Arsis, 8 grudnia 2021
( Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Dzwoni telefon…
… trr… trr… trr… ― odbierz… ― trr… trr… trr… ― odbierz, proszę…
… dzwonię do ciebie ― z zaświatów…
Podnosisz słuchawkę
rozedrganą dłonią…
― Słucham?
― Kochanie…
― To ty?
― Tak, kochanie, to ja. Cudownie ciebie znowu usłyszeć. Dzwonię do ciebie z pokładów nieba, ze snu głębokiego… Wstań, proszę. Wiem, że morzy cię życie, że przemieszczasz się w nim bardzo powoli, jakbyś była zanurzona w gęstej i lepkiej substancji czasu. Podejdź do okna, podejdź, proszę…
Idziesz po lśniącej od księżycowej pełni
drewnianej podłodze…
… przygarbiona, w zwiewnej, białej koszuli…
Odsuwasz firankę…
― Widzisz, jaki piękny księżyc?
― Tak.
― Przyjrzyj mu się dobrze…
Przecierasz
oczy…
… wytężasz wzrok…
― Dostrzegasz na nim człowieka?
― Tak!
― To ja, kochanie.
― Nie mogę w to uwierzyć!
― Uwierz, proszę… ― Dzwonię do ciebie właśnie z niego i widzę ciebie ― tam w dole ― taką małą ― malutką…
Słyszę…
― twój płacz…
― Posiwiałaś przez te wszystkie lata… Porobiły ci się zmarszczki… Kochanie…
― Tak?
― Kiedy do mnie przybędziesz?
― Mogę w każdej chwili, nawet teraz! Tylko… ― jestem taka nieuczesana, nieumalowana…
― Jesteś piękna…
― I weźmiesz mnie w ramiona?
― Wezmę ― tak jak wtedy ― i ― już nie wypuszczę…
Stajesz na parapecie,
rozkładając ręce
― niczym skrzydła ptaka...
… rzucasz się
do przodu…
Unosisz się
― coraz wyżej…
(Włodzimierz Zastawniak, 2018-08-28)
***
Man in the Moon – jest to ósmy album muzyczny (studyjny) brytyjskiego (działającego w Niemczech) zespołu progresywno-rockowego Nektar. Album został wydany w 1980 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=nfPwPRMenHk
https://www.youtube.com/watch?v=PN_QuhEHIGQ
Arsis, 7 grudnia 2021
(Z cyklu: Noir)
***
Ściśnięci w korytarzu. Poupychani równo.
Przepływają falami kopnięcia prądu.
Nerwowe odruchy wariatów.
Wszędzie wokół ―
wytrzeszczone
― jak w chorobie Basedowa oczy…
Spocone karki i czoła.
… przyśpieszone, płytkie oddechy…
Szarpią mnie
nieustannie
― czyjeś dłonie…
… zdzierają koszulę, poszukując pieniędzy i rewolweru…
„Zaraz z niego wszystko wyciągniemy!”
― Szepczą.
„Nie wyciągną!”
― Myślę półprzytomnie.
Męczy mnie ―
uporczywa
konwersacja
w oślepiających błyskach
― nadawanych alfabetem Morse`a…
… cuchną
zgnilizną
― rozdziawione gęby…
…
Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać, jakby w oparach narkotycznego dymu…
Mózg telepie mi się w czaszce, kiedy opieram się czołem
o brudne okno
nocnego Ekspresu do Atlantydy…
Czując czyjeś kolana
w podbrzuszu
i łokcie w wątrobie
― wypluwam na szybę resztki czerstwego chleba…
… zsuwają się powoli w czerwonym, stroboskopowym świetle…
…
Budzę się w lepkich wymiocinach…
Śniło mi się,
że mnie
śledzą…
… że są blisko!
I coraz głośniej dudnią krokami po moich śladach hordy zaślinionych epileptyków!
tam-tam, tam-tam,
tam-tam, tam-tam,
tam-tam, tam-tam…
(Włodzimierz Zastawniak, 2013-11-07)
Arsis, 7 grudnia 2021
(Z cyklu: Określenia)
***
Ta gwiazda przemienia się w ciszy, podczas gdy wiatr
gładzi niewidzialną dłonią nadbrzeżne trawy…
… nachylają się, przeglądając w zwierciadle jeziora swoje drżące odbicia …
…
Spójrz! ―
Zdążyło się już zasrebrzyć wokół…
... lśni tym lśnieniem, co spada na nas wraz z zadumą i chłodem.
Coś plusnęło na powierzchni,
naprężając się przez chwilę
jak struna…
Znikło, zamilkło…
… opadło w głębiny płetwą…
Byt przenikliwszy niż strzała,
wracający do mroku rozmytych łodyg…
… mętnych
widziadeł…
… korzeni…
…
Zatraca się
w toni
― jasny kontur obłoków…
W gałęziach ―
szelest liści…
… prześwity gwiazd…
(Włodzimierz Zastawniak, 2016-03-04)
***
Mangata (szw.) – malownicze odbicie księżyca na powierzchni wody.
***
https://www.youtube.com/watch?v=mLyRpAUqyVw
Arsis, 7 grudnia 2021
(Z cyklu: Określenia)
***
Z każdym moim krokiem ― rzecz się nowa odsłania… ― ostre kontury przedmiotów…
Jeszcze przed chwilą ―
kryły się w półmroku paprocie, wystające z ziemi korzenie…
Roznosi się zapach
żywicy i owoców,
mających w sobie ―
słodycz miazgi,
bądź cierpką kwasotę…
…
… migot słońca
zapala się ―
w liściach…
… dotyka leśnego runa…
Wszystko paruje
po niedawnym
deszczu ―
od gorących
― oddechów lata…
Spróchniały konar rozpada się w rowie,
leżąc tak od dziesięcioleci.
… trzmiel pobrzmiewa basem w drobnej samosiejce wyrosłej obok…
W głębokim niebie ptaki ―
ćwiczą swoje gardła,
nie żałując treli i gwizdów…
Coś szeleści,
terkocze i stuka…
… szepczą do moich uszu owady…
(Włodzimierz Zastawniak, 2016-02-24)
***
Komorebi (jap.) – promienie słoneczne przedzierające się przez liście drzew.
***
https://www.youtube.com/watch?v=TPh1V2EnwVw
Arsis, 5 grudnia 2021
(Z cyklu: Określenia)
***
Idę wolno, przygarbiony, ciągnąc za sobą swój milczący cień…
… przenika mnie chłód leśnej tajemnicy…
Czuję jeszcze to ukłucie, to spojrzenie,
co błysnęło przed chwilą
w świetle padającym z ukosa,
trwając tyle, co mrugnięcie powiekami przelatującego ptaka.
Duchy zmieniają swoje kształty…
Tają się w złotawych przymgleniach nad krzakami paproci, nad wystającymi z ziemi
korzeniami
― pochylonego drzewa.
Coś zaszeleściło…
… unoszę
głowę ―
i widzę
rozchwiane gałęzie…
… błękitne prześwity nieba…
(Włodzimierz Zastawniak, 2016-04-05)
***
Waldeinsamkeit (niem.) – łączenie się z leśną przyrodą w poczuciu osamotnienia.
***
https://www.youtube.com/watch?v=yI36cArfqmU
Arsis, 2 grudnia 2021
(Z cyklu: Określenia)
***
Jest tak spokojnie, tylko liście szeleszczą nad nami, niczym spienione fale…
Chwieją się od wiatru gałęzie kasztanów.
… kwiaty w słońcu, zapach lata,
barwne korale
― w przestrzeni łąk…
Zsuwa się obłok
na skraju nieba…
… dotyka ziemi…
Słuchamy ―
ptasiej
― melodii…
Kładziesz głowę
na moim torsie,
przymykając oczy.
… prześlizguje się po trawie
jaskrawy
prześwit…
… migocze.
Pomiędzy ―
moimi
palcami,
twoje długie włosy…
… twoje wilgotne usta ― przywierają do moich…
(Włodzimierz Zastawniak, 2016-03-31)
***
Cafuné (por.) – czułe przeczesywanie palcami włosów przez drugą osobę.
***
https://www.youtube.com/watch?v=44wvpW1wWtY
Arsis, 2 grudnia 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z
oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach
muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako
pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Wirują planety… ― ciągną za sobą rozpłomienione strugi…
… pędzą ―
wprost
― na mnie…
Błękitny Saturn ― przecina pierścieniami obłoki…
Tnie je szybko, jakby mechaniczną piłą…
… spada ―
z bardzo
― wysoka…
Na jego lśniącym pancerzu widzę
― wykrzywioną
przerażeniem
― olbrzymią twarz…
Owiewa
mnie
wiatr,
który przybywa z otchłani…
… z głębin,
z nocy…
Przechodzę jakiś nieznany proces…
Jakąś
― próbę…
…
Coś nieustannie
mlaszcze,
połyka kęsy…
… pręży muskuły…
Chodzi w górę i w dół ― ostra jak nóż ― grdyka…
Uciekam,
biegnę, co sił…
Zostaję ―
jednak
― dopadnięty…
… stalowe
imadło ―
miażdży
― moją krtań…
Walczę!
Zrzucam to z siebie
― z najwyższym trudem…
Pociągnięty w bezdenną czeluść
― chwytam się rozpaczliwie krawędzi Wszechświata…
… stacza się ―
razem
― ze mną…
… z wielkim
łoskotem
― nieskończoności…
*
Cofające się fale zostawiają białe języki piany
o zapachu soli…
Nacierają z hukiem…
… wychodzisz
z oceanu,
niczym
― Afrodyta…
Nasycam się widokiem długich, ociekających wodą włosów…
… jaskrawego
słońca
― na twojej skórze…
(Włodzimierz Zastawniak, 2018-09-05)
***
Ennea – jest to drugi album muzyczny (studyjny) amerykańskiej jazz-rockowej grupy Chase, wydany
w 1972 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=vXFY_WqYVxs
https://www.youtube.com/watch?v=ZeNqyiFC8hg
Arsis, 29 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Rozpryskują się na mojej twarzy ostre krople drobnego deszczu…
W chłodzie ciągnącym od wilgotnej ziemi
sine obłoki zakrywają niebo.
… wiatr rozwiewa włosy, szarpie za poły dziurawego płaszcza…
Dmą w tył i do przodu te zrywy zimnych obszarów,
jakie tylko mogą dopaść człowieka w ciszy nagle zbudzonej.
Mijam poczerniałe od niewyobrażalnego żaru nuklearnych wybuchów popękane, żelbetonowe
bunkry poligonu.
… przypominające surrealistyczne dzieło
jakiegoś szalonego artysty
wystające, zbrojeniowe pręty.
Teraz: zastygłe - na kształt pazurów prehistorycznego gada,
z resztkami morderczej radiacji.
Niegdyś: rozciągnięte i poskręcane z dziecinną łatwością,
rozgrzane uprzednio do białości, niby w hutniczym piecu…
Jestem mocno
wyczerpany,
jakbym przebiegł kilka maratonów…
A przecież
― przeszedłem
t a k
― n i e w i e l e…
Opierając się spoconym czołem
o betonową ścianę,
łykam hausty
skażonego jadem powietrza.
… wypuszczam je z astmatycznym świstem pękających płuc.
Przed oczami latają mi szare plamy,
jakieś formy mglistego niby-życia,
co przeobrażają się
w czyhających wszędzie szczegółach.
Czyżby
ktoś,
coś do mnie szeptał?
Trzymał
za
rękę?
Oglądam się za siebie, przecierając załzawione oczy
od gwałtownych
porywów
szalejącego smutku.
Krew pulsuje mi boleśnie w skroniach,
jakby zaciskała się
wokół mojej głowy
rozżarzona, stalowa obręcz.
Zagłębiam w mokry piasek bose stopy,
wyczuwając aż nadto to przegniłe próchno martwej ziemi.
… kiedy
nagle ―
rzeka
rozjarza się
― w rozbłysłym znienacka słońcu!
W głębokim
cieniu
pochylonego drzewa
― zakrywam dłońmi płonącą twarz…
*
Spójrz, jak rozchylają się moje umalowane z przesadą usta, odsłaniając wybrakowane
na przedzie zęby.
… uśmiecham się do ciebie…
Jest tak radośnie
wokół,
beztrosko i zabawnie.
Moje oczy…
Spójrz na moje
komiczne oczy!
… pod jednym z nich namalowałem czerwoną łzę.
Spływa po bladym od pudru policzku,
zostawiając po sobie rozmazany ślad.
Mam na sobie buty, które są o wiele za duże. Połatane spodnie, przyciasną marynarkę…
Czyż nie jest to zabawne?
Powiedz:
― bawi cię to?
Każde moje poruszenie wywołuje burzę oklasków,
każdy mój
udawany,
nieporadny krok.
Jest tak miło, kiedy przezabawnie
uśmiecham się do słońca,
człapiąc jak kaczka i kręcąc drewnianą laską.
„Milcz, błaźnie!” ―
karcę
siebie
samego.
― „Milcz!”
Lecz nie milczę, trwając dalej
w tym bezsensownym cyrku
i coraz ciężej dysząc…
… z rozhukanej widowni słyszę:
„Jaka wspaniała bestia”
„Brzuch ma ―
jak gruszka
― Bessemera” *,
„Nie da rady wykonać salta”…
Wywracam się…
Wstaję
i tańczę…
Potykam się w burzy
oklasków i śmiechów.
… wśród błagań o powtórzenie…
…
Na zewnątrz: udawane wniebowstąpienie i gra pozorów.
Wewnątrz: nocny taniec wariata,
który na przemian śmieje się i płacze…
Tapla się jak dziecko w kałużach ulic pustego miasta…
Nie zważa wcale na krople padającego deszczu,
co rozpryskują się coraz intensywniej
na jego wpatrzonej w skłębione niebo, rozmazanej twarzy…
Powiedz:
― bawi cię to?
(Włodzimierz Zastawniak, 2019-05-18)
***
The Visitor – jest to trzeci album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Arena. Album został wydany w 1998 roku.
* Gruszka Bessemera – jest to nazwany na cześć brytyjskiego inżyniera i wynalazcy Henry Bessemera, pierwszy przemysłowy konwertor do produkcji stali o charakterystycznym wybrzuszonym kształcie, który został uruchomiony w 1856 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=EF5ANZhDE3E
https://www.youtube.com/watch?v=98u2kMlFYTs
Arsis, 29 listopada 2021
Doskwiera mi chłód… Nade mną ogromny baldachim głębokiej nocy, doskonała bezgwiezdna
czerń…
Chyba sobie pójdę,
wybiorę się
w podróż
bez powrotu…
… w otchłań migających świateł przejeżdżających aut…
…
Raz już próbowałem,
lecz zawróciłem
w ostatniej chwili
z niekończącej się drogi…
Wracając,
wszedłem
do księgarni…
… spoglądały z okładek zasmucone twarze…
Znudzony kasjer utożsamiał się za ladą z niebieskawą poświatą smartfonu…
… ktoś o coś zapytał…
ktoś zaszeleścił
stronicami książki…
Ktoś przystanął
na chwilę
za oknem witryny…
W wieczornej ciszy
― tykanie ściennego zegara…
To wtedy
ta noc ―
stała się
― moją miłością
… w bezkresie
upajającej
melancholii…
Obszedłem nieśpiesznie
starą kupiecką halę,
pamiętającą jeszcze młodość
― mojej umarłej niedawno matki…
Ktoś, pijany,
śpiewał przy
ceglanym murze…
… sprzedawał z barłogu niepotrzebne nikomu resztki…
Lumpeks z natłokiem asortymentu używanych płaszczy i toreb,
chemiczna pralnia, ekskluzywny salon z ukrytą za ekranem monitora samotną ekspedientką…
…
Kołuje pod
kolumnadą
― lodowaty wiatr…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-29)
***
https://www.youtube.com/watch?v=hZvrF4yn0iY
Arsis, 27 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Pójdę sobie. Na zewnątrz kłębi się w swoim mroku noc… Przede mną długa podróż…
W pustym, ciemnym pokoju szepczę do samego siebie.
Księżyc zagląda przez okno,
kładąc się na podłodze zimnym blaskiem…
… obserwuję ten przekrzywiony prostokąt…
Zanurzam w nim
dłonie
i twarz…
… wyczuwam wibracje zderzających się atomów…
Tykanie ściennego zegara… Zgrzyt przesuwających się trybów
i przekładni
starego mechanizmu…
…G O N G…
Boję się unicestwienia,
niespodziewanego
kolapsu cząstek
substancji czasu…
Pójdę sobie,
dokąd?
― przed siebie…
Zakładam
płaszcz,
aby wyjść
naprzeciw gwiazdom.
… zamykam za sobą drzwi…
Omiata mnie chłód
schodowej klatki,
zamkniętych na wieczność mieszkań umarłych dawno sąsiadów.
W półmroku opuszczonych pracowni milczące popiersia, porzucone w nieładzie
dłuta…
… narzędzia
zbrodni
― na kamieniu…
(To już kiedyś było, wiem…)
… na zewnątrz zamiata liście wiatr…
Stawiam
kołnierz
dziurawego płaszcza.
Na pustej, przymglonej ulicy
latarnie kołyszą swoimi zwieszonymi głowami…
…
Moje stałe miejsce jest puste.
Czeka jak zwykle na mnie.
Przyglądam się pozostawionym na blacie wilgotnym kręgom…
… alkohol rozlewa się
tak ciepło
w żołądku…
Kolejny drink.
― już nie wiem, który…
Barman poleruje szklanki, spoglądając na nie pod światło obojętnym wzrokiem.
… odbija się przede mną w lustrze szaleństwo, moja wykrzywiona, zniszczona twarz…
*
Nie ma żadnego wytłumaczenia.
Jestem bezbronny,
jak foka
― wyrzucona na brzeg.
Pochłaniam
chciwie
kęsy powietrza.
Dudni mi w pulsującej głowie nieskładny, pijacki gwar.
Ściskam w dłoni długopis
czy plastikową słomkę…
Na poplamionej kartce
― urywki jakiegoś tekstu…
Nie mogę,
nie potrafię…
W obłokach papierosowego dymu
kołują nieustannie barowe ćmy.
… spalają się w obskurnym świetle kinkietów…
W miejsce poprzednich przybywają nowe…
… męczy mnie odgłos spadających z wysoka miękkich, puszystych ciałek…
Czuję, że i mnie
zaczynają
― wyrastać skrzydła.
*
Gram w szachy na pogiętych szczątkach cywilizacji.
Moim przeciwnikiem: szaleństwo.
Właśnie
― dostałem mata…
…
Coraz większe porywy lodowatego wiatru
uderzają
w moją twarz.
Nic nie czuję.
Nic.
Już dawno stała się biała,
jak zmrożona przestrzeń
śnieżnego piekła
z łagrami nienawiści…
…
Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać…
Przytłacza mnie
ciężar
spadających bomb…
Zawadzam wciąż nogami o jakieś żelastwo, zardzewiałe, porzucone karabiny i hełmy…
O spalone szczątki z ponurym spojrzeniem,
które odradzają się na nowo.
Które podnoszą się i pędzą,
aby zadać śmiertelne pchnięcie bagnetem
w powtarzającym się w nieskończoność natarciu…
… popełniam błąd, myśląc, że to jest wzdęty trupim rozkładem post-apokaliptyczny
krajobraz…
Walka!
Wciąż
― walka…
…
Coś strasznego zeszło do podziemi
i czai się w mrokach.
Wystrzeliwuje z każdej bramy swój okrutny jad plująca kobra.
Otwierają się czarne gardziele z cuchnącym szlamem.
… strumienie szamba zalewają wszystko, zatapiają…
Gdzieś tutaj ―
musi być
zejście
― do piekła…
…
Obrzygane farbami mury
chylą się ku upadkowi,
które podpierają bez wiary
― obrośnięte mchem, brodate fauny.
Słychać trzask łamiącego się, przegniłego drewna, odgłosy miażdżenia…
…
Jąkają się i krztuszą gołębie w kałużach.
Załamują skrzydła w nieszczęściu.
… na kolczastych drutach zwisają resztki poszarpanych jelit z siwą sierścią kozła…
Nie przeskoczył!
…
Mijam szare, bezimienne szeregi skazańców
o czarnych,
pustych oczodołach.
Wczepione w stalową siatkę po napięciem
pokrzywione,
spalone palce..
… swoisty performance nieudanej próby ucieczki…
*
Otwieram załzawione, szczypiące oczy.
Wysypują się na moją twarz czarno-białe piksele z ekranu szumiącego telewizora…
Noc?
Dzień?
Brzęk tłuczonego szkła.
Bełkotliwy
rozgwar.
… kłębiące się pod sufitem chmury…
Brakuje słońca,
ale za to
świeci się lampa w poplamionym, żółtym abażurze.
…
Coś sobie zaplanowałem,
lecz zapomniałem, co.
Miałem chyba dokądś pójść,
aby spotkać się
z własnym cieniem.
Jestem nikim.
Jeśli ktoś chce pogadać, to numer mojego telefonu jest na nogawce spodni…
Moja
wina,
wiem…
… wiem…
Wszystko jest moją cholerną winą…
Nie musicie mi już o tym ciągle przypominać…
Schylam się, aby podnieść zdeptany, ubłocony zwitek papieru.
… coś pisałem…
Upadłem.
Nie mogę się podnieść..
…kto mi pomoże wstać?
Nikt…
Tuż przed moją rozkrwawioną twarzą porusza nerwowo wąsami słodka, biała mysz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-17)
***
Clutching At Straws – jest to czwarty album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1987 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=sOgpkvZJIa8
https://www.youtube.com/watch?v=ecUWafiuj3c
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.