyzna karmiona niewiedzą
istnienia tajemnych podziałów,
zarazę dostrzega za miedzą.
Już własnych nie ma ideałów.
Gdzieś w górze, krzykliwy i czarny
rój ptactwa rozsypał się w szereg,
w oknach niedostępnej drukarni,
rozszarpać chce każdą literę.
Na Twardej stać trzeba twardo!
A Srebrna jest partii żyłą.
Chcecie to nazwać pogardą?
A co ci się hołoto śniło?
O śmierci rosną Muzea!
Niech prawdy łach nie zaciera!
Kultura i Prometea
pokażą, jak masz umierać!
Wypalą oczy do końca
Siprala i Eugenia,
by myśl - pochodnia gorąca,
nie wyszła z grobu więzienia!
Zabiło milczenie wokół:
- Ja muszę... tam na mnie czekają...
i upadł w ostatnim krwotoku
i skonał.
...Niech zapamiętają!
Sztelak Marcin, 23 lipca 2018
Trwają rozchwiania w zaułkach
słów zasiębiernych, w nich załatwiam
potrzeby filozoficzne.
A nagie wiedźmy przekornie tańczą
w kniei, chociaż wycięto święte lasy.
Pozostały pieńki, kusząc bezrobotnych
katów.
Tylko topory pordzewiały, nie wspominając
o mieczach. Roznegliżowanych
bezwstydnie. Rumieńce płoną
zimnym ogniem.
Na szczęście księżyc się zatacza
plamiąc asfalt.
Nieprzystojnie, więc płyniemy w rejs
ku puencie.
Lub kolejnemu zaprzepaszczeniu
trywialnego czasu.
bosonoga - Gabriela Bartnicka, 23 lipca 2018
w gorące lato ulice
łapią oddech po zmierzchu
światła latarni budzą
podgotowane zmysły
do zaspanych cieni
przyklejają się małe księżyce
ze zwiewnych spódnic
i żwawe zygzaki
połączone
znikają w zadrzewionych alejkach.
nieruchome powietrze
zaczyna wirować
smokjerzy, 23 lipca 2018
to chyba wciąż sen
gdy w gęstych oparach czasu straconego i mgły
wykopuję siebie z siebie
zabezpieczony stalową pępowiną
by nie ulec wrodzonej skłonności do ucieczek
kierunki rozchodzą się usiłując nadwątlić
poczucie solidności wzoru na dopuszczalność naprężeń
dysonans ogromnieje do granic wyznaczanych
przez mięśnie determinację i możliwości
wokół szaleją drapieżne fatamorgany
brnę przez lotne piaski skołowanej wyobraźni
rozdarty pomiędzy echem niewinności
a nieodpartą chęcią niszczenia wszystkiego
co stanie mi na drodze
dzień nie myśli o nocy ciemność zapomina o dniu
woda chleb wszystko tak czyste
że nawet mord popełniony na dżdżownicy
nosi w sobie znamiona niewinności
wewnątrz każdej sekundy beztrosko panoszy się wieczność
dlatego chłopiec czerpie i rozdaje pełnymi garściami
jego śmiech jest jak lina
po której można wspiąć się na najwyższy szczyt
z leszczynowym wędziskiem w dłoniach stoję na moście
który niczego nie spina poniżej płynie rzeka
nietkniętych możliwości
( mała Mariam śpi )
muszle dusz otwarte na oścież
wielki brat rzyga środkami do dezynfekcji
i odplamiania wszystkiego
elegancka pani zosia z wdziękiem unika
podwyższonego pecha pochwy
staruszkowi po zażyciu staje czas
gwiazda szlifuje blask pozbywając się zarostu
pan zenek trzyma mocz i publicznie odzyskuje szczęście
( mała Mariam się boi - pociągam za spłuczkę )
czarna sutanna błogosławi pustkę
tłum mężczyzn i kobiet
o kompleksowym spojrzeniu rozwścieczonego anioła
orędownika nieuchronnych prawd
w myślącej i żywej głowie żłobi koronę cierniową
ostrzami parasolek i modlitw kreśląc dziesięć przykazań bożych
w powietrzu śmigają dmuchane aureole
próbuję schwycić
czyjaś bezzębna szczęka miażdży naiwność
i palce
( pośród huku rozrywanych murów
obryzgany wnętrznościami brata matki ojca
posąg małej Mariam udaje
że go nie ma )
violetta, 22 lipca 2018
z ręką na piersi
czuję dotyk
ulotny smak twoich ust
całuję znów
delikatnie schodzisz w dół mojego ciała
raz po raz odtwarzam skradziony
pocałunek za domem a w łóżku
poruszam się w strumieniu powietrza
ciepłych moreli
Sztelak Marcin, 22 lipca 2018
W wapnie, pomiędzy jajami. Niespodzianka
na przyszłe stulecie, bo czym nasiąknie.
Zresztą zawsze się znajdzie
usprawiedliwienie.
Miałkie, lecz ostatecznie
nie mam nic do kotów, ani do końca
świata.
Nie będę krzyczał: więcej światła,
bo cień ma swój urok.
Szczególnie powoli gasnąc
w najgęstszy z mroków.
Na razie krążę, pełnymi garściami
czerpiąc z półprawd.
I jawnych oszustw.
Wiem, wszystko to ciągły rozpad,
ale mamy tylko ten ze światów,
którego i tak zabraknie.
Ponad to skorupka może trącić,
nieoczekiwanie.
Marzena Przekwas-Siemiątkowska, 22 lipca 2018
„Czy zdołasz nas nauczyć, że są krzywdy inne
prócz naszej?”
Karol Wojtyła
nie myślę o rękach czy nogach
a impulsie by podeprzeć się i znowu wstać
nie myślę o smutku
a złamanych paznokciach wbitych w ścianę
nie myślę o zalanym przez deszcz mieszkaniu
a spaniu w kącie pomimo własnego łóżka
mówię o strachu który bez konwenansów
urządził się w głowie małej dziewczynki
jest z nią krok w krok
kiedy
pochyla się i sznuruje trzewiki
gra w klasy i nikt nie woła na obiad
ojciec w Barze u Henia przepija ich wspólne śniadania
i ta tęsknota
kiedy tata Ani i Stasi bierze je na ręce a ona może popatrzeć
i moja matka
co straciła trójkę dzieci
z żalu poszła w obce pokoje
Marek Gajowniczek, 22 lipca 2018
Czerwona cienka linia
pokazała się nagle,
a przecież jest opinia:
Co nagle - to po diable
i wtedy nie jest łatwo
nawet siebie przekonać:
Czy ktoś nam zgasi światło?
Czy wytrzyma obrona?
Czerwona cienka linia,
a na niej wahadełko.
Dziękować, czy obwiniać?
Osnuć tajemnic mgiełką
to wszystko, co możliwe
i co uzasadnione?
Nastroje chybotliwe
w przeciwną ruszą stronę.
Czy lepiej być prorokiem,
czy rozsądniej - poetą?
Łaskawość przed wyrokiem
przeniknie wiedzy beton!
Dostrzegasz czerwień linii
na swojej Iwo Jimie.
Nie wiesz, co Bóg uczyni...
i nadal ku niej płyniesz!
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.