Deadbat, 27 october 2019
"While we live according to race, colour or creed
While we rule by blind madness and pure greed
Our lives dictated by tradition, superstition, false religion
Through the eons, and on and on" Roger Taylor
Popatrz i zobacz
Wysłuchaj i usłysz
Pomyśl i zrozum
Dotknij każdym zmysłem
i uświadom sobie
Gdzie szaleństwo sensu zagarnia przestrzenie
Wznieśliśmy świątynie na kształt własnych pragnień
Grzesznym światłem je oświetlamy śmierci pełnym czarnym
sami okrywszy się cienia fałszywym bezpieczeństwem
W imię bezdusznych bogów wznosimy swoje ręce
aby pełnić ich wolę choćby za cenę śmierci
aby choćby na chwilę zapomnieć jak bardzo bezsilni jesteśmy
Wypełniamy przepaście bezdenne kolejnym złudzeniem
Kto nas przebudzi nim zagłada na nas spadnie?!
Oto koniec świata lub Apokalipsa
Popatrz i chociaż straszna jest ta wizja
nie odwracaj swoich oczu od tego widoku
Oto wyruszyliśmy kiedyś w długą podróż
lecz sztucznym światłem jesteśmy jak ćmy wodzeni
naszym celem śmierć jest a nie jest nim szczęście w które chcemy wierzyć
Oto idziemy i tupot stóp naszych brzmi już w miliardy
Oto sami sobie przyznajemy prawa by następnie połamać je sami
Ty masz rację swoją ja swoją dostrzegam zmienną prawdę
Ty wiesz co dla mnie dobre
im bardziej ja sam siebie nie znam tym bardziej
Lecz prawda jest jedna wszyscy umieramy
Lecz droga jest jedna i jej rozumienie to jedyne
jedyne o co ze mną tak naprawdę walczysz
Patrzę na ulice oświetleni rzęsiście
idą ludzie pogrążeni w nocy
toczy ich żal i zawiść okrada bezczelnie
zasłaniają ich z lęku i strachu niewidzialne ściany
Lecz udają że świecą światłem własnym
Lecz wznoszą ku kruchym rzeczom kruche dłonie
Lecz wbrew własnej nocy pragną swoje szczęście marzyć
Choćby mieli tylko udawać wobec siebie i przed Innymi
Wypowiadają słowa i czynią gesty zgodne z rytuałem
zanim nad ich głowami ziemia w końcu się zamknie
Grają swoją rolę
w świętej komunii szaleńca
tak w jedność z własnym zlanego szaleństwem
że wszystko poza jego wspólnotą
staje się cierpieniem
a każdy niewierny ostatecznym wrogiem
Liturgia ich ucieczką
Liturgia ich szczęściem
Usłysz jak jęczą czasami pod panów swoich butami
Zobacz jak niewielu jest przebudzonych
Kiedy widzę siebie takim
Jaki obraz pokazać mam moim oczom
Jak przemówić do siebie
Jaką myśl mam przekazać by narodziło się zrozumienie
Jaka prawda i jakie cierpienie obudzić może z tak głębokiego letargu
Ponieważ Sen nasz jest rozległy
lecz brakuje mu głębi
Łatwiej jest zabić pana
niż niewolnikowi zbudzić się wolnym człowiekiem
I kiedy mówię sam jesteś dla siebie nieszczęściem
wiem że drażnię ciebie nieodmiennie
I kiedy wskażę kraty zakrzykniesz
- czego chcesz ode mnie?!
Dla głuchego dźwięk jest przecież niczym poza pustym śmiechem
Jak więc ja kłamca dotknę prawdy a jeśli przypadkiem
Jak bardzo się uśmieję
zanim pójdę dalej
Deadbat, 18 october 2019
Czasem pragnę być po prostu
Chciałbym zniknąć choć wiem - nie istnieję
gryźć ziemię i wysysać soki
pojawiać się nagle i wszędzie
lub bywać gdzieś powoli wlewając w to siebie
I jeszcze
Chciałbym wierzyć że jestem
że jeszcze kiedyś przecież będę
że mną jest to co mnie stanowi
wierzyć w solidną wieczną pestkę
Chciałbym pragnąć namiętnie
niczego w zamian nie pragnąc
Poczochrawszy beztrosko
splątaną codzienność
odejść za zachodzącym słońcem
w ciszę symfonii wiecznej
Czy woda świadomie nadaje kształt fali
Oto spiętrzona z hukiem uderza o kamień
prześwietlona zachodzącym słońcem
trwa niezmienna w zmienności nieustannej
w zgodzie ze swoją naturą
w sile która nią włada i dzierży
w ich jednoczącej nieświadomości
płynie dalej
Tworzą wspólnie tym bardziej wyjątkowe dzieło
Im bliższe niepamięci
bardziej niezaistniałe
Cała prawda i piękno
Cełe światło i ciepło
Całe zimno i ciemność
Wszystkie dnie i noce
nie istnieją
dla kogoś
a jedynie wobec
Deadbat, 9 october 2019
Jedno jest wszystkim
I wszystko jest jednym
Lecz to nie wszystko jedno którym
Każde odbicie barwa kształt czy poza
Wszystkie jednego tworu są tylko wariacją
szaleństwem życia dostępnego zgodnie
z regułami nieznanej fizyki niezgody na niebyt
lub niebytu zagubionego jak kto woli
Tak też
metafizyki mnożyć można w nieskończoność
i na obrzeżach umysłu szukać skrytej duszy
lecz przecież i w najpiękniejszym nocniku
zawartość zgodna z przyrodą być musi
(sic!)
W końcu
Nie wiedzieć i nie czuć śmierci to przymioty
Żywy więc o czuciu i o wiedzy marzy
Lecz własnym umysłem i ciałem zwodzony
wciąż tylko setkami bodźców neurony swe karmi
bawiąc znaczeniami
(tu głowę pochylił skrywając uśmieszek cokolwiek złośliwy...)
Wszystko co znamy posiada granicę
ta siłą rzeczy ogranicza możliwą do poznania wiedzę
I jeśli półprawdę całym kłamstwem zwiemy
To każdy kto myśli lub mówi musi być kłamcą zapewne
mówiąc o części większej jedności przecież
Nazywając Bezimienne
w sposób uporczywy
szukając zasady
w każdej Anomalii
To nasz grzech pierworodny
znaczący chwilę narodzin pierwszej świadomej myśli
To niezrozumiałą zrozumiałością świata
choćby jego dostępnej naszym zmysłom cząstki
nasz największy zachwyt
oraz największe wykroczenie
przeciwko ludzkiej zwierzęcości
...
Każdy więc żyjący
kto wierzy że żyje
Wierzy że to co sam tak nazwał
jest właśnie tym samym
biedny obłudnik i ślepiec
przez innych po pustkowiu prowadzony ślepców
...
Swoje mają reguły i prawa własne
Bogiem je często podpierają
Jednym bądź setkami
Przeczuwając jak bardzo są same
wątłe i słabe
O dzieci
W kompulsywnej potrzebie
dania dla ludzkości dla "cywilizacji"
jakiejś formy życiu
i w miarę spójnego
oglądu dla świata
mówią sobie
Samemu sobie będąc Bogiem
ciebie zjemy
a oszczędźmy innych
i w garniturach drogich limuzynach
gdzie ulice miast licznych lampy świateł znaczą
wciąż "słaby to jadło
silnemu na sadło"
Tylko krwi tak nie widać
Subtelne przecież i wyszukane
narzędzia konsumpcji się stały
Jak bowiem w przyrodzie
i w życiu być musi
tak jak jedzenie
wobec grozy głodu
poprzedza świadomą refleksję
bezwględnie
Tak my zwiedzeni tym fałszywym blaskiem
ludzkiej "cywilizacji"
jedynym dostępnym
jesteśmy tym darem
zniewoleni i skazani
oddejemy ręce, życie i serce
Chorobliwy terror
przeczuwając przecież
przed jakim nas broni
Oto zło naprawdę konieczne
Lecz są i zawsze będą wśród nas też ludzie "Niezgodni"
Ludzie których system ten z własnej swej natury karze
Ludzie którzy w życia formie nam "proponowanej"
przeżyć nie są w stanie
Tych izolujemy jeśli to konieczne
Nie wiesząc w systemu giętkość lub ich adaptacje
aby naszego porządku nam nie zaburzali
przez czyny aspołeczne idee oszalałe
Oto psychicznie i społecznie "chorzy"
Choćby tylko twierdzili coś innego niż "rządcy"
Dla nich są więzienia i obozy pracy
Samym swoim istnieniem udowadniają mi dobitnie
Zawsze każdego systemu muszą być ofiary
Ludzi tych nazwiemy przestępcami
I właśnie nie najgorsi są ci co z porządku chcą czerpać
na własnych zasadach i dla korzyści własnej
Ponieważ chciwość system wchłonął i adaptował dawno
Najgorsi są ci przecież
co porządek ten pragną dziś jeszcze obalić
Ich istnienie napełnia moje serce
chłodną grozą
przecież każda akcja choćby trwałą najdłużej
oczekuje reakcji.
Deadbat, 9 october 2019
Oto utopia naszej marnej twierdzy
Oto w szczęśliwości bytowanie wieczne
Naprzeciw stanowi własnej świadomości
trwamy jeszcze przecież w tym świecie
Ubawione anioły czy szatani smutni
Oszukani setnie
i bezwartościowi
Choć na swój sposób cwani
i nie bez wartości
Każdy jak małe arcydzieło
artysty pomylonego
zabawka czasów rzeczy innych ludzi
kiedy niepotrzebna porzucana w błocie
Kiedy użyteczna wieszana bez zwłoki
na pierwszym świeczniku tuż przy głównej drodze
To jasne że nie poszukując szukamy przecież najusilniej
bez tchu na tej pozbawianej powietrza planecie
Nie bez nadziei
choć już bez wiary w nadzieję
patrzymy jak gdzieś krąży ponad teraźniejszym truchłem
nienazwana myśl przesycona lękiem
jakby przeczucie nieznośne niejasne własnej skończoności
że musi być coś więcej
i to może dlatego
szukamy jeszcze
przecież
czegoś szukamy jeszcze
Deadbat, 28 september 2019
Kiedy widzę kamień w ręce twojej
Kiedy czuję smak krwi w ustach swoich
Wiem tylko że nie mam nic poza tą wiarą
Której twoja pięść wściekle zaciśnięta
pragnie mnie pozbawić
To jakby malowidłem zaprzeczać symfonii
Nie mam żadnych praw ani żadnej wiedzy
(Być może nigdy nie istniały i istnieć nie będą)
Nie głupszy jestem być może lecz i nie mądrzejszy
Pragnę tylko nadać temu zdaniu sensu
Zanim czarną kropką skończy się nad ranem
czasem czyjejś śmierci
(Ten kolejny nieprawdziwy koniec)
Pragnę tylko palec skierować do góry
Jeden z tych których właśnie nienawidzisz
(Te które jak wierzysz przeciwko tobie zawsze skierowane
żeby upokorzyć i skompromitować)
szkodzą tobie wnosząc relatywizm
Tam gdzie ty już musisz widzieć tylko własną prawdę
(Zbyt daleko to zaszło)
Tam gdzie tobie czyny są potrzebne
w twojej doktrynie proste czyste jasne
Szarość wartości i znaczeń natury i pragnień
zabija to co pozwala ci w pełni
uwierzyć że jesteś jedynym prawdziwym
Życia i Prawdziwego Słowa szafarzem
Tak więc nienawidzisz
Lecz zanim siłą swoją znów podejmiesz próbę
mojej wiary jaką by nie ona była rozkładu i degrengolady
zastanów się chwilę może po mnie przyjdzie
silniejszy od ciebie i z twoją cię zgładzi
(Może to jedyny ludzki dobór naturalny)
Deadbat, 27 september 2019
Zanurzyłeś kiedyś swoje dłonie
W szarej codzienności pełnej smutków i ran letniej brei
(Tym boleśniejszych czasem im mniej realnych zarazem)
Czy kiedykolwiek szukałeś w niej czystych
diamentowych barw szczęścia z niemal histerycznym zapałem
tych grudek chwil które mówią że warty każdy twój wysiłek
chociaż wiesz już na pewno
że samo sięganie szalonego ślepca
sprawia w pierwszym rzędzie
jego absolutną jałowość
I gasząc pragnienie tylko wzniecasz ogień
Oto mięso i krew
Oto rzeźnia w tobie
Oto na ołtarz wyuczonym tańcem
zmierzasz prowadzony rytualnym krokiem
Wszyscy zostaliśmy namaszczeni tym życiem
W czego imię oddasz dzisiaj swoje namaszczenie
Twoje pierworództwo w czyje przejdzie dłonie
Nie masz prawa żądać nic w zamian
nic przecież nie wniosłeś
Odrzuć miłe kłamstwa
wiesz że wszystko już było
i będzie nadal po "Tobie"
Błagam opuść mury twego więzienia spokojnie
w tej rzeźni gdzie światło nieprawdziwym światłem
miejsce które tak naprawdę nigdy nie jest miejscem
I kiedy ujrzysz nieświętego kapłana z rytualnym nożem
na chwałę i dla dobra masowej konsumpcji
nie walcz i nie rozpaczaj
pochyl pokornie głowę
Deadbat, 9 september 2019
Nie wiedziałem
Nie chciałem wiedzieć
że jesteś tak blisko
mojej pamięci i jaźni
Dziś
Każdy wzrok każde światło każdy ślad kartka i kamień
Wszystko cokolwiek gdziekolwiek i kiedykolwiek czułem czy widziałem
Jest tutaj z nami
To tak piękne i tak straszne
jednocześnie
Mogę przeklinać błagać płakać i pamiętać
Mogę żałować tęsknić i przepraszać
Te wszystkie niezawinione winy są tak blisko
wszystkie niewypowiedziane kłamstwa spijane namiętnie
z ust nocy niepocałowanych
Oto moje demony pokłońcie się wszyscy i przywitajcie
Jak blisko jest myśl od środka ziemi
Jak nieubłaganie narasta i pulsuje pragnienie
I to zdumienie
(Ta chwila
Ta czerń miasta przetykana rozbłyskami kolorowych świateł
wiruje i pędzi w absolutnej ciszy przed siebie idealnie obojętnie)
Po prostu
Jesteśmy bo nie umiemy tu nie być
Zbyt często z wzrokiem wbitym w ślady na podłodze
Te nieważne ślady codzienności są przecież najcenniejsze
Czyż nie?
Posłuchaj i zrozum
I kocham cię i nie pamiętam już twojej twarzy
I wstyd czuję że przecież nadal tu ze mną jesteś
chociaż zbyt długie wieki ja już jestem bez ciebie
Przepraszam
Za to że nie potrafiłem cię z serca wyrwać z korzeniami
Że krwią ciałem i duszą nie potrafiłem przestać ciebie marzyć
Przepraszam
Moją całą planetą jest to dawno wyschnięte poczerniałe serce
Moim pożywieniem niewiele więcej niż to gęste powietrze
Przepraszam
Że jestem tu z tobą bo nie potrafię wyrwać ciebie z siebie
Wybacz i nie pamiętaj
Lecz doceniam to właśnie że wciąż tutaj jestem
przez ten tak prosty fakt że nigdy się nie nauczyłem
każdą ciała komórką przestać ciebie marzyć
przestać o Tobie milczeć
przestać kochać ciebie
Deadbat, 9 september 2019
I jeszcze boję się zasnąć
zbyt łatwo mój lęk wsiąka w pościel
Boję się zasnąć
gdyż wiem że ten sens mnie opuści
jeszcze zanim się jemu przyjrzę i nazwę
Boję się zasnąć
ponieważ prawda jest zbyt krucha
stłucze się i rozpadnie nim na dobre zasnę
Boję się zasnąć
Bo pytanie i odpowiedź nie będą już nic znaczyły
gdy wstanę
nie dla mnie
To jest jak wieczysta katedra Światła
któremu cień i mrok dają formę i barwę
To jest jak promień czarnego światła
co równoważy i tłumaczy każdy kształt każdą barwę
(...to jakby sam punkt widzenia nadawał sam sens a nie jedynie wykładnię)
Teraz tutaj wydaje mi się rozumiem coś zanim w pył się wszystko rozpadnie
Zanim sens pierwszy we mnie zamrze bezpowrotnie zgaśnie
Zanim znów sam zostanę
Deadbat, 7 september 2019
W mojej naturze jest milczeć
Lubię czekać na tę niepozorną chwilę
która przemija bezpowrotnie i bezimiennie
niczym kolejna fala na morzu
Aby zrodzić się ponownie odmiennie
Oto nadchodzi
I patrz to kolejna
Taka różna a taka tożsama
Tożsamość wypływa z niewiedzy
jest wynikiem poznawczego błędu
Kiedy patrzysz zmieniasz się patrzeniem
Kiedy słuchasz naprawdę
słuchaniem się stajesz
Kiedyś nadejdzie ta chwila
owszem już nadchodzi ten czas
Oto czas aby zagubić
Okpić kolejny raz prawdę
Tuż zanim opadną ostatnie złudzenia
I rozedrze się zasłona Świątyni
Lecz nie jest tak jak jest przecież
Tak jak i ja nie jestem kim piszę
Kiedy milcząc patrzę na liście
kiedy raz po raz szum morza chcę słyszeć
Ciche wołanie
I wszystko staje się mgnieniem
Deadbat, 14 july 2019
Witaj nieznajomy
Ty który nie znasz umysłu własnego osnowy
Witaj wrogu śmiertelny
Najbliższy przyjacielu
Rwiesz czas na fragmenty
i splatasz na krośnie jaźni
nowe wciąż wzory i nowe tkasz barwy
Starym wątkiem i nicią zetlałą przeplatasz
w pośpiesznie pisany
wątpliwej jakości gobelin
jeden mikrosupeł na wielkim obrazie
który sensu mieć nie może
jeżeli nie istnieje go Oglądający
Witaj złudzenie
które chwila po chwili opowiadasz nam siebie
wciąż niedowierzając że jesteś
istniejesz bo zrozumiałeś
jak i kiedy nie wiesz
że jesteś jedynie efektem stawania się
nie zaś stałym sobą samym
Dziś-teraz w tym miejscu-tutaj
patrzysz nie sobą
lecz jesteś Patrzeniem
My tobą nieświadomym będąc
żalimy się tobie
Tak drogo kosztuje nas twoja niewiara
tyle życia wysiłku energii
bytów niepowstałych i nieupadłych bo nienarodzonych
aby odkryć na nowo
na jaki sposób trwać pragniesz w tej konkretnej chwili
W jakże nieświadomy sposób
chcesz widzieć słyszeć i rozumieć
W jaki istnieć wobec siebie
w jaki wobec świata
i w czasie
Który punkt jest twoim i zwiedzie twe serce
Czy nienawiść czy miłość
co droższe ci było jest i będzie dla ciebie
co cięższe do zarzucenia na wątpiące barki
trudniejsze do udźwignięcia
kiedy/jeśli/zanim się z tego otrząśniesz
co mocniej cię zrani
Życie każde jest zmianą
zagadką pierwotnie wpisaną w gobelinu ramę
i samo siebie o sobie potrzebuje marzyć
To co niezmienne nie żyje
więc wybrać brak zmiany
to wybrać nieszczęście tym większe tym cięższe
jeżeli więzienie świadomym
i boli
Deadbat, 11 july 2019
Oto jesteś
Przyszłaś
Przyszedłeś
Wiesz już że mamy jedyną prawdę o Tobie
Jedyną na jaką stać Ciebie
I byłeś/byłaś i jesteś numerem
Musisz od dziś zastąpić dwa albo trzy inne
Tak bardzo wierzymy że tak dobry/dobra jesteś
Tak tak by było najlepiej
Inaczej znajdziemy kogoś
kto nie będzie nam rzucał kłód pod nogi
kogoś innego lepszego
kogoś kto zechce
Tak wiem że bół lęk cierpienie
Że mdleją ci oczy i ręce
I myśli w kłebach się plączą
stygnąc gęstnieją niebezpiecznie
Nas nie stać na błędy i straty
Przede wszystkim jednak nie stać Ciebie
Dziś masz robić dłużej
Masz od teraz robić więcej i lepiej
Tak dostaniesz czas wolny
Dla swojej rodziny dla siebie
Kiedy to będzie możliwe
W idealnym terminie
(Jeśli tylko pracować będziesz w odpowiednim tempie)
Lecz nie dziś nie jutro i nie w tym tygodniu
Kiedyś napewno porozmawiamy
jestem Twym darczyńcą i przyjacielem
Przecież
troszczę sie o Ciebie
Jeżeli karzę to skutecznie
Karzę Ciebie tak naprawdę dla Ciebie
Żebyś było bezpieczne
wydajniejsze
takie jakim Cię postrzegamy
skuteczne
Za cały nasz zysk
jesteśmy Ci wdzięczni dogłębnie
Numerze
Wiesz że inaczej być nie może
dlatego wiesz że tak jest najlepiej
Ja tylko
Wykonuję działania na zbiorach
Tych niewygodnych liczbach z twarzami
Zbyt indywidualnych trzeba popodcinać
zanim zmienią się w idealne bonsai
(lub odpadną uschną i zapadną w sobie)
Przyjdzie kiedyś przecież piękny czas dla nich
Przyjdzie szczęśliwość i świętowanie wieczne
Kiedy biologiczno-mechaniczne zużycie
umieści ich już poza systemem
Deadbat, 9 july 2019
Piszę niepisaniem
niewierszem piszę
rozedrgane wiersze
Po drugie po pierwsze
Nie barwą ubarwiam
I streszczam bez treści
I jeszcze
Milczenie jest najwymowniejsze
Dlatego przemilczane
tutaj najważniejsze
To co jest
Gzyms kamieniem woła
a niebo powietrzem
W cichość życia
w jego nieustanny hałas
w jakimś bezzasadnym sensie
jestem bo piszę
niepisane wiersze
Deadbat, 30 june 2019
Oddam każdą prawdę
za marne kłamstwo które da mi przetwanie
Oddam każdą wartość
za choćby znośne schronienie przed nieludzkim światem
Wiem że istnieją
Zbrodnie i gwałty i nienawiść
pożerająca żywcem i kata i ofiarę
Po prostu w swym trwaniu
wybieram niepamięć
Przypuszczalnie tylko
Niewierzę w zło
Ani w jego przeciwieństwo
w historię świata
chciwością pisaną i żądzą wszelką
chrzczoną tysiącem ust podwładnych
na zgliszczach tysiąca ołtarzy
przyozdabianą ich ofiarą na historię świętą
Jak ktoś bez nadziei nie wierzy w jutro
patrząc jak dzień nowy nastaje
I niebo śmiercią krwawi tak beztrosko
rękami żołnierzy człowieczy nieboskłon
Tak ja patrzę z nadzieją
świata mroków za prawdę naprawdę nie biorąc
Nie wierząc że ludzie złęj woli istnieją
I dla swej rozkoszy karzą cierpieć bardziej
dookoła wszystkim czującym istotom
Deadbat, 28 june 2019
Czas kto odgadnie
Czy człowiekiem się będzie
Czy zwierzęciem
Niepewność i lęk
Uwalnia z nas bestie
Dosyt i Bezpieczeństwo
pozwala stawać się człowiekiem
(Tak wiem lecz wyjątek
dlatego jest tak zwany
i czyż jako taki nie bliższy szaleństwu
Być może szaleństwo to najwyższa forma
bycia człowiekiem
Czy bycie człowiekiem oznacza więc bycie szaleńcem
I widzący zazdrości ślepemu
tej wiary w Schronienie co daje nadzieję
Szaleństwo człowieczeństwa jest niezgodne z naturą
dlatego pierwotną odnajduję w sobie naturę zwierzęcia
niezależnie od moralnych zagrożeń jakie w sobie kryją
tego faktu konsekwencje)
Jeśli boisz się w tej chwili
Ja także powody mam aby bać się
Ciebie
Jeżeli jesteś daleko nie zagrażasz mi w niczym
Jesteś naturalnym przyjacielem i sprzymierzeńcem
Lecz to moje terytorium
Zbliż sie a z całych sił
Uderzę
Cy może ulegnę
Nie poniż wtedy mojego biednego ciała
nie zniszcz kruchej duszy którą w sobie tak ostrożnie noszę
Skrywającego w zaciśniętych pięściach resztki dumy jeśli mam je jeszcze
Nie zabijaj
Nie szlachtuj
Nie zjadaj
pozwól odejść spokojnie
(Tak wiem znam zasady wiem proszę o zbyt wiele i proszę daremnie)
I podziwiam codzienie tych którzy
codziennie patrzą z lękiem
Na ostre szpikulce zębisk Groźby nieśmiertelnej
zwanej Nienasycenie
dowodzi nią niewiedza
Nieznajomość jutra skryte na jej grzbiecie
uzbrojona sowicie w zwierzęcego instyktu brzemie
i pragnienie życia
i życia w obfitości nieznośne pragnienie
Depczą razem chwili obecnej kwiaty najcenniejsze
Pośpieszają i gonią wciąż bojąc się i patrząc za i przed siebie
Biedne biedne bestie
I ja także uciekam najczęściej
Oto moja pierwsza rata za bycie człowiekiem
Deadbat, 24 june 2019
I wzniosła ramiona i dłonie
ku niebu kolana i stopy naprzemiennie
i z niebem próbuje zjednoczyć
(jakby nie wiedząc o swojej niemocy)
to wszystko co z ziemi pochodzi
...
Oto idzie korowodem życia
celebrując ruch każdy wdech i westchnienie
(Cała gawiedź raduje się świętem)
I wbrew surowym prawom niezłomnym zasadom
radość napełnia drzewa powietrze kamienie
O jakże pięknie to bywa
I jakże piękne bywają te chwile
szczęśliwie i szczerze
szczęśliwe i szczere
kiedy ta treść ich porywa
ten zew jednoczy co bywa obce obojętne
i nieraz wrogie wzajemnie
jednym jakże dzikim zamazanym gestem
Boskim i zwierzęcym łącznie i niezależnie
zlewa w niezbędne sobie
nierozłącznie konieczne
Opowiada szaleńczo każdym drobnym gestem
stanowczo obłędne
jedynie sensowne
współbieżnie niezbędne
z potrzeby najczystrzej płynące
szczęście
Wizja ta zalewa dusze słodyczą i prawdy nienazwaną pieśnią
Zamyka usta każde i każde otwiera serce
Rozświetla czystym światem mroki nieprzejrzane
niepodejrzewane wcześniej nawet o najmniejsze cienie
Z ciemności w światło i w światło największe
z bezruchu śmierci w życia poruszenie wieczne
z głodu bezwoli i pustki niemocy
w nieskończonej treści nabrzmiałe pragnienie
Powstań zmień tańca gestem
kąkol dawno wyschnięty
w przesłodkich winogron korzenie
pędź biegnij naprzeciw
czas krótki i barwy przedziwne przeminą
Jutro inne kolory rozświetlą wspomnienie
i właśnie wtedy gdy najbardziej zostać zapragniesz
wtedy właśnie odejdziesz
(płaczem napełni się powietrze)
lecz teraz biegnij naprzód
i tańcz
Czas na Ciebie
Deadbat, 24 june 2019
Jakże małym jestem i byłem
Wszystko co poznałem upodliłem
Wszystko co czułem roztrwoniłem
Wszystko czego się lękałem zabiłem
i patrzę z pustki ponad obłokami
i nie widzę sensów krzyków ponad ciszy sensami
Ani światła nad ciemność ani życia nad śmierć
Obojętne co sercu bliskie i dalekie
Obojętne ambrozją żyję czy o chlebie
nie wznoszę ich ku niebom
ani z płonących odrzwi ciała
zanim powróci popiołem nie wynoszę
dom mój pusty i cichy
dziwnym zalegnie spokojem
jest jak wata w mych uszach
na oczach sierść jaka
zanim wyruszę w góry
i od śniegu oślepnę
i od wichrów ogłuchnę
i od czasów skostnieję
powracam z mozołem stawania
wstawania
pierwszym krokiem
w trzeszczącym pod stopami śniegu
pierwszym słowem
w mroźnym groźnym pomrukiem powietrzu
pierwszym pytaniem bez pierwszej odpowiedzi
gór na moje bycie zbyt wielkich zbyt wiecznych
Ostatecznego sensu
mozolnym bezznaczeniem
Deadbat, 19 june 2019
Ktoś pytał o kolor nieba
co ja mogę o tym wiedzieć
Ktoś pytał o czucie
Lecz płomienie w mojej krwi
nie dały mi odczuć chłodu
I teraz stoi ten lodowy posąg
Jestem bo byłem
nie nie wiem jak długo jeszcze
czy doniosę ten kielich do ust
Sącząc swoją truciznę
spoglądam na swoje wzgórze
i tęsknię za powrotem
do nieistniejącego domu
jedynego miejsca które ma jeszcze jakieś znaczenie
Próbuje usłyszeć własne słowa
Próbuje wróżyć z własnych treści
Jak obcy ten język jak zapomniany i martwy
Żyję bez rzeczy które próbowałem nazwać
żyję bez światła i wbrew ciemnościom
Wyrażać bez twarzy
próbuję iść bez nóg
próbuję mówić
próbuję
Deadbat, 17 june 2019
Ciepło
Drżenie
dźwięk przeczysty
Światło w niebie
dzwon przejrzysty
Wina czerwień
Czerń i wilgoć
Błękit biały
Jedwabistość
Tu i teraz
Tam i wtedy
Tej pamięci
Święte wedy
głód co z serca
nie wyświecisz
Pieśń co z duszy
W niebo wzleci
Dłoń co sięga
Choć nie sięgnie
Czas co minie
Choć trwa wiecznie
Deadbat, 16 june 2019
Nie płacz nie płacz
przyjacielu
Pragnę obetrzeć łzy
Lecz obca jest twoja twarz
I obcy jest dla mnie twój krzyk
Moje ręce nie sięgną
Pozwól
Tylko spłuczę twoją krew
Nie płacz nie płacz przyjacielu
To tylko interesy
Oni są twoimi panami
Nie miej za złe że tępy był nóż
który wydarł gardło i krtań z twojej szyi
Przecież nie jesteś tak inteligentny
żeby komuś mieć za złe
nie będziesz się skarżyć
Jesteś tylko zwierzęciem
A oni nie
przecież oni wszyscy
muszą coś jeść
Jesteśmy ludźmi
tak sobie powiedzieli
ta planeta należy tylko do nas
My tylko na niej mieszkamy
Nam się to należy
Powtarzają jak mantrę
i na twój dom patrzą zachłannie
Czasami wiesz
traktują się nawzajem podobnie jak ciebie
człowiek "to jadło silnemu na sadło"
Wybacz przyjacielu
choć dziś czuję się winny
braku współczucia
brak miłości
egoizmu
nie potrafię zrobić nic
Nie mogę zrobić nic
dziś płaczę w milczeniu
niewypowiedzianym
Uroboros
znakiem ich czasu
Nawet nie zapłaczesz nad nami
kiedy już odejdziemy w niebyt
twoje życie przecież nic nie znaczy
i nic nie rozumiesz
Jesteś tylko zwierzęciem
Deadbat, 13 june 2019
Oto punkt
atom
Opuścił opuszczone
tak tak
Zamyka zamykane
Nie w nicość
w całość opatrzoną
niemą
dostrzeż spostrzeżone
Ułamek niecałości
krawędź kryształu
przedziwna
nieforemność bez kształtu
przenika z pustki w niebyt
drzwiami bez cienia
bez światła
poszukuje
W tej jednej chwili
jednak przebywa
zderza się
reaguje
Kropla
w środku czary
plama doczesności
Czysty nieświadomy
punkt
zwleka
nadchodzi
patrząc w oczy
zobacz rodzący się
wszechświat
Deadbat, 7 june 2019
Najłatwiej wpaść w ciszę
z tęsknoty za duszą
za tym dźwiękiem życia
pysznym nienatrętnym
niezapomnianym
Ta z czerni postać
w drzwiach mojego domu
dziwi jeszcze kogoś?
Jeszcze nie wychodzę
Jeszcze nie pali mnie słońce
wiatr nie pieści ruin
Jeszcze raz wychodzę
Popatrzeć raz jeszcze
na kwiaty polne przy mej drodze
i wrócić
Wczoraj znowu biegłem
Tak pamiętam to pewne
w jasnej łąki rozmodloną przestrzeń
tchnąc nadzieją zieloną i świeżą
jak pierwszy pierwiosnek
Słodki zapach radości
naraz gęstą parną ułudą
pewnego przedwcześnie upalnego ranka
zaskoczony formą
oporną naiwnie
z barwy szaro-chłodnemu
powiewowi trwania
Próbuje wciągnąć do płuc to powietrze
i pofrunąć ku niebu
wyciągając ręce
Lecz wiem wiem na pewno
że ku ziemi lecę
Deadbat, 23 may 2019
Kamień na kamieniu
Sparaliżowane palce
Cisza nieustanie błaga o krzyk
A życie o śmierć
Zbrukane co było czyste
Faktem bezinteresownego trwania
Utracone to co niezaistniało
Zapomniane co było wszystkim
Tylko wiatr pomiędzy nagrobkami
Kruszy spolegliwe kamienie
i deszcz w błoto pozamieniał drogi
Stalowe ostrze mknie niepostrzeżenie
Zbyt szybko odchodzisz kochana
Tak nagle się pojawił ten ból
Ta rozkosz
Ta Świadomość przemijania
Rodzi się samonienawiść
Lecz odejdę w pokoju
Niech zachłyśnie się ciszą
Świat co śpiew takiego ptaka
Uciszył
Deadbat, 3 september 2018
Dwoistość natury rozpoznawszy w sobie
otarłem z twarzy maskę którą w takim pocie stwarzałem
i na sieć którą sam uplotłem spojrzałem
Jej widok wzbudza wiarę która mnie zniewala wypadłszy w obszar oderwanych podstawowych znaczeń
jawne niejawnym przez napiętnowanie
koronkami marzeń
na moich ołtarzach ofiarne milczenie cicho w niebyt
i już nawet nie krzyczy
zdumiony zapadam się w sobie
nieboskłonu kolory w nieziemii koloryt przemienię
nim spłonie
Upadłe dziecko upadło i kwili
a ja nieświadomy tej najświętszej chwili
Czekam
rozpoznając siebie
Oto nagie dziecię który Wartę trzyma i Pieczę a szlocha żałośnie bezsilnie
i rozpacz moja ucichła
nie warta konania
kiedy w swojej marności I w swej nędzy zdycham gdzieś na rogu duszy i ciała w zaświatach
i patrzę na równie mi obcych złowrogich nienawistnych kochanych
z marności w marność wpadam i ciszy w hałasu cisze jeszcze większą.
W gwałtownych chaotycznych nienazwanych splotach nie-prawdy
zanim przeminą
Czy trwać można inaczej?
Deadbat, 20 april 2018
Wstałęm z popiołów
i zobaczyłem światła
Blade niewyraźne emisje
Każda materia energia i wola
Każde słowo myśl i uczucie
barwy splatają się i przenikają
Proste i czyste białe srebrzyste
Blękitne w ciszy w dźwięk się zaczerwieni
Widok barw własnych dodał mi energii
wyostrzyły się i pojaśniały
Jedno wszystkim i wszystko jednym stało
Ani jednym ani wieloma nie będąc w bezczasie
Tylko to jedno jest nie wiedzieć czemu
oczywiste
Deadbat, 3 april 2018
" Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce" - 1Kor 13,11
Czystą modlitwę poprzedza czysta medytacja
Czyste wyrzeczenie poprzedza oczyszczenie serca
Prawdziwą mądrość poprzedza prawdziwe zrozumienie
Prawdziwe widzenie wymaga oczyszczonego spojrzenia
Jest radość płynąca z widzenia i zrozumienia
Istnieje radość płynąca z modlitwy
Możesz znaleźć szczęście i pełnię w oczyszczonym sercu
i uzdrowieniu poniżanej chorobą i lękiem duszy
oraz oczu jej wrót
Istnieje wielka radość nie wymagająca niczego
pozbawiona przyczyny
lecz jakże często poprzedzona wielkim smutkiem
Istnieje jedno i drugie
dopóki istniejesz
dopóki trwasz
wobec
Deadbat, 13 march 2018
Z wysokich nieboskłonów
w nędzę ludzkiego teraz
Nienawistne mi to ciało
I kocham je zarazem
"Na taką miłość nas skazano
Taką przbodli nas ojczyzną"
Śpiewa bard
I patrzę w twe oczy zmącone jak moje
i wiem że chcesz bym ci pomógł
Wiem też że nie pomogę
Tak i mi nikt pomóc nie może
Gdy jeśli ja tego nie zrobię nikt mi nie pomoże
Dlatego kiedy dostrzegam całą ironię i rozpacz mej własnej bezsiły
twoja niechęć i wrogość są ciężarami strasznymi
i dźwigać je muszę pchać przed sobą niby
Syzyf w odwiecznym życia teatrze
Ty umierasz
Ty cierpisz
Lecz ja również cierpieć i umierać zacznę
Co mogę powiedzieć pomyśleć lub zrobić
Nie znam odpowiedzi ani nawet pytań
Gdy tylko ty sam jesteś i jednym i drugim
Ty i ty sam tylko i to w co raczysz wierzyć
i to w co uwierzyć zdołasz
Więc dziś życzę Ci wiary
Przyjacielu drogi
Wiary ponad wszelką słabość
która drzemie w ukrytej komnacie
Wiary ponad wszelką zewnętrzną siłę
Która kradnąc czas życia stale zabija cię
czyniąc niewolnikiem
Wiary co świadectwem będąc wszelkiej Prawdzie
uwalnia od wszyskiego co kłam ci zadaje
Lux perpetua
Deadbat, 21 february 2018
Niewola strachu
Niewola bólu
Niewola ciągłości nieciągłego bytu
A my tak kruchego wciąż spragnieni życia
które przecież tak cieszy bo tak boleć potrafi
Jacyś tak jak się tylko uda nim staną czymś tylko
(Niepamięć wymaże brudną nieprzyjemną prozę)
Nie musisz pamiętać rozumieć i myśleć
Kłaniajmy się więc nisko swoim panom
Tak dzisiaj jak wczoraj i jutro
Ten człowiek z władzą nade mną żelazną
na parcianym pasku
To szkoła nienawiści
Ta sprawia radość i złości naszych właścicieli
Wczoraj chleb jutro śmierć
z rąk ich będziemy jedli
do końca wierni
Nie ma innego prawa
tam gdzie głód jest prawem
Nie ma wewnętrznych zasad
gdzie rozkazem przetrwanie
Idziemy gdzie każą jak każą i kiedy
umieramy tak samo
Ciałem w ziemię wtuleni
Wreszcie ukojeni i wreszcie bezpieczni
(...)
Czy to ostateczne ludzkie przeznaczenie
Czy świat ludzki może być inny niż taki
Ból i strach przecież kradnie wolność w każdym
Niech każdy zrozumie że jest ideałem
do której zbliżyć się można
lecz nie da osiągnąć
Wolni - kto gdzie kiedy
półnagie zwierzęta owłądnięte strachem
czasem przez chwilę moment lub przez całe życie
walczymy o tydzień dzień noc czy godzinę
Walczymy przecież jeszcze
taką mam nadzieję
(I chociaż ciąży mi ten kredyt zaciągnięty w banku zwanym szczęściem)
walczymy
Dlatego dziś też wstanę
Deadbat, 22 december 2017
Powiesili sztandarów kolorowe szmaty
(określając strefy na cła i podatki)
Zbudowali setki i setki setek złoconych ołtarzy
Określili słowa modlitw i wielkich litanii
ukazują one uroczo sens i niuanse objaśniając ich sztywne rytuały
(Mają zbliżyć Ciebie Jemu jakby dzieliły was oceany
albo choć dać takie wrażenie przez teatralne gesty rekwizyty i ceremoniały)
Przed wejściem jest także żołdak z pałą i karabinem
jeśli nie masz w sobie za grosz wiary
ty
psie niewierny
Oto ryzy tysiąca religii co władać chcą twym bytem
z materii życia wyrzezują podobne bałwany
Oto tego co jedynie słuszne prawdziwe i godne granice
z mechaniczną precyzją siłą i nieuchronnością
zapewnianą przez tłumy współwyznawców
i współniewolników obdarzonych gorliwością
donosicielską zdradziecką
za najwyższą wartość - za łyżkę strawy
Bez zmrużenia oka patrzymy na zorganizowany
holokaust idei
publiczną ich egzekucję
świetnie urządzoną i przyozdobioną
możemy z całą rodziną dla uciechy ją obserwować
całymi godzinami
przecież
jadu nienawiści pomiędzy słowami
już dawno nie dostrzegamy
A my tutaj teraz wciąż jak żyć nie wiemy
rzucamy się przed siebie w desperackiej obronie
ataku lub kulimy ogon i uciekamy
A na co dzień
toczymy ciężko przed sobą swoje ciche dramaty
patrząc z oddali - jedynie farsy co politowania godne i żenady
Każde stado jest terytorialne i nazywa siebie narodem
Każdy w stadzie chce wygodnie jeść i pić
zaspokajać potrzebę snu i relaksu bez przeszkód i trudności spółkować i wydalać
(Bez żenady pochłaniać i wydalać gazy nie czując chłodu lufy karabinu na plecach - oto niedoścignione marzenie, idea prawdziwie godna najwyższej pochwały)
Każdy chce jeść mięso istot co mają takie same jak i on potrzeby
zwierząt nieświadomie korzystając z okazji
że tamte nie są w stanie akurat tego samego uczynić z nim samym
Oto prawdziwe życie
Oto Twoje życie serdecznie zapraszamy!
Witamy
witamy
Deadbat, 4 november 2017
I dno mojego jeziora zbyt płytkie jest
a jego fale zbyt szybko kończą swój bieg
Ich siły nazbyt są wątłe
nazbyt pełne są bólu i zwątpień
Jak zajrzeć mam na drugą stronę dna
Kiedy w popłochu ginę nierozumiejąc własnego ja
Lękiem mnie napawają chwile
gdy myślę że coś utraciłem
gdy pewien jestem że wszystkie moje rzeczy
tak szydzą ze mnie a każda każdej drugiej przeczy
Nie istnieje światło gdzie ciemność nie miała narodzin
I z ciężkim brzemieniem formy coraz łatwiej jest mi się pogodzić
To słodkie jarzmo zniewala i pociechę daje zarazem
pozwala mi iść za cichym życia rozkazem
w kolejny dzień
Deadbat, 17 october 2017
Nie umiem milczećMilczenie mi nie wychodzinie ma prawidłowego krztałtu tembru ani wydźwiękuNie potrafię znacząco nie mówić niczegoo wszystkim i niczym więcej milczeć nie zdołam( nic przeważa szalę na niekorzyść wszystkiegonieustannie)Wpadam głową w dół wprost w niebouderzam głową w nic i staje się haczykiem i wędkąłowię ciche spolegliwe gwiazdy a gdy nieprawdziwezagasną na wiekipłaczę nad ich urojonymi duszamiNie umiem mówićMówienie mi nie wychodzinie uśpi powora nie zdławi rebelii myśli nie przekonamyśli same się myślą lecz słów odpowiednichwiem że nie znajdę zanim po mnie przyjdą inne myśli co tamtym przeciwne i wrogie...Nie umiem pisaćPisanie mi nie wychodzijak mogłoby kiedy napisawszy zdanie drugiew pierwsze już i tak nie wierzę Pisanie jest więc nieskutecznei absurdalnie groteskowym i zbędnym zdaje się mi wysiłek jaki podejmujęmozolnie starając się wierzyć i pamiętaćpatrząc na słowiany nagrobek myśli co jeszcze przed chwilązdawała się mi duszą tak bliską zdrową żywą żywotną i wolnąPrzeraża mnie myślże tych cmentarzy pełne są stronice ksiąg najznamienitszychgdyby tylko nimi być się okazały i gdyby ktoś je spalił na stosie narzuconej odgórnie niewiarykiedy zaoranoby cmentarze pod mijskie parkiCzy ktoś jeszcze pamiętać będzieco da się pomyślećCzy gdy słowo odejdziei umrze ostatni człowiekzwierze będzie spokojniejsze i szczęśliwszew swojej prostocie dzikiej egzystencjiSkąd też mam to wiedzieć gdzie granica biegniepomiędzy człowieczym a tym co zwierzęceNic właściwie nie czynięwięc może zwierzęciem dziś już jestem bardziejniż człowiekiem
Deadbat, 12 october 2017
Obciążony rosą
Złocisty kwiat oparł swój boski Kielich
pełen świetlistości przetykanej czerwienią
o niebiański Pałac
Noc uwolniła myśli
Przeczyste pomknęły przez nieboskłon
pusząc się i prężąc
przemieniły się w drodze w stado rajskich ptaków
Druga fala pomknęła za uciekinierami
lecz część zbladła i zanikła
Ucichł ich śpiewny gniewny świergot
reszta dołączyła do prowodyrów
Milczący Bogowie skomentowali zajście
Bezgłośnie
sucha seria przecieła noc na dwie części
Nocny lampion oświetlał pustą ławkę
Deadbat, 5 october 2017
Opowiedzieli mi o tym sami
Ludzie dla ludzi są źli wprost nieludzko
Opowiedzieli mi o tym
Krzywdzą nieświadomie
Wyrobaczywiają się z Ziemi
kołyszą rytmicznie lub pędzą w maszynach
pełnych hałasu i smrodu
wciąż indziej
gnają do Niemaczasu
Opowiedz mi o tym
Dlaczego
depczą i gniotą
rwą i rozszarpują
rozcinają Jej ciało na części
maszynami i stalą
trują i mordują Tę która ich zrodziła
Opowiedz mi o tym
Dlaczego
Zjadają siebie nawzajem
pod postacią zwierząt
i nadal uważając za dobrych
chlubią niepamięcią Umarłych
O domu Koniecznej Hipokryzji
O święty Burdelu Obłudy
Jesteś Panem dnia dzisiejszego
I finansową nierządnicą Jutra
O Pełna Lęku i nerwic
Pani Marzeń
Rozdawco drogich złudzeń
Ile jeszcze istnień
poświęcisz do budowy swej wieży
Deadbat, 27 august 2017
...
stuk
zimne przestrzenie naprężają się rozciągnięte
stuk
gorejąca materia zbija się w jaśniejącą kulę ognia
wdech
płaty rozstępują się i gaz wypełnia wolną przestrzeń
zatrzymanie
niepewność niepokój pragnienie
wydech
płuca kurczą się niosąc zalążki spokoju
zatrzymanie
niepewność niepokój pragnienie
wdech
...
Pulsowanie unoszenie
nieustający jednotrwały ruch na zewnątrz i do środka
w każdy wymiar
niczym fale nieskończonego oceanu
ani różne ani z nim tożsame
Nieustająca ulotność i zmienność (bezinteresowne) trwanie
wędrujące nieustannie ku chwilowemu spokojowi (równie bezinteresownego) niebytu
i w tej ciemności wszystko nagle jasne
światło pulsujące w absolutnym mroku
to
krople deszczu uderzające o deski podłogi
w okrąg odciśnięty niegdyś przez miskę z parującym ryżem
i poza okręgiem
deszcz w bambusowym lesie
deszcz w domu bez okien otwartym na wszechświat
gdzie najlżejszy powiew nie poruszy listkiem na drzewie
tylko deszcz
stuk każdy niemal jednocześnie i wszystkie razem
Wielki nieustanny wybuch
razy nieskończoność
oczyszcza moją duszę
...
Deadbat, 22 june 2017
Nie chciałbym w białe szaty ubierać
własnej miernoty i nędzy materii
Ubieram
Nie chciałbym w cieniu chować
uczuć niedopasowanych
Ukrywam
Nie chciałbym być cerberem w krainie umarłych
udaję groźnego
Nie chciałbym być martwy i pusty
taki właśnie jestem i być może zawsze taki byłem
Pustka nie różni się niczym od formy
Lecz nią nie jest
Forma nie różni się niczym od Pustki
Lecz nią nie jest
Płyną słowa myśli wibruje powietrze
kręci się planeta i niesłyszalne dźwięki
płyną poprzez kosmos by wpaść w puste uszy
rozpalić iskrę ognia na zimnym ołtarzu
wolę bogów ujawnić
przekuć w moc i wolę
I młotem konieczności niczym kroplą wody
drążyć i wypaczać mroczną nieskończoność pustki
aż stanie się od niej czymś więcej i żywiej
Więc wobec nietrwałości trwanie jest koniecznym
I aberracja życia pełnie osiągnęła w fenomenie śmierci
Nie jesteś nigdy bo zawsze przecież byłeś
I nigdy nie będziesz w czasie który przecież niezaistnieje
W sieci pochwycony jesteś czasu które doświadczasz tym marnym konaniem
który nazwałeś życiem i udajesz że nie ma entropii co zjada je chmarą
Próbujesz w słowo-modlitewny stosik przekuć całą swą odwagę
cały strach i wszystko czym jesteś/byłeś choćby odrobinę
poprzez doświadczenie życia i zawodną pamięć
poprzez przekonaniami wspomnienia naiwnie fałszowane
zobaczyć siębie choćby i w złudnym i krzywym zwierciadle
i dłoń sobie podać
Lub odejść twarz swoją ze wstrętem odwróciwszy
...
Deadbat, 8 june 2017
Mistrz którego właśnie rozpoznałeś
Ten niepozorny biały człowieczek może śmieszny trochę
Który rozpoznał właśnie mowę twego ciała/duszy
nie żyje
Uprzejmym prostym gestem krew ukrywa na swej prostej szacie
Uśmiecha się jeszcze jedynie do Ciebie
odwraca Twoją uwagę od tego faktu
że pocisk rozorał niedawno jego ciało
jakby nic nie znaczył
I to nieważne kto strzelał ani z jakiej strony
zapomnij zapomnij zapomnij już o tym
Patrz na to pierwsze z nim spotkanie
To właśnie którego jesteś teraz świadkiem
Z innego świata byłeś i innej kultury
innym językiem mówiłeś i myślałeś myślami obcymi
gość z innej planety tak niedopasowany inny
może to dlatego zwrócił na Ciebie swą uwagę
może to dlatego zaraz usynowił
dla Ciebie
opuścił nas wszystkich
Ty niezdarnie próbowałeś ofiarować mu swój magiczny jednoręczny
bagaż
nieśmiało wręczając (jakby to on wybierał się w podróż)
On pokazał ci właśnie wstęp do swego
rytuału
Pełen głębi i gracji
I wiedziałeś już sercem - pokochasz to miejsce
I przeczuwałeś słodką z mim zażyłość
A on ci w zamian sprezentował (wiśni) pestkę
bielszą od śniegu i niezakrwawioną
jako nieomylny dowód że nic się nie stało
śmierć swoją nieuchronną kwitując uprzejmym uśmiechem
i nie wiesz już sam czy wiara Twoja kiełkować zaczeła na darmo
o pustkę nie oparłeś ręce obie i nogi
z drżącą nadzieją oczekując swojego wyskoku
Lecz ktoś Twą cenną planetę ukradł tuż spod stóp twoich
I nic więcej Ci nie pozostało
Nagim nagim będąc błaznem
nikt nawet błaznem cie przecież nie nazwie
My tu wszyscy błazny my tu wszyscy nadzy
nie musisz już płakać
dołącz do nas
bracie
(zamordowanego mistrza)
Deadbat, 19 may 2017
Ty nie wierzysz w nic
Tak Wolisz
nie czuć
nie widzieć
nie pamiętać
nie spijać goryczy rozwianych złudzeń
Czysty profesjonalizm
Czynów myśli uczuć
Gdy
krwawymi łzami zdają się dziś wspomnienia dawnej radości
Rozgromionej obecnym zrozumieniem
Fałsz wyziera spod kamienia
A wierzyłaś że to jedyny złoty samorodek
na tej planecie
A to nędzna podróbka
łuszczy się złota farba
i cierpisz
I tak przecież starałaś się odnaleźć
A kamień tak przecież starał się być odnaleziony
Obopólne rozczarowanie
I wszystkie święte prawdy tchną dziś falszem
drań
nieprawda (ż)
Lecz mnie wciąż zastanawia
kto jest czyim (draniem)
Mówisz - nieprawda )(ż)(nie cierpię
Mówisz - wiara nadzieja zagasły
(Gdzie jest mój Bóg - nie żył i nie ożyje)
I nienawidzisz się za to
Spójrz dziś proszę w światłość
wgłąb Prawdy
Nawet jeśli Cię dziś oślepia
sprawia oczom oczyszczające cierpienie
To ból który leczy
Tak
To Ty tak jaśniejesz
Tam w swoim sercu
jak długo potrafisz
pozostań
Deadbat, 7 march 2017
Ptaki milczą
Psy zastygły z uniesionymi wargami
Nie drga najmniejszy listek
na najmniejszym krzewie
i niby nic się nie dzieje
a jednak bez przerwy :)
Woda śpiewa swoją pieśń
Ogień wzniósł swój hymn pod nieba
Wszechocean toczy pianę na obrzeżach starczych ust
kiedy milczę
I patrzę w niewidzące zapłakane oczy
I słucham jęków bólu
uwięzionej formy
Stworzyciel gwałt kształtu i treści
znów zadaje wszechrzeczywistości
Ślepo-bezczelnie-odważny albo nieświadomy
każe się stawać i sam się staje przez swoje upiory
(Narodzić się by skonać gdzie sens gdzie logika
Jak szalonym być trzeba by nie pragnąć zaprzestania
bezsensownej przemocy)
Dlaczego więc milczę w ból ten zasłuchany
Czemu nie potępiam gdy patrzę w te rany
Stare musi umrzeć myślę
choć krzyczą we mnie ze zgrozy ginących komórek miliony
nieustannie
Stare musi stać się nowym
O wieczna przemocy!
Deadbat, 28 february 2017
Nie umiem pisać (fakt :))
Nie znam właściwych liter
z tych niewłaściwych
sklecam bochomazy prymitywnych myśli
wstają z kolan giganty oblepione w głazy
wstają z kolan z ich oczodołów łez szumią wodospady
(niezdolne do życia bez żadnej pretensji do prawdy)
uśmierca je byle powiew z byle strony
Padają na ziemię kolejne wywołując wstrząsy
przeszyte nową myślą w samo meta-nie-serce
z czasem myśl kolejna może ułożyć skały całkiem odmiennie
i nowego golema wskrzesić by powstał
lub na nowo zabić zanim wstanie z kolan
Jak mam przejść obojętnie
obok konających złudzeń własnej marnej jaźni
jak nie zapłakać nad ich marnym losem
przeznaczeniem marnym
Nikt przecież więcej już ich nie zobaczy
Dlatego i z tą chwilą umieram po skrawku
ucząc się jak iść naprzód
ucząc się nie czuć żalu
Deadbat, 15 february 2017
Nie wierzył kiedy swą wiarę wyznawał wśród braci
Nie umiał milczeć kiedy cierpienie zrywało kolejne warstwy
masek z nędzy resztek twarzy jego ledwo ocalonej duszy
Pogardzał tchórzostwem i chciwością zarówno
sam będąc pełnym lęków i pożądań
Pragnął światła niczym ciemność szalona
Nie znając prawdziwej natury rzeczy sam nazywał
nieświadom że stwarza
Uwięziona ćma krąży wokół światła lampy
choć krat jej więzienia okiem nie zobaczysz
Ociemniały pająk sieć swą snuje wątłą
poszukując łupu spotyka najczęściej
jedynie gorzkie rozczarowanie
lub niewiele więcej
Światem żyję niedoskonałym i niepełnym światła
żyjąc w pustkę spoglądam lecz co jest niczym
niczym być nie może
I dlatego jestem
choć być nie potrafię
I dlatego myślę
I wierzę uparcie ja więzień
w pożywne okruchy własnych złudnych przekonań
w resztki własnej wynędzniałej prawdy
w osobiste credo
i siebie samego
Pytam Kiedy wreszcie uwierzycie
że nie pragnę tego co chcecie mi sprzedać
I choć codziennie płacić muszę i starać na nowo
Kiedy patrzę w lustro gardzę tylko sobą
ponieważ waszym wizjom się kłaniam co sens jakiś mając
żadnej dla mnie słuszności tym nie udowodnią
Lecz że ja jeden jestem
moje racje słabe są i nieistotne
że zysku nie dadzą - zbędna paplanina powietrza mieszanie
nie mnożąc bogactw władzy ani nie roznosząc genów
nie wnosząc tego do świata godny jestem jedynie
zapomnienia i pogardy
O nic więcej nie proszę jak o zapomnienie
Jednak niż zapomnieć szydzić lepiej
lepiej nienawidzić
Niech więc i tak będzie
(I tak na szaleństwo odpowiem podobnym szaleństwem)
Opasłe swym szaleństwem szowinistyczne snoby
Chociaż pracą ciała kłaniam wam się przecież
z mocą się sprzeciwiam niesprawiedliwości
obłudzie
zakłamaniu (i swojemu także)
nieprawości
pożądań zgniliźnie
koszmarowi awersji
pysze ( w tym własnej) i nieprawej dumie
samozadowoleniu
Ja taki sam jestem jak i Wy lecz postanowiłem
nie tarzać się duchem przed nakazem ciała
(dla ciała czołganie się jest rzecz naturalna)
ani nie powtarzać - wszyscy - my - tak trzeba - to złe a to dobre
I przysięgam Wam to dzisiaj uroczyśćie
choć również głupi własny przecież trzeba próbować mieć rozum
Deadbat, 23 november 2016
Czas ma to do siebie
Że zawsze z czasem staje się przeszły
Deadbat, 23 november 2016
Życie to dług zaciągnięty przez naszych rodziców
który my ich dzieci będziemy musieli cały spłacić naturze
czasami w najmniej odpowiadającej nam chwili
Deadbat, 2 november 2016
Upadłe anioły nie robią pizzy
One upychają ciemność po kątach nicości
Upadłe anioły nie pragną już zaistnieć
Ale mocą Wszechżywiołu spopielić sam ból
do cna
z popiołu w popiół
do najgłębszej treści
Wartości tak wzniosłe
potężne i wielkie
że bezwartościowe i nic nie znaczące
szukają prawdy
ej
Lecz jej nie znajdują
Biegną do bezcelowego celu
wpatrzone w kroplę oddzielającej się właśnie rosy
bez nadziei na jakąkolwiek nadzieję
absulutnie nieuważne
bez szansy na jakąkolwiek szansę
na ożywienie samej śmierci
Na wypatrzenie i zobaczenie
w tysiącach codziennych spraw
czegokolwiek
grzebią w popiołach domostw i gruzach pałaców
w każdym zapomnianym grobie
w nicości szukają tej odrobiny
z których wnet splotą słońce
Deadbat, 11 october 2016
To co noszę w sobie
w tym najbardziej niepewnym miejscu
To pewność że dobre jest to co nierozpoznane
że kromka pasuje do dżemu
poprzez masło
To w co wierzę
to wiara w wiarę ponad wszelką nadzieję
ponad szczęście osobiste
prywatne intymne światy
kombinacje znaczeń i bezznaczeń
bez względu na to która jest godzina
pora roku
rasa
planeta
To co teraz widzę
to szczęście
niewysłowione i niewyrażalne
bez żadnych sensownych uzasadnień
To ku czemu biegnę
To wolność od nóg
pośpiechu
znaczeń
Deadbat, 1 october 2016
Kto cię nastroił moja mała pozytywko
chleb mi przynosisz
i radość jest twoim darem
Kto cię tak nastroił moja mała pozytywko
że nie słyszę fałszu
w żadnym z twoich dźwięków
Kto cię nastroił moja mała pozytywko
odpowiadasz mi na każde zapytanie
nawet to którego jeszcze nie wypomyślałem
Kto cię nastroił moja mała pozytywko
czasem na szarej dziś-porcelanie ty dźwiękiem
niebiańskie malujesz pejzaże
Kto cię tak nastroił moja mała pozytywko
Kiedy spadniesz z parapetu mojego okna
roztrzaskasz na bruku ulicy
Jak świat swój zrozumiem
bez słodkiej twojej melodii
Deadbat, 19 september 2016
Jest pewien dom
Płaczu i żałoby
Jest cierpienie
wilka idącego do kapturka na przeszpiegi
Jest pewne miejsce w parku
Święte miejsce
gdzie splotły się dłonie
Nawet jeśli nad nim świecą inne gwiazdy
Jest drzewo bez liści
Jest czas bez sumienia
Jest początek i koniec
wszystkiego
zrozumienia
Deadbat, 8 september 2016
Nie znam Cię
Bracie
Jedna krew to zbyt mało bym mógł rozpoznać cię w tłumie
który zawsze mrozi moje myśli i chwyta za gardło
Gdybym tylko zrozumiał
że sens żaden nie ma tu nic do rzeczy
jest zwyczajnie bez sensu
jest nieadekwatny
niedostosowlany
może wtedy mógłbym zobaczyć twoją twarz
a może chociaż własną
Ach
Dzwonie uporczywie do własnego mózgu
(ignorowany przez najmnieszą jego komórkę)
wrzucam posty na czata świadomości
Wszędzie i każdemu rozdaję wizytówki
z każdą oddaną czuję jak znika cząstka mnie samego
Lecz zawsze coś zostaje
Dlatego
zapraszam
bierzcie i jedzcie
sprzedaję siebie na taniej wyprzedaży
na małym stoisku tuż obok garażu
a za plecami słyszę przecież
jak szukam na siebie płatnego zabójcy
oraz załatwiam wyburzanie na piątek
i tylko liczniki które taniej zerwać niż zdemontować
wzbudzają żal
niepotrzebny już nikomu
Deadbat, 2 september 2016
I oto jest czas nienawiści
Brat zabije brata
siostra znienawidzi siostrę
ludzie szukać będą zapomnienia bardziej niż nadziei
zemsty niż zrozumienia
szacunku niż miłości
Oto grzech wychodzi na ulicę
denominacja uczyniła go praktycznym słusznym i dobrym
właściwym nowym czasom
Oto ludzie uznali się panami stworzenia
Dając w ten sposób Owemu prawo by ich pożreć
Coraz potężniejsze oswajają bestie
Tworzą nowe grozy aż po swą ostatnią
I oto nadchodzi Kłamca
owszem już tu jest
a nie krew nienazwanych i niepoliczonych jest istotą odcisku jego stopy
To tylko jej barwa
Jego imie Zagłada
jego sługami
Wrogość i Niezgoda
Nie w mocy niezliczonego jego wszechpotęga
lecz w mocy idei której nawet sam czas
ani żadna broń nigdy nie dosięga
Jest z nas lecz nie z nami
jak niszczycielski huragan rozbuchanego tłumu
w cieniu najmniejszej niesprawiedliwości czynionej maluczkim
aby nimi władać i w mroku postawić
gniewem za gniew odpłacić
zabić albo skonać
(Mocą Nienawiści bardziej niż Pierścienia)
Człowieku co planujesz i z takim trudem konstruujesz bombę
aby na niej usiąść
dziś przebudź się
proszę
...
zanim czas się spełni
Deadbat, 29 august 2016
Oto jest przybył
On Anioł upadłej godziny
W nicości srebrem zanurzony życia
W złoto i błękit niebiańskich porównań
wzbił się
niebezpieczny i piękny
posłuchaj
Wyzwolić przybył formę okiełznać niezwłocznie
schronić w cieniu widoczne ukazać ukryte
W nicość zamienić ten czas co nie spocznie
zanim w pył i nicość wszelkie zetrze życie
Idziesz przed siebie lecz sam nie wiesz dokąd
I wierzyć śmiesz na przekór wszem bogom
przed siebie krocząc niezbadaną drogą
że sens mają tylko te słowa co mieć go nie mogą
Nie mieszka tu przecież zwierz nawet najmniejszy
I Diana trawy nie musnęła piętą
więc gdzie idziesz człowieku w uporze zacięty
wierząc że graal czeka tuż tuż za tą ścieżką
Deadbat, 12 august 2016
jest jak zielona łąka
i na nią słońce kładzie swe promienie
Tysiące róż ją porastają
to łoże niesie rozkosz i cierpienie
jest snem nieprzespanym
niech trwa niewyśniony
życiu wciąż nową niesie
treść zmysły kolory
jest najczystsza
światem nieskalana
jest pierwsza
wszystko na nowo nazywa i stwarza
jest absolutna
z niej wypływa wszystko co istnieje
jest prawdziwa
bez niej sens żaden przecież nie istnieje
to skarb ostateczny
każdej wartości jest źródłem i celem
miliardem jest rzeczy których nie wymienię
Deadbat, 9 august 2016
To niemożliwe
W pustce mojej formę moją od pustki nieróżną oparłem o pustkę
I oto istnieję
I znów płacz pod moimi powiekami czuję
I znów pod moimi powiekami wiosna - (ś/k)wiaty kwitną
zakwita łąka ilekroć zamknę oczy
A przecież nie tak miało być
Miałem być mroczny smutny i zły
Miałem stać niczym samotny głaz wbity w rolę
przeoraną szponami szatana
pełną zbliznowaceń kłamstw
Będąc szczęśliwy zarazem jestem oszukany
Oszukany jest mój smutek
lecz czemu łzy cisną się pod powieki
Oszukana jest moja samotność
Chory jestem lecz jakże słodka trucizna
przelewa się w mych tętnicach
Nawet moja rozpacz najczarniejsza
wydana jest na targu mej duszy na pośmiewisko
Z własnego cierpienia kpię sobie
Z własnego rozdarcia chcę latawce składać
I nikogo nie ma bym mógł go obwinić
I nie ma nikogo
A przecież jest
Deadbat, 13 may 2016
Cisza: nie jest brakiem słów
:[dźwięków zbyt pustych by docierać głębiej niż do sedna]
Kiedy dziedzina zawiera wyłącznie zbiór 'jednoelementowy
pusty sam w sobie i urojony jak liczba
[[słuchanie
patrzenie
odczuwanie
myślenie
wszystko jest tylko częścią wspólną
wypadkową
wektorem nakierowanym w przyszłość
niepewną bo skończoną
brakiem metadanych
nieskończenie milczącym śpiewem
posłuchaj]]...
Deadbat, 14 march 2016
Kłamstwem słów duszę prawdy usiłuję ścigać
W ciemność patrzeć bez lęku i widzieć
mimo że wpół-ociemniały
a on jest nieledwie szczenięciem
narodzonym dopiero co przed chwilą
może przed stu laty
(czas taki nic tutaj nie znaczy)
Nie widzę celu w ciemnościach samotny
Szamoczę tu i ówdzie zostawiając swój zapach
szczenięcy wilgotny i ciepły
Po polu biegnę wyimaginowanym
z włosem czarnym rozwianym
Po polu pustym i cichym
(którego istnienie potwierdza wyłącznie fakt że ja zaistniałem)
i rosa czarnej nocy chłodzi moje łapy
i wiatr wieje często zimny przenikliwy
Po drodze biegnę którą w bez znaczenia czasie
(kiedy życie wprowadzało zmiany
może przed stu laty)
tak wielu biegło i wielu
deptało tą trawę
lecz biegnę przecież wciąż naprzód choć taki nierówny
tak smutnie nieudany
to zaraz bez granic szczęśliwy jakbym dostał puchar na rasowej wystawie
(bez granic - znaczy formy i czasu -
nieświadomy - nawias się nie zamknął lecz przeformułował i zanikł zupełnie
Nadal nieświadomy lecę
(we własny oddech zasłuchany)
miliardów tych co biegną z boku tam przede mną
i tamtych za mną
co wkrótce rozpoczną swój wyścig
Po drodze drepczę
formuje znaczenia i je formułuję
Odpowiedź a może czasem zapytanie
zaklinam nieświadomie w jedynie sobie możliwy systen wierzeń
ja - jednoosobowe stado plemię z jedynym przedstawicielem
w zamroczeniu z własnej zwierzęcej formy emocjami
ja dzban stłuczony źle wypalony i źle uformowany
biegnę z nim w dzień co niczego nigdy nie rozjaśnia
odu świtu do zmierzchu
(aż Odpowiedź unieważni wszelkie moje pytania)
Idę coraz boleśniej świadomy
że w pustkę i nicość biegnę
własnej bez-formy uformowanej przez fakt samego trwania
lecz kierunku już zmieniać - nie warto - nie będę
I tylko ten jazgot ulic
tylko ten cichy skowyt
cichy żałosny i milknący skowyt
Deadbat, 7 march 2016
Błogosławieni poszukujący sprawiedliwości
głodni jej i spragnieni jak wyjałowiona suszą ziemia
bowiem oni znaczą drogę Ponad
Błogosławieni ci którzy próbują nie zabijać
ani zwierząt rogatych ani świń ani małp ani bażantów ani kur ani szarańczy ani mrówek w celu ich pożarcia
Uciekają i stronią od maszyn niosących śmierć
jakiemukolwiek stworzeniu
Powiedzą bowiem
Oto Ci Którzy Nie Pragną Niczyjego Cierpienia
i nie godzą się z nim świadomie
i dla własnej korzyści
przez wzgląd na własne przekonania
albowiem kiedy nadejdą Ci Którzy Nadejdą
Którzy posiedli Mądrość większą nad Mądrość Człowieka
niż ta którą ponoć człowiek góruje nad świnią
(czyniąc go zdolnym ją rozmnożyć utuczyć i zabić)
i kiedy użyją Człowieka na swój pokarm
zgodnie z odwiecznymi zasadami Życia
Ci jedynie będą mieć prawo zakrzyknąć:
Hańba Wam wieczna ponieważ niewinnych Pożeracie
swoją odmienność stawiając ponad Dobrem
Prawdą i Prawem
albowiem my wiedzieliśmy że niesłusznym jest czynić cierpienie
i zabierać życie by własne zycie umacniać
/Ofiarę z innych czynić dla własnych przekonań/
I niegodne jest Rozumności stawiać ponad jakimkolwiek Życiem
ale Słuszne jest użyć jej jako bramy do chwały na cześć cudu wszelkiego Bytu
jakie Był Jest i Będzie
Oto dlaczego zeszliśmy tego dnia z drogi tchórza i obłudnika
i podjeliśmy trud jakiego nikt od nas nie wymagał
i którego od nas nie oczekiwano
Bogosławieni Ci którzy nie zniewalają aby posiąść
pomimo wyższości swojej nie wywyższają się ponad Innego
albowiem Ci jedynie nie upadną na duchu w dniu Zagłady
Bowiem Śmierć nie może mieć władzy nad Sprawiedliwym
I nadejdzie dzień który owszem już przeminął
I każdy go ujrzy jak ja go ujrzałem
Dzień niewyczerpany i nieskończony poza Dniem i Nocą
I wszystkie ziarna Prawdy zbiorą się na brzegach Wiecznego Jeziora
I Pani Jasna będzie im przewodniczyć koronowana Błękitem i Chwałą
Tam zaznają słodyczy Prawdziwej Mądrości Radości Wszechogarniającej
zakończą tam Nieskończoność i rozpoczną nowy Cykl
Aż po kres Stwarzania Światów
A wszystko co powiedziałem jest Prawdą
Deadbat, 26 august 2015
Z każdym nowym wdechem
Z każdym serca ruchem
Z każdym tła powiewem
Z każdej róży różem
Obrazem
dotykiem
smakiem
zapachem i dźwiękiem
Przychodzę na świat
odmienny tak nieodmiennie
uważnie nieuważny
Świadomie nieświadomy
Wywyższony nad nieba
w otchłań pogrążony
sobą milczący siedzę
naprzeciw stojącego krzyczącego siebie
Trwam nietrwale
Byle jak od deski do deski
czekam nieoczekując niczego
poznaję niepoznawalne
rozczulam brutalność
aż w łagodność zmięknie
barbarzyństwo uczulam w zapale
w całkowitych ciemnościach brodzę ociężale
otoczony biegającym światłem
I zdarzam się coraz częściej
czasem ciągle aż po jestem stale
(jak jakaś śmieszna klatka w cudzym filmie tuż tuż przed pożarem)
raz za razem
raz za razem
Deadbat, 17 may 2015
Znasz ludzi
Ci co emocje w słowa przekuwają
w kuźni życia pałace stawiają własnych świętych racji
im starsi tym pałac bardziej złożony i trwalszy
Oni sami w nich służą i duszą i ciałem i chcą by im służono
święcie przekonani w tym pijackim widzie
że świat tak działa tak jak wyrozumieli
nieszczęśni narzędzia z dziełem myląc
czasem dumnie trwają uwikłani w błędzie
wtedy zobaczysz ich w poniżających rytuałach
pełnych przywiązania i poddaństwa
bałwochwalcy
Oto przecież sobie tylko cześć oddają
i cierpią gdzie źródło cierpienia
ty nie ujrzysz a oni nie znają
w siebie uwikłani sobie przecież złorzeczą
nienawidzą szydzą ostatecznie
boją i pokłony biją
raz za razem
(Jeśli to nie śmierć i piekło to ja nie wiem chyba co te słowa znaczą)
...
W tym szaleństwie tęsknią przecież za harmonią
i struna niestrojna brzęczy im fałszywie
W świątyni nadziei
oczekuję że jutro jakieś światło ciemność dziś rozświetli
mocą prawdą radością popiół ich rozgrzeje
rozpali aż stanie się słońcem i życia i sensem i chwałą
nakarmi serce zdumione swym szczęściem w każdej chwili
prawdziwy i godny człowieka cel się uwidoczni
miasta wojną spalone z zgliszcz się podniesie
i wskrzesi martwe prawa którym miłość najmądrzejszą panią
w radość zmieni bezgraniczną rozpacz płaczącego dziecka
wdowca i wdowę pocieszy oddając im ich serce
Ciemność stanie się złudzeniem
Zło marną anegdotą o dawnym błędzie dla przyszłości zachowanym skrzętnie
Cierpienie maszkarą i złym snem w otchłań zepchniętych niewiedzy i niezrozumienia
Dziś jednak
Posiedliśmy pamięć więc ludźmi jesteśmy
to ciężkie brzemię i wielkie zadanie
Być może kiedyś z wdzięcznością w innym życiu zapłacimy za nie
a może przyjdzie polec i głowę położyć pędząc w niebyt/Szeol
Oby nim się to stanie człowiek był nie gatunkiem ale stał człowiekiem
nie zabijał innego dla groszy kilku marnych
nie zjadał innego przez wzgląd na swoją korzyść
nie gwałcił innego dla chwil kilku swojej przyjemności
nie szukał korzyści własnej w powierzonej władzy
nędzy nędzą nie leczył i zranionego bardziej nie kaleczył
nie bił bezbronnego
nie kopał leżących
nie pogardzał najmniejszym swej skali nie znając
nie widząc własnej małości i nędzy nie wyśmiewał z mniej obdarowanych
...
próbujemy żyć sobie jakby Bóg nie istniał
(reklamą próbować trud życia zastąpić
to jak starać jeść zamiast dania papier)
W swojej ucieczce w niebyt pustych niczym cymbał choć smacznych słodyczy
dekalog dziś jest przestarzałym dawnych czasów świadkiem o którym więcej niż mówi się milczy
naprawdę?
kogo to obchodzi
Deadbat, 17 may 2015
Szosy należą do gołębi
/- nie wiedziałeś?
ganiają się po nich
przeganiają nawzajem
błądzą jakby nie starczało im nieba
zapomniały o skrzydłach
Kwiaty dziko rosnące
należą do motyli choć dzierżawią je pszczoły
/- nie wiedziałeś?
kiedy się przeradzały
obficie uszczknęły ich piękna
nawet jeśli to jad snu wiecznego krystalizuje się na ich skrzydełkach
są piękne
więc nie próbuj ich chwytać
Wiesz o kotach
noc im przynależy i jest ich poddaną
niewidzialne walczą głoszą i kochają
miękko stąpając po napowietrznych drogach
przenikają łagodnie z mroku w mrok najgłębszy
z ciszy w ciszę najczystszą
poszukują
wiedzą
...
Człowieku
do ciebie co jeszcze należy?
Deadbat, 17 april 2015
Odpowiadam
Nie byłem
nie jestem
nie będę
Stając się kaleczę przestrzeń
fałszywym rozróżnieniem
Tak skłamałem
mówiąc sobie
nie cierpię
i pisać nie będę
To już nie moje brzemię
Dziś spotkałem się z człowiekiem
Takim śmierdzącym bezdomnym
On nadal je niesie
Wiem
Nie ma potrzeby
Wiem powinienembyćwdzięczny
O cudzie
ja nim nie jestem
Deadbat, 23 november 2014
Moje myśli
płytkie sadzawki angielskiego ogrodu
Moje słowa
nic nie znaczą nie służą nikomu
Słucham melodii
przecież śpiewać każdy może
Kiedyś wyrwę z duszy bratnale
i od drzewa oderwę swoje dłonie
Do tej pory tkwić muszę
w tej grząskiej norze
mojego umysłu
Deadbat, 20 november 2014
Czasem nie mówię wam nic
choć czasem chciałbym coś powiedzieć
może
nie mówię nic wiedząc ze nie masz ochoty mnie usłyszeć
Ściszam wtedy głos i wypowiadam to
badam sam czy tylko bolesne jest czy też prawdziwe
czasem jednak usłyszysz coś łaskawie
Jeśli krytyką nazwiesz to co powiem
natychmiast straci całe swe znaczenie
(ile razy słów tych niewinnie spalonych żałowałem)
Jeżeli pochwałą momentalnie zapomnisz
że stały się ciałem
Ja wiem
Polubisz moje słowa jeśli przyklasną
Twojej bieżącej zabawie
dostarczą rozrywki
Kochasz słowa
Lubujesz się w słowach
niekoniecznie prawdziwe rozstrząsasz wciąż treści
nie szkodzi na końcu przecież nie dbasz już o prawdę
zatem niepoważną zabawą są Twoje słowa wszystkie
a ja stwierdzam - pozwolisz przy swoich zostanę
wciąż sięgając sobą poza swoje i znane
co rusz głębiej i dalej
Tobie czas prędzej zleci
mi zostanie pytanie
Deadbat, 17 november 2014
Tyle chciałbym ci powiedzieć
zostań
Tyle chciałbym dziś jeszcze odkryć w tobie
doznań
Poniżej szeptu i powyżej huku tego miasta
słowa
Niewypowiedziane w noc tą zakutane
zostań
Tam na zewnątrz zimno tu przy mnie ciepło przybiera nową
postać
Tam pustka tu wielości rozmaita
forma
Nie wiem dlaczego wciąż milczę rzecz jest przecież
prosta
Na teraz na dziś i na jutro na wczoraj znów tak trudno nam się
rozstać
Nie wypowiem słowa co tak ciąży
kocham
Deadbat, 17 november 2014
Miałem iść spać
miałem odpocząć
Miałem nauczyć się żeglować
miałem popłynąć po wodach
Miałem czasem czas znaczyć
Poza czasu niewolą
Miałem sen dobre sny poznać
sny co rany goją
Miałem być silny waleczny i mądry
miałem garniec złota wyjąć spod podłogi
Miałem sobie wybaczyć
I wybaczyć Bogu
Miałem czynić co dobre
nie szkodząc nikomu
Dzisiaj wiem już że nie ma takiej możliwości
wobec braku tejże nie mam powinności
nic nie mam wszystko miałem
więc z niczym zostaje
Oto rozpoczynam swoje królowanie
Deadbat, 13 november 2014
Oto prapoczątek
świat cudzy i wrogi
odrzucony i odrzucający
nienawidzący i znienawidzony
Mroczny zimny i obmierzły
niczym opuszczony dom obłażący ze skóry
surowy i obcy
a jednak
były wizje szalone
wielkie i najnędzniejsze
potężne i te żałośnie wątłe
niedorozwinięte
w nich najwyższa chwała nieraz
zmieszana
z największym poniżeniem
Raz królem nad światem
raz matką co beznadziejnie błaga
o życie dla nowonarodzonego
bandę pijanych morderców
Raz na tronie z diamentowych myśli
szczycie architektury wszechświata
podnosząc do rangi bytu światy całe
podziwiałem Boga
Częściej umierając i schodząc do piekła
grzęznąc w błocie brudu co zalewał usta
myśli uszy oczy
na wszystkich moich drogach
żyłem
Dzień po dniu
Boże
Dzień po dniu
ani kłamstwo ani prawda
Ani ból największy ani wstyd i hańba
nic nie mogło się równać
z bólem który sprawiał
że choć ciało trwało uciszone
cała dusza wrzeszczała
Ten krzyk nie chciał ucichnąć
zostawał i brzmiał
niczym niemy akord
ponad fugą życia
zamieniał dziań najmilszy
w noc najkoszmarniejszą
Lekarstwa
Czas
Niepamięć
Nieświadomość siebie
Wieczne rozproszenie
skazany na Niebyt być przecież
musiałem
skazano mnie na to poprzez
narodzenie
byłem więc i jestem
lecz mnie nie ma
nie czynię tego co jest moich rąk zajęciem
nie pęta mnie widok które oczy moje
podziwiać chcą i wielbić patrzenie na niego znajdując rozkoszą
nic już nie znaczą słowa największe najpiękniejsze
ani te najmniejsze najzwyklejsze najskromniejsze
także nie są już potrzebne
Mniejszy od atomu
lżejszy od najlżejszego pyłka
Czyja dłoń zdoła mnie pochwycić
czyja wola skrzywdzić
"sam sobie sterem
żeglarzem
okrętem"
Nie
wspólczucia nie chcę
lecz portu co być może nazwę swoim Szczęściem
być może już go widzę
tuż tuż za zakrętem
...
Nie ma mnie tam gdzie sądzisz że jestem
Odkryłem tylko fragment nastroju który już przeminął
oto jak go zapisały słowa półpijane niczym
błądzące we mgle i we śnie
To nowy mnie początek
Oto moje ponowne
lepsze
narodzenie.
Deadbat, 2 november 2014
Zbyt mocne słowa
zwroty zbyt zawiłe rozwlekłe
zbyt kleiste ciasto wspomnień
za mało mąki
bakalii zdarzeń zbyt wiele
twardsze miejsca w cieście
zaburzają gładką harmonię
niczym ozdobiony polnymi wiankami
ołtarz z wypalonych cegieł
Męczennik uśmiecha się tylko patrząc z góry
na wszystko
ma gotową odpowiedź
on wie
Reszta musi się domyślać
zgadywać
Pokaż mi o wielki rozległy i dumny
na co dziś stawiasz na jaką myśl wpadłeś
czy jeszcze pamiętasz jaka była zaprawa
którą wczorajszy swój dom budowałeś
Dziejesz się człowieku
tylko tu i teraz
lecz ty wciąż naiwnie sądzisz
że jesteś niezmiennie
Szyderco
kłamco obłudny i nieszczery
w stałości swojej niestały
w wierności niewierny
w prawdzie nieprawdziwy
w szczerości nieszczery
swoją małość przypisałeś naturze
by poczuć się lepiej
to jedna z twoich sztuczek
ty swoje gry prowadzisz raz za razem
z innymi narzędziami z plastiku metalu szkła słów i prądu
ich przestrzenią
czasem
O jakże cię nienawidzę
kochając zarazem
Deadbat, 30 october 2014
Kiedy liczę na to
że nikt mnie nie słyszy
płaczę w ciszy
Kiedy boję się
że nikt mnie nie słyszy
płaczę w ciszy
Kiedy wieczorem z lękiem potrząsam
skarboną swych myśli
Kiedy kładę do łóżka z obawą
że ona znów mi się nie przyśni
płaczę
płaczę w ciszy
Otworzyłem wszystkie okna domu
w środku zimy
Wyrwałem deski z podłogi
zabiłem nimi drzwi piwnicy
teraz patrzę jak śnieg spada
na pościel w łożnicy
Jak kandelabrów świece rozpalają
zasłony kurtyny
i jeszcze zanim smagnie mnie pierwszy
bezlitosny oddech jej bezkresnej słodyczy
zanim huk świętego ognia co ponad głowami pieśń swoją
w ucho wprost wykrzyczy
zanim spłonie ma trwoga
ja płaczę
ja znów płaczę w ciszy
Deadbat, 29 october 2014
Nie wiem o czym będzie ten wiersz
Czy może o końcu wszelkich wierszy
na pewno będzie za długi
o wszystkim i niczym
na prawo i lewo
szastający słowami
Nie pisać go lepiej by było
lecz oto spójrz sam się pisze
chociaż jest pisany
czy to nie zabawne?
Możliwe że będzie o ostatecznym smutku zmierzchu każdej rzeczy
co w tęsknoty pełni znajduje ciche pocieszenie
jak nieśmiały ukochany w pierwszym nieśmiałym pocałunku
i tym którymś z kolei odrobinę zbyt śmiałym może wręcz nachalnym
o czasie który uciekł
lecz w Tobie nie przeminął i nigdy nie minie
o łzach uleczonych
i tych co zapomniane wciąż spadają deszczem
w wewnętrznych krainach o każdym możliwym klimacie
O niezasklepionych rozdarciach w tkaninie samej duszy
mojej ostatecznej przestrzeni
źródle mojego strachu
O radości jaka płynie z wiary
i jej braku
O rozkoszy wolności jaką daje świadomość
i wszędobylskim rozproszeniu
nieuchronnej słabości wszystkiego co pragnie być silne
O idealnej pełni doskonałej pustki
i ostatecznej formie bez jakiejkolwiek formy
od której niczym przecież się nie różni
Doskonałości zbyt doskonałej
by jej własna niedoskonałość mogła ją zniweczyć
Piszę te słowa
gdyż same się piszą
i mogę tylko odgadywać po co
chcą być napisane
Ja
k
słodycz tajemnicy
cichej rozkoszy pełnej
narodzonej z najgłębszego jestestwa
naraz wyjawianej nocy pustce i ciszy
niemal bezgłośnym szeptem
aż piętno swoje magiczne odcisnie w pamięci
i tym bardziej staje realnie przed oczami duszy
choć nikt ich nie słyszy
nikt nie wypowiada
nie waży i nie liczy
są w sobie dla siebie
lecz nie same przecież
Nowe znajdź imie dla teraz
i bądź szczęśliwy
chwilę
chwila po chwili
chwila po chwili
aż czas twój przeminie
nie kończąc radości
Nie pytaj co to znaczy
o czym teraz piszę
ja się dzieję tak samo
jak to pisanie
skąd miałbym to wiedzieć?
Bezrozumny rozum
nie może ci pomóc
przejść bezbramnej bramy
otrząsnąć sandały
z kurzu doczesnego bytu
błogosławić koniec wszelkich rzeczy
jako właściwy jedyny początek
z teraz do wieczności
z tego brzegu ponad wszelkie brzegi
z tego mostu ponad wszelkie możliwe przepaści
jeszcze tylko jeden drobny kroczek
naprawdę malutki
ten największy
Deadbat, 20 october 2014
Żegnam się
poraz ostatni
kolejny raz
Siedzę na skraju dachu...
wokół błyszczą gwiazdy
świeczki na odwiecznym teraz
i zaniedbane zapomniane dawno myśli
znów kładą w żyły
zapomnianą już dawno truciznę
To moje święto
sama forma
bez znaczeń
pragnę je zdmuchnąć za jednym zamachem
ustami i myślą niczym te setki żyć co się gasiło tak łatwo
trującym bojowym gazem
lub gdy to możliwe proponuję
zamianę
Bóg mnie więzi
jego pamięć niewoli mnie w sobie
Jego wola zabija mą wolę
Jestem upadłym aniołem
Ostrzem co rozpłata powłoki
powyrywa wnętrzności
i uwolni od sumień
i grozy
Zgaśnie zanim sama prawdy sens w sobie rozpozna
Zawali się na głowy widzów amfiteatr
Oto krzyk kolejny
W czerń zimną nieskończoną
złowrogą
bezkresną
Deadbat, 16 october 2014
My dzieci zagubione
przestraszone i słabe
Poszukujemy spokojnego domu
Określamy błądzące pokoje
i wyciągamy do nich ręce
na całą szerokość
Witamy
Pokoje te są ostatnimi
Lecz nie są ostateczne
Drogie są nam ich wnętrza
i wyposażenie
Zanim wszystko na koniec
okaże się stratą czasu
zanim przeminą światy
i górskie szczyty rozwieją z porannymi mgłami
Witamy
Zanurzeni
w pełne wynurzenie
znużeni
chcą iść spać
w błogie uciszenie
Deadbat, 8 october 2014
Musi coś być
coś ponad to
co jest
Coś ponad życie
ponad śmierć
ponad ból
większe niż największy zysk
Ważniejsze niż największa strata
Coś musi być
ponad to co jest
Nad ciało i krew
rozkosz i gniew
ważniejsza niż mówienie
Panie Panie
jest dla mnie ta postawa
Deadbat, 25 september 2014
Nie ma papieru
chyba toaletowy
Nie ma długopisów i piór
Tylko projekt realizowany
przez wysokowyspecjalizowaną drukarkę 3D
Nie ma państw
są tylko odmienne sposoby
organizacji życia społecznego
Nie na wartości poza wirytualnym pieniądzem
i jego coraz droższym odpowiednikiem - informacją
reszta to resentymenty degeneratów
i starców...
Nie ma ich już zresztą zbyt wielu
utylitarna wydajność wyparła moralność już dawno
kliniki abortoeutanazyjne pracują pełną parą
ich kominy dymią nieustannie
dla wspólnego dobra stoją poza miastem
nie pytaj co to za mięso w menu
i tak wiesz to co chcemy byś wiedział
Jeżeli jesteś to produktem megakorporacji
ona cię stworzyła
ona organizuje ci życie
doceń to
decyduje co jesz
gdzie i z kim śpisz
Co możesz wiedzieć i w jakich ramach wolno ci myśleć
Wszytko to dla twojego szczęścia
dla ogólnej szczęśliwości i gatunkowego rozwoju
dla świata bez wojen
odwieczny antagonizm pomiędzy dobrem a złem
bezzasadny dziś stracił swoją niszczycielską moc
Zakończyły się mroczne wieki dowolności i "wolnego wyboru"
wszystko jest bardziej klarowne i cudownie złożone zarazem
rożnokolorowe i bezpieczne
...
Dopóki jesteś Użyteczny...
zanim pomyślisz i zanim zrozumiesz potrzeba jest zaspokajana
usługą zgodną z twoim psychologicznym sieciowym profilem
na poziomie za który chciałbyś i możesz zapłacić
cenę automatycznie pobieraną z twojego konta
Oto twoje królowanie
...
bierzcie i jedzcie...
...
Wspaniały przyszły świat
Piękny i dobry do życia czas spełnienia
Czysta utopia wyprana z moralnych rozterek
bez trudnych wyborów i tragicznych pomyłek
bez rozczarowań i frustracji
spokój i szczęście
kontrolowanych narodzin
zaplanowanej śmierci
po prostu coś za coś
tak działa system
wszędzie jest tak samo
wszelka niezgoda jest surowo karana
... nie będę tak żyć
... nie żałuję że nie będę
i
pozdrawiam.
Ze smutkiem unosząc ku wam otwartą rękę
Deadbat, 23 september 2014
Słowo spoliczkowane
Płacze bezgłośnie otoczone ciszą
bezwolne i odarte z Mocy
Bóg leży pośród wielkiego zgromadzenia istot
które przed wiekami sam stworzył
skulony
a wszyscy ludzie lżą Go
myślą mową uczynkiem
i zaniedbaniem
Buczy ogromna wściekła
nabrzmiała żądzą mordu tłuszcza
trwa polowanie na anioły
śmiechom towarzyszy pełne bólu wycie
aniołów z wyrywanymi skrzydłami
Niewiadomo kto ludzi wpuścił do Nieba
Niewiadomo kto zdradził
Blask płomieni huczy
- to nieważne, to już nieważne
Niebo płonie
i skwierczą na stosach anielskie ciała
tłuste gorące krople spadają na Ziemię
i wszystko kwitnie
Piekło zastygło zdumione
zamiast radosnych pieśni
westchnienia
zamiast głośnej radości
żałoba
Lucyfer zapłakał widząc dom swego Ojca
w tak wielkim poniżeniu
i wokół wędrują słowa
przepowiedni Szatana
z czasów przed samym Wygnaniem
i ostatecznym Upadkiem
Zanim upadło Niebo
pokonane przez Zdradę
I oto na ich oczach się ziszcza
Każdy kręci głową i myśli
- I co dalej?
Nadeszły znaki Apokalipsy
I z nieba rozległo się zawodzenie i lament
Katowany anioł
jedynym ocalałym jeszcze okiem
spogląda pełnym wyrzutu spojrzeniem
z niewyrażonym pytaniem
w kierunku gdzie tłum Go osaczył
Nie doczeka się już odpowiedzi
Bóg właśnie skonał
A jego jeszcze czeka tylko
długie bolesne konanie
Deadbat, 23 september 2014
Mały zbiegany człowieczek
wszedł do sklepu po wodę
Ręce pełne monet
Podłoga pełna monet
- co pan ma takie ręce dziurawe?
zażartowała uśmiechnięta ślicznie ekspedientka
- Obydwie - odpowiedział Jezus i uśmiechnął łagodnie
pragnąc poczuciem humoru skryć zażenowanie
Deadbat, 29 may 2014
Opadam z sił
Patrząc na twoją śmierć
Na krew wypływającą z twych ust
Fiolkę trucizny toczącą się z Twojej dłoni
Wszystko jak w teatrze aż nie chce się wierzyć
Ukochana
każde słowo
każdy oddech
przybliża czas naszego rozstania
Dlatego przy tobie boję się oddychać
jakby to była moja wina
Boję się mówić
Strachliwie trzymam twoją rękę
Udaję pewność aby się ukryć
w krzakach rajskiego ogrodu
Lecz patrzę w Twoje oczy
i wiem że to na nic
Czy jest jeszcze sens
Czy mogę potrzymać cię za rękę
Nacieszyć Tobą ten raz ostatni
Co mnie pocieszy gdy odejdziesz na zawsze
Co rozweseli moje serce tak zamknięte
W twojej klatce piersiowej
Moje oczy tak zapatrzone
W Twoje oczy
Co zastąpi oddech który przecież
już nauczyłem się z Tobą dzielić
Myśli którymi raczyliśmy się niczym truskawkami
karmiąc nawzajem głód o którym nie mieliśmy pojęcia
Z przerażeniem myślę o głodzie
który wkrótce nadejdzie
Ciężar dzielony na pół zdawał nam się ważką
Lecz oto uderzył
Znów uderzy z pełną siłą
jak mam mu się oprzeć
skoro Ciebie nie zdołałem ocalić
Gdzie moja tarcza
wobec tego świata
Mój miecz wobec całej jego głupoty
Całego okrucieństwa i zła
Żadna rozpacz żal czy smutek
nie wyrażą tego co teraz rozdziera moją duszę
na strzępy
Ty skarbem moim
Ty moim sercem
Ty moimi oczami
Ty moim oddechem
Ty moim chlebem i wodą
Ty moją siłą i pewnością
Moim orężem
Moim życiem
Spójrz
Moje straże nie upilnowały mych granic
Nasze królestwa stały się jednym
I moje zginie jeśli Twojemu trwać nie będzie dane
Jak mam Ciebie oddać
Niewiadomemu bogu
Nieznanej otchłani
Szeolowi
Już prędzej sam rzucę się za Tobą
W jego mroczną przepaść
...
Zostać sam
bez zabezpieczeń
bez osłony przed światem
To przez Ciebie
rosły mi skrzydła
dziś to kamienie młyńskie na mojej szyi
a kipiel otwiera się pode mną
i wrze
I tylko myślę wciąż
Czy to była prawdziwa miłość
Oto dlaczego płaczę
Deadbat, 26 may 2014
Wstałem
Jeszcze mi się to zdarza
jak oddychanie
jak chodzenie za potrzebą
jak nerwowość i stres
jak pośpiech
jak bycie wstrząsanym
torsjami sprzecznych emocji
radości rozpaczy
jak każdy
To co mnie wyróżnia
śmiech w pustym grobowcu
(gniew stąd aż do granic
rozkosz i ból na dnie)
Obskurny szary
betonowy posąg
nagi
Dziś
ktoś słowa pozbawił jakichkolwiek znaczeń
posłuchaj to moje bezwolne gdakanie
ktoś zabił całą niedojrzałą wiarę
sam w cieniu nóż trzyma wciąż przy moim gardle
kiedy ja jak derwisz wciąż szaleńczo tańczę
do pierwszego zachwiania potknięcia upadku
zanim to się stanie
spójrz
jak wiele może się jeszcze zdarzyć
(Tutaj gdzie Bóg menueta wciąż tańczy
z Szatanem)
zegar
bije
Tak wiem
nie powinienem tak
czuć
Tak wiem
nie powinienem tak
myśleć
...
zastanawiać widząc kolejną na pustyni studnię
czy jest choćby mętna kałuża na dnie
Lecz to może jedyna forma życia
jaka mi dziś pozostaje
Deadbat, 25 may 2014
Porzuciwszy zamek
rozerwał swoje szaty
pobiegł na spotkanie
przed bogów ołtarze
rozorawszy czoło
pchnął je w popioły
wszystkich swoich ofiar
widząc w sobie ich twarze
patrzył na zorze poranne
Płonąc myśli pożogą
pędził wprost ku ziemi
pragnąc całym sobą
radości jej ciszy i chłodu
spadał lecz wiatr go nie zgasił
ten pęd go rozpalał więc płonął
usta skamlały skargi
niewysłuchane przez nikogo
Wizje niegdyś ukochane
czas dawno roztrzaskał o prawdę
(jak małe dziecko wiary on niegdyś o żalu skałę)
Teraz wyzbywa się marzeń
Twarz swoją zamienia w kamień
(dusza umarła przedwcześnie
w ciemnym wilgotnym lochu
leży i gnije na dnie)
Ach ileż cierpienia
każda chwila najmniejsza
Jak czosnkiem natarty kołek
w krawej ranie umieszcza
Nie wierzył już w nic
I niczym stało się trwanie
Świat już nie jest światem
Czas już nie jest czasem
Umarło wszelkie działanie
Każde zrozumienie kłamstwem
Czekanie już jest tylko trwaniem
Płacz płacz suchy i rozpacz
Rozpacz pozostaje
Deadbat, 23 may 2014
Z Nic w nic
Z ciemności w otchłanie
Z pieczar mózgu pieczarki
ot tak
na śniadanie
Wdycham przemijanie
Kiedyś powód każdy był dobry
choć nie znał przyczyny
A katechizm i powołanie
wybijała mi siostra
miarowo linijką na ręce
i najadłem się wstydu
Jak daleko odszedłem Boże
od Ciebie
od czystości błękitnego lodowca
od prostoty i mocy atomowej syntezy
wewnątrz ostatniego słońca
Kiedy mijam przystanek
kiedy widzę jak nocny stróż patrzy na zegarek
jakby próbował oczami przyśpieszyć własne przemijanie
odczuwam cień radości że przecież jeszcze nie umarłem
Przecież jeszcze żyję
choćby złudzeniami
choćby powolnym ko...