Arsis, 2 grudnia 2021
(Z cyklu: Określenia)
***
Jest tak spokojnie, tylko liście szeleszczą nad nami, niczym spienione fale…
Chwieją się od wiatru gałęzie kasztanów.
… kwiaty w słońcu, zapach lata,
barwne korale
― w przestrzeni łąk…
Zsuwa się obłok
na skraju nieba…
… dotyka ziemi…
Słuchamy ―
ptasiej
― melodii…
Kładziesz głowę
na moim torsie,
przymykając oczy.
… prześlizguje się po trawie
jaskrawy
prześwit…
… migocze.
Pomiędzy ―
moimi
palcami,
twoje długie włosy…
… twoje wilgotne usta ― przywierają do moich…
(Włodzimierz Zastawniak, 2016-03-31)
***
Cafuné (por.) – czułe przeczesywanie palcami włosów przez drugą osobę.
***
https://www.youtube.com/watch?v=44wvpW1wWtY
Arsis, 2 grudnia 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z
oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach
muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako
pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Wirują planety… ― ciągną za sobą rozpłomienione strugi…
… pędzą ―
wprost
― na mnie…
Błękitny Saturn ― przecina pierścieniami obłoki…
Tnie je szybko, jakby mechaniczną piłą…
… spada ―
z bardzo
― wysoka…
Na jego lśniącym pancerzu widzę
― wykrzywioną
przerażeniem
― olbrzymią twarz…
Owiewa
mnie
wiatr,
który przybywa z otchłani…
… z głębin,
z nocy…
Przechodzę jakiś nieznany proces…
Jakąś
― próbę…
…
Coś nieustannie
mlaszcze,
połyka kęsy…
… pręży muskuły…
Chodzi w górę i w dół ― ostra jak nóż ― grdyka…
Uciekam,
biegnę, co sił…
Zostaję ―
jednak
― dopadnięty…
… stalowe
imadło ―
miażdży
― moją krtań…
Walczę!
Zrzucam to z siebie
― z najwyższym trudem…
Pociągnięty w bezdenną czeluść
― chwytam się rozpaczliwie krawędzi Wszechświata…
… stacza się ―
razem
― ze mną…
… z wielkim
łoskotem
― nieskończoności…
*
Cofające się fale zostawiają białe języki piany
o zapachu soli…
Nacierają z hukiem…
… wychodzisz
z oceanu,
niczym
― Afrodyta…
Nasycam się widokiem długich, ociekających wodą włosów…
… jaskrawego
słońca
― na twojej skórze…
(Włodzimierz Zastawniak, 2018-09-05)
***
Ennea – jest to drugi album muzyczny (studyjny) amerykańskiej jazz-rockowej grupy Chase, wydany
w 1972 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=vXFY_WqYVxs
https://www.youtube.com/watch?v=ZeNqyiFC8hg
Arsis, 29 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Rozpryskują się na mojej twarzy ostre krople drobnego deszczu…
W chłodzie ciągnącym od wilgotnej ziemi
sine obłoki zakrywają niebo.
… wiatr rozwiewa włosy, szarpie za poły dziurawego płaszcza…
Dmą w tył i do przodu te zrywy zimnych obszarów,
jakie tylko mogą dopaść człowieka w ciszy nagle zbudzonej.
Mijam poczerniałe od niewyobrażalnego żaru nuklearnych wybuchów popękane, żelbetonowe
bunkry poligonu.
… przypominające surrealistyczne dzieło
jakiegoś szalonego artysty
wystające, zbrojeniowe pręty.
Teraz: zastygłe - na kształt pazurów prehistorycznego gada,
z resztkami morderczej radiacji.
Niegdyś: rozciągnięte i poskręcane z dziecinną łatwością,
rozgrzane uprzednio do białości, niby w hutniczym piecu…
Jestem mocno
wyczerpany,
jakbym przebiegł kilka maratonów…
A przecież
― przeszedłem
t a k
― n i e w i e l e…
Opierając się spoconym czołem
o betonową ścianę,
łykam hausty
skażonego jadem powietrza.
… wypuszczam je z astmatycznym świstem pękających płuc.
Przed oczami latają mi szare plamy,
jakieś formy mglistego niby-życia,
co przeobrażają się
w czyhających wszędzie szczegółach.
Czyżby
ktoś,
coś do mnie szeptał?
Trzymał
za
rękę?
Oglądam się za siebie, przecierając załzawione oczy
od gwałtownych
porywów
szalejącego smutku.
Krew pulsuje mi boleśnie w skroniach,
jakby zaciskała się
wokół mojej głowy
rozżarzona, stalowa obręcz.
Zagłębiam w mokry piasek bose stopy,
wyczuwając aż nadto to przegniłe próchno martwej ziemi.
… kiedy
nagle ―
rzeka
rozjarza się
― w rozbłysłym znienacka słońcu!
W głębokim
cieniu
pochylonego drzewa
― zakrywam dłońmi płonącą twarz…
*
Spójrz, jak rozchylają się moje umalowane z przesadą usta, odsłaniając wybrakowane
na przedzie zęby.
… uśmiecham się do ciebie…
Jest tak radośnie
wokół,
beztrosko i zabawnie.
Moje oczy…
Spójrz na moje
komiczne oczy!
… pod jednym z nich namalowałem czerwoną łzę.
Spływa po bladym od pudru policzku,
zostawiając po sobie rozmazany ślad.
Mam na sobie buty, które są o wiele za duże. Połatane spodnie, przyciasną marynarkę…
Czyż nie jest to zabawne?
Powiedz:
― bawi cię to?
Każde moje poruszenie wywołuje burzę oklasków,
każdy mój
udawany,
nieporadny krok.
Jest tak miło, kiedy przezabawnie
uśmiecham się do słońca,
człapiąc jak kaczka i kręcąc drewnianą laską.
„Milcz, błaźnie!” ―
karcę
siebie
samego.
― „Milcz!”
Lecz nie milczę, trwając dalej
w tym bezsensownym cyrku
i coraz ciężej dysząc…
… z rozhukanej widowni słyszę:
„Jaka wspaniała bestia”
„Brzuch ma ―
jak gruszka
― Bessemera” *,
„Nie da rady wykonać salta”…
Wywracam się…
Wstaję
i tańczę…
Potykam się w burzy
oklasków i śmiechów.
… wśród błagań o powtórzenie…
…
Na zewnątrz: udawane wniebowstąpienie i gra pozorów.
Wewnątrz: nocny taniec wariata,
który na przemian śmieje się i płacze…
Tapla się jak dziecko w kałużach ulic pustego miasta…
Nie zważa wcale na krople padającego deszczu,
co rozpryskują się coraz intensywniej
na jego wpatrzonej w skłębione niebo, rozmazanej twarzy…
Powiedz:
― bawi cię to?
(Włodzimierz Zastawniak, 2019-05-18)
***
The Visitor – jest to trzeci album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Arena. Album został wydany w 1998 roku.
* Gruszka Bessemera – jest to nazwany na cześć brytyjskiego inżyniera i wynalazcy Henry Bessemera, pierwszy przemysłowy konwertor do produkcji stali o charakterystycznym wybrzuszonym kształcie, który został uruchomiony w 1856 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=EF5ANZhDE3E
https://www.youtube.com/watch?v=98u2kMlFYTs
Arsis, 29 listopada 2021
Doskwiera mi chłód… Nade mną ogromny baldachim głębokiej nocy, doskonała bezgwiezdna
czerń…
Chyba sobie pójdę,
wybiorę się
w podróż
bez powrotu…
… w otchłań migających świateł przejeżdżających aut…
…
Raz już próbowałem,
lecz zawróciłem
w ostatniej chwili
z niekończącej się drogi…
Wracając,
wszedłem
do księgarni…
… spoglądały z okładek zasmucone twarze…
Znudzony kasjer utożsamiał się za ladą z niebieskawą poświatą smartfonu…
… ktoś o coś zapytał…
ktoś zaszeleścił
stronicami książki…
Ktoś przystanął
na chwilę
za oknem witryny…
W wieczornej ciszy
― tykanie ściennego zegara…
To wtedy
ta noc ―
stała się
― moją miłością
… w bezkresie
upajającej
melancholii…
Obszedłem nieśpiesznie
starą kupiecką halę,
pamiętającą jeszcze młodość
― mojej umarłej niedawno matki…
Ktoś, pijany,
śpiewał przy
ceglanym murze…
… sprzedawał z barłogu niepotrzebne nikomu resztki…
Lumpeks z natłokiem asortymentu używanych płaszczy i toreb,
chemiczna pralnia, ekskluzywny salon z ukrytą za ekranem monitora samotną ekspedientką…
…
Kołuje pod
kolumnadą
― lodowaty wiatr…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-29)
***
https://www.youtube.com/watch?v=hZvrF4yn0iY
Arsis, 27 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Pójdę sobie. Na zewnątrz kłębi się w swoim mroku noc… Przede mną długa podróż…
W pustym, ciemnym pokoju szepczę do samego siebie.
Księżyc zagląda przez okno,
kładąc się na podłodze zimnym blaskiem…
… obserwuję ten przekrzywiony prostokąt…
Zanurzam w nim
dłonie
i twarz…
… wyczuwam wibracje zderzających się atomów…
Tykanie ściennego zegara… Zgrzyt przesuwających się trybów
i przekładni
starego mechanizmu…
…G O N G…
Boję się unicestwienia,
niespodziewanego
kolapsu cząstek
substancji czasu…
Pójdę sobie,
dokąd?
― przed siebie…
Zakładam
płaszcz,
aby wyjść
naprzeciw gwiazdom.
… zamykam za sobą drzwi…
Omiata mnie chłód
schodowej klatki,
zamkniętych na wieczność mieszkań umarłych dawno sąsiadów.
W półmroku opuszczonych pracowni milczące popiersia, porzucone w nieładzie
dłuta…
… narzędzia
zbrodni
― na kamieniu…
(To już kiedyś było, wiem…)
… na zewnątrz zamiata liście wiatr…
Stawiam
kołnierz
dziurawego płaszcza.
Na pustej, przymglonej ulicy
latarnie kołyszą swoimi zwieszonymi głowami…
…
Moje stałe miejsce jest puste.
Czeka jak zwykle na mnie.
Przyglądam się pozostawionym na blacie wilgotnym kręgom…
… alkohol rozlewa się
tak ciepło
w żołądku…
Kolejny drink.
― już nie wiem, który…
Barman poleruje szklanki, spoglądając na nie pod światło obojętnym wzrokiem.
… odbija się przede mną w lustrze szaleństwo, moja wykrzywiona, zniszczona twarz…
*
Nie ma żadnego wytłumaczenia.
Jestem bezbronny,
jak foka
― wyrzucona na brzeg.
Pochłaniam
chciwie
kęsy powietrza.
Dudni mi w pulsującej głowie nieskładny, pijacki gwar.
Ściskam w dłoni długopis
czy plastikową słomkę…
Na poplamionej kartce
― urywki jakiegoś tekstu…
Nie mogę,
nie potrafię…
W obłokach papierosowego dymu
kołują nieustannie barowe ćmy.
… spalają się w obskurnym świetle kinkietów…
W miejsce poprzednich przybywają nowe…
… męczy mnie odgłos spadających z wysoka miękkich, puszystych ciałek…
Czuję, że i mnie
zaczynają
― wyrastać skrzydła.
*
Gram w szachy na pogiętych szczątkach cywilizacji.
Moim przeciwnikiem: szaleństwo.
Właśnie
― dostałem mata…
…
Coraz większe porywy lodowatego wiatru
uderzają
w moją twarz.
Nic nie czuję.
Nic.
Już dawno stała się biała,
jak zmrożona przestrzeń
śnieżnego piekła
z łagrami nienawiści…
…
Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać…
Przytłacza mnie
ciężar
spadających bomb…
Zawadzam wciąż nogami o jakieś żelastwo, zardzewiałe, porzucone karabiny i hełmy…
O spalone szczątki z ponurym spojrzeniem,
które odradzają się na nowo.
Które podnoszą się i pędzą,
aby zadać śmiertelne pchnięcie bagnetem
w powtarzającym się w nieskończoność natarciu…
… popełniam błąd, myśląc, że to jest wzdęty trupim rozkładem post-apokaliptyczny
krajobraz…
Walka!
Wciąż
― walka…
…
Coś strasznego zeszło do podziemi
i czai się w mrokach.
Wystrzeliwuje z każdej bramy swój okrutny jad plująca kobra.
Otwierają się czarne gardziele z cuchnącym szlamem.
… strumienie szamba zalewają wszystko, zatapiają…
Gdzieś tutaj ―
musi być
zejście
― do piekła…
…
Obrzygane farbami mury
chylą się ku upadkowi,
które podpierają bez wiary
― obrośnięte mchem, brodate fauny.
Słychać trzask łamiącego się, przegniłego drewna, odgłosy miażdżenia…
…
Jąkają się i krztuszą gołębie w kałużach.
Załamują skrzydła w nieszczęściu.
… na kolczastych drutach zwisają resztki poszarpanych jelit z siwą sierścią kozła…
Nie przeskoczył!
…
Mijam szare, bezimienne szeregi skazańców
o czarnych,
pustych oczodołach.
Wczepione w stalową siatkę po napięciem
pokrzywione,
spalone palce..
… swoisty performance nieudanej próby ucieczki…
*
Otwieram załzawione, szczypiące oczy.
Wysypują się na moją twarz czarno-białe piksele z ekranu szumiącego telewizora…
Noc?
Dzień?
Brzęk tłuczonego szkła.
Bełkotliwy
rozgwar.
… kłębiące się pod sufitem chmury…
Brakuje słońca,
ale za to
świeci się lampa w poplamionym, żółtym abażurze.
…
Coś sobie zaplanowałem,
lecz zapomniałem, co.
Miałem chyba dokądś pójść,
aby spotkać się
z własnym cieniem.
Jestem nikim.
Jeśli ktoś chce pogadać, to numer mojego telefonu jest na nogawce spodni…
Moja
wina,
wiem…
… wiem…
Wszystko jest moją cholerną winą…
Nie musicie mi już o tym ciągle przypominać…
Schylam się, aby podnieść zdeptany, ubłocony zwitek papieru.
… coś pisałem…
Upadłem.
Nie mogę się podnieść..
…kto mi pomoże wstać?
Nikt…
Tuż przed moją rozkrwawioną twarzą porusza nerwowo wąsami słodka, biała mysz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-17)
***
Clutching At Straws – jest to czwarty album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1987 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=sOgpkvZJIa8
https://www.youtube.com/watch?v=ecUWafiuj3c
Arsis, 25 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Pędzą przed siebie z zimnym wiatrem rozwiewającym włosy, widząc światło,
które pochłania dusze…
Roztrzaskują się z krzykiem w błękitnym oceanie –
przerażeni świadkowie wniebowzięcia…
I wciąż przeciąga się w przestrzeni
szaleńczy skowyt zmaltretowanych ptaków,
których pióra opadają puchowym deszczem…
… ktoś chciał komuś
coś powiedzieć,
lecz ― nie zdążył…
W blasku jaskrawego słońca,
w majestacie przemijających obrazów, tylko szum i łopot rozrywanej koszuli…
Na brodzie ―
strugi krwi
z przygryzionej wargi…
Cierpienie i ból
mieszają się
z rozkoszą śmierci…
… ktoś chciał komuś coś powiedzieć.
lecz…
…
Lecieć,
lecieć…
… jedyna miłość…
…
Podniebny rejs szaleńca…
Krzyki mew…
Płacze anielskich istot... Cienie obłoków na mojej twarzy…
Przemijające kontury życia… Zamglone prześwity… Nagłe uderzenie blasku w źrenicę oka…
… pełgający,
lśniący
potok,
na obrysie
― wystawionej dłoni…
*
Prześlizguje się po szybie strumień światła…
Nabieram
rozpędu…
Wiatr i niebo…
Cisza i świst powietrza…
Dotyka
Mnie…
… obmacuje ciało…
Przybliżam się,
wciąż się przybliżam…
(Ile jeszcze potrwa ta rozkosz?)
…
Dostrzegam wiele nieruchomych, pooranych bruzdami blasku twarzy…
Żywych?
Umarłych?
Obtłuczone,
kamienne maski…
…
Po korytarzach mojego mózgu
rozchodzą się jakieś pogłosy
i echa … Kto mnie wciąż pyta o drogę?
K t o?
… zmieniłem trasę…
Dotyka mnie
płomień…
… szkło kaleczy ciało…
*
Martwe od dziesięcioleci cielsko pokrywa szary pył przeszłego czasu…
W rozsłonecznionej scenerii gorącego lata,
w zielonym piekle rozgałęzionych łodyg…
… pogięte szczątki
z zatartymi
symbolami
przynależności…
Wryte w omszoną glebę, splątane ze sobą żelazne wstęgi…
I wszystko takie wątpliwe,
nieruchome, zatopione w milczeniu…
Szum listowia…
Pełgające blaski prześwitów…
Cienie
i zmierzchy…
Trzymam w dłoni kawałek rozbitego szkła…
Mieni się w słońcu, migocze…
Jaskrawy poblask przesłania obłok…
Nastaje mrok. Nastaje chłodny powiew samotności…
Spoglądam w górę…
… unoszę się ponad rozłożyste konary prastarego drzewa… ― unoszę się… ― lecę…
(Włodzimierz Zastawniak, 2020-04-19)
***
Cardington – jest to drugi album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy progresywnej Lifesigns,. Album został wydany w 2017 roku.
"Cardington, to miejscowość, gdzie mieściły się hangary, w których konstruowano statki powietrzne. W latach 30. ubiegłego wieku trwała inżynierska rywalizacja, pomiędzy angielskimi i niemieckimi konstruktorami. Jej przełomowym momentem był tragiczny lot sterowca R101, który rozbił się w trakcie swojego dziewiczego rejsu do Francji w wyniku, czego śmierć poniosło 48 spośród jego 54 pasażerów. Na polach nieopodal Cardington do dzisiaj stoją hangary, które są pomnikiem i hołdem pamięci ofiar tamtej katastrofy…”. (Z recenzji Artura Chachlowskiego, ze strony: https://mlwz.pl/recenzje/plyty/19156-lifesigns-cardington)
***
https://lifesigns1.bandcamp.com/track/n
https://lifesigns1.bandcamp.com/track/touch
https://lifesigns1.bandcamp.com/track/cardington
Arsis, 21 listopada 2021
Planeta mroku… Błękitne słońce jarzy się niewiele ponad pełnię księżyca… Planeta ciszy…
Drgające,
zimne
gwiazdy…
… pędzące okruchy kosmosu…
Wpatruję się w twoje odbicie na gładkiej ścianie kamienia…
… na twoją twarz
z opuszczonym
ku ziemi
― spojrzeniem…
… jej rysy zaciera wiatr…
… roztapiasz się ―
w bryłę soli…
Znikasz…
… rozpuszczasz
w bijącej ―
o dalekie skały
― goryczy morza…
Wyciosany przez nie wiadomo kogo
prastary, wielki obelisk
przeslania tarczę słońca, z której wytryskują meandrujące promienie straszliwej radiacji…
… omiatają wiązkami śmierci wyjałowioną już ziemię…
A jeżeli coś żyje,
to tylko dlatego,
że trwać może bez ciała…
Ciało stoczyło się dawno
― w przepaść przeszłego czasu…
… żyjesz odtąd we mnie, w pamięci mojej zabalsamowana…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-21)
***
https://www.youtube.com/watch?v=l0b-IORFU8k
Arsis, 17 listopada 2021
Słońce już zaszło… Nastał chłód przejmującej ciszy…
Nieruchome, nagie drzewa…
Pod stopami ―
szelest
― uschniętych liści…
… przywitałaś mnie smutkiem, mamo…
Pustka, całkowite
opuszczenie…
Ściskający serce mrok
― listopadowej samotności…
Zapalałem na twoim grobie lampkę pośród tłumu umarłych o zapadniętych oczach…
… nieprawda,
oni ―
nie umarli,
im tylko
― zaparło dech…
(ukazała mi się na chwilę bezkresna,
śnieżna biel
bez jakichkolwiek śladów… )
Kiedy odchodziłem,
płomień drgnął,
jakby tchnięty niewyczuwalnym powiewem…
Wiem, że dałaś mi znak, ponieważ inne były niewzruszone…
Drżał ―
tylko
― twój…
… jedynie ― twój…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-17
***
https://www.youtube.com/watch?v=DPGVtkjwjZ4
Arsis, 15 listopada 2021
Przychodzimy za późno, przechodząc obok tego drzewa z wyrytym imieniem na korze…
Obok drzewa pamięci w szumiącym lesie, w pochyleniu, w rozpaczy ciszy…
Nad nami ocean nieba,
płynące wolno obłoki…
… słońce uwięzione w gałęziach…
Byliśmy tu i tam, i gdzie indziej, przechodząc z przeszłości w przyszłość,
przekraczając teraźniejszość rozmytą bladą światła…
… i przechodząc raz jeszcze, schodząc w kręgi zapomnienia, rozmyci, pełni cienia…
Byliśmy – i to chyba wystarczy za wszystko, byliśmy tak, jak tylko można być w szaleństwie miłości…
Jakaś muzyka daleka
przechodzi teraz
przez szkło tęczowe…
… i drżenia kropel po niedawnym deszczu…
Wszystko pachnie
apteczną wonią
zwilgotniałych ziół…
… nienasycone nami łąki…
Pamiętasz?
To okrucieństwo czasu oddala nas od siebie…
Jakby to była ciemna, rwąca woda, co wszystko pochłania…
Milczysz…
Razem milczymy…
Obcy
już
sobie,
dalecy…
… a wokół las szumi złowrogi…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-15)
***
https://www.youtube.com/watch?v=d7DSLDW4aGQ
Arsis, 13 listopada 2021
Przychodzę tutaj, mimo zimnego wiatru, mimo deszczu, który rozpryskuje się
na mojej twarzy…
Na mojej twarzy ―
namalowana
nieudolnie
― maska klauna…
… na mojej twarzy ― łza…
Jesteś tutaj…
… otaczasz mnie…
W kołysce dłoni
― zapalona świeca…
W mroku ― jedynie słaby blask, ściskana oburącz iskierka smutku…
Tęskno
mi,
mamo…
… przefruwają zwiędnięte liście…
Chłód wieje z przestrzeni
z nadciągającym szeptem…
Ładnie wykuli
twoje imię
na kamiennej płycie…
Jeszcze mosiężna głowa Jezusa na krzyżu, i będzie dobrze…
Tęskno
mi,
mamo…
… pozostały już tylko sny…
W snach jest mi ciepło, albowiem słońce ogrzewa z uśmiechem moją twarz…
Spogląda z błękitnego oceanu nieba…
Jesteś
tam?
Jesteś
tam,
prawda?
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-13)
***
https://www.youtube.com/watch?v=sXpU-eIDdM8
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.