smokjerzy, 7 stycznia 2018
w czasie burzy
wystawiał stopy na deszcz
piętami w stronę roziskrzonego nieba
po śniadaniu
całymi godzinami
dyskutował z duchami żywych
(o śmierci)
pomarańcze zjadał w kierunku
odwrotnym niż powszechnie przyjęty
(cokolwiek to znaczy)
otwierał okna i drzwi
uprzednio wykładając na stół wszystko
co najcenniejsze
(zasuszony liść gołębie pióro pękniętą filiżankę
włos z brody dawno zmarłego ojca)
w nocy nucił kołysanki
by uspokoić bezsenną ciemność
ukamieniowały go
wkurwione pomarańcze
smokjerzy, 5 stycznia 2018
z punktu A do punktu A
wędrowałem
potykając się o siebie
aż stanęłaś mi na drodze
wabiąc
oszałamiającym B
smokjerzy, 4 stycznia 2018
najpierw szuka zębów i śliny
zapycha usta
uruchamia szczęki
następnie
w formie nieco już zmienionej
spływa w miejsca trudne do opisania
by w końcu zdać sobie sprawę
z katastrofalnej pomyłki
o ileż przyjemniej było grzać się w słońcu
bujać na wietrze
i czekać
na nie wiadomo co
smokjerzy, 3 stycznia 2018
krąży wokół domu
zdezorientowana głodna upchnięta
w pożyczone szmaty zbyt ciepłego stycznia
nakarmiłbym
ale to nie jest jej czas - powinna spać
przez okno
spogląda wprost w moje oczy
jakby chciała o coś zapytać
wzruszam ramionami
w kominku dopala się zeszłoroczna wichura
nawet szyby jeszcze nie kwitły
smokjerzy, 2 stycznia 2018
Wędruję łąkami mgielne sny mnie niosą
bosymi stopami błogosławię rosę
Oddechem bezgłośnym - że i myśl nie słyszy -
wspinam się do światła po drabinie z ciszy
Jak rzeką powolną pieśnią w sobie płynę
ziarna dźwięku blasku mielę w ludzkim młynie
I słowo się budzi modlitwa najszczersza
Wpisuję to słowo do boskiego wiersza
wiecznym piórem z ptaka na kartce błękitu
W darowanym śnie nie znajduję już świtu
Przed rozstajnym krzyżem strach na wróble klęczy
ze słonecznej studni wylewa się tęcza
Coś we mnie zawala się krzyczy i kruszy
Na oścież otwarty spragniony dzban duszy -
aż kwiaty się zbiegły i piją wraz ze mną
Otwieram oczy - słońce - umyka ciemność
smokjerzy, 1 stycznia 2018
jest
kontrolowany zanik pamięci
wstydliwa przestrzeń
do upychania demaskujących snów i win
jest
światło które wrasta w oczy
jak kolczasty drut
i karp milczący o rzezi niewiniątek
są
święta prezenty
bombki na choinkach
i te brzydsze które błyszcząc
urywają rączki
*
https://www.youtube.com/watch?v=ZTq5U_AtwCk
smokjerzy, 28 grudnia 2017
cokolwiek się stanie
już się dzieje
nienapisaną książkę
zaczynam czytać od strony ostatniej
skutek
poszukuje przyczyny
która zyska tożsamość w słońcu czasu
odpowiednio przyszłego
tymczasem
choć kielich pusty
piję do dna
zawsze o krok przede mną
krok za mną
uderza do głowy
jak pneumatyczny młot
wszechmocnego neandertalczyka
przypadkowe ciało
spółkuje
z przypadkową duszą
z tej katastrofy człowiek
w drodze
która dawno się dopełniła
więc
posypuję głowę
popiołem wiersza
w nadziei że sen zgaśnie
nim zaistnieje iskra
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.