krsto, 25 march 2014
każdy w sobie cień pięknego nosi
Cyprian Kamil Norwid
wyjąłem kwiat
z rynsztoka
strumień wody
spłukuje kształty i kolory
mówią mi
zostaw
piękne jest słowo
nie trzeba płukać
podniosłem z ziemi
zieloną trawę
bardzo wolno
zdejmuję ziemię
mówią mi
zostaw
popatrz na śmietnik
tam jest piękno
stoję na brzegu drogi
brud zostawiłem
za horyzontem
co wie człowiek
o pracy i o pięknie
musi zamilknąć
przed potęgą gromu
dotknąć drzewa
krew płynie pod korą
Świder,22 marca 2014
krsto, 24 january 2014
największe zaskoczenie
w życiu
ja mówię starość
ona myśli śmierć
śmierć nie daje
doświadczenia
starość odkrywa nas
dzień po dniu
ręce drżą
oczy odchodzą
pijane we mgle
stoję na drodze
po której przebiegł
pierwszy śnieg
dłonie mam zgaszone
na czole bruzdy
jestem zaskoczony
skąd idę
nie umiem obliczyć
kiedy to było
sosny pachniały
piasek szumiał
lata nie dzielą się
przez dwa
ale przez dziesięć
Świder, 21 stycznia 2014 r.
krsto, 23 december 2013
pisze Wisława
jesteśmy bardzo
uprzejmi dla siebie
po latach
już nie pukam
do drzwi kamienia
zamurował je
pan wojewoda
szpital wyburzono
w nim miałem
trzydzieści lat
trawa rośnie w gabinecie
z toalety korzysta
bezpański pies
-------------------
idę pomatutku
wtedy biegłem
jesteśmy bardzo
uprzejmi dla siebie
po latach
Świder, 17 grudnia 2013
krsto, 2 december 2013
jest taka bajka
o tym że niosłem
klucz na różowej
tasiemce
siostra miała
rude włosy
w sklepie była
woda w syfonie
na ulicy przy jezdni
rósł trawnik
szedłem ze szkoły
i liczyłem płyty
w chodniku
klucz wkładałem
do zamka
i otwierałem bramę
jest taka bajka
na plecach
niosłem tornister
koledzy wchodzili
do swoich domów
ja wędrowałem
dalej
na siatce rosło
dzikie wino
w trawie siedziały
smutne wrony
a potem
nie umiałem
opowiadać bajek
Świder,30 listopada 2013.
krsto, 1 december 2013
chciałem napisać
boję się słów
pismo święte
ale je przekreśliłem
bo było bez sensu
siedzę jak stary hiob
na zgliszczach życia
złamaną skorupa
drapię swoje krosty
czeka na mnie
dół z cuchnącą wodą
wrzucą pochyłe ciało
z kurzymi łapkami
na skroniach
obok dróg stoją
machają rękami
krzyczą
tak było w księdze
koło domu
gdzie mieszkam
wiszę głową w dół
psy patrzą mi w oczy
księga jest podarta
i podeptana
chciałem napisać
boję się słowa modlitwa
ale skreśliłem
także i to zdanie
grubą kreską
Świder,27 listopada 2013
krsto, 30 november 2013
dziękuję moim ciotkom
za łąkę nad rzeką
za janówkę wylaną
z wąskiego koryta
dziękuję siostrze
za zapach rumianku
słońce księżyce
po dwóch bokach stołu
brzozom białym dziękuję
i kosmatym wierzbom
z gałęziami nad wodą
co płynie do ujścia
dziękuję tobie kraju
rolniczy i leśny
że wciąż piszesz
na strunach
moich płytkich zwrotek
lecz nade wszystko patrzę
w moje dziwne życie
odpływa jak patyk
rzucony do rzeki
kopałem długo ziemię
aby z niej wydobyć
błyszczący dzień
o którym mówili że rośnie
dziękuję ci ziemio
pamiętam twój zapach
smak cierpki i gorzki
Świder, 23 listopada 2013.
krsto, 29 november 2013
miałem dwanaście lat
klęczałem obok
przydrożnego krzyża
chciałem być kapłanem
potem zobaczyłem
jak kobieta
zakłada nogę na nogę
i usłyszałem pisk
przygniecionego ciała
lecz nadal lubiłem
kapliczkę na leśnej drdze
z krzywym bogiem
i złamaną furtką
kapłan we mnie zwyciężył
kobiety śmiały się ze mnie
gdy traciłem głos
świat nie potrafił
stałem z boku
przez dtrogę przechodziła
procesja
byłem z tyłu
wyciągnięta w górę ręka
nie wskazywała niczego
była to dłoń
podniesiona na głową
Świder, 19 liostopada 2013
krsto, 8 november 2013
jak go pokochać
ciemna twarz rybaka,
okolona zarostem
i smutne spojrzenie
milczy organ głosu
chwastem wielodniowym
jak go pokochać
cierniowa korona
rani gładkie czoło
ziemia pachnie mocno
rosą i powojem
kroki są niepewne
podchodzą pod górę
drzwi nam zamknięto
żeby nikt tu nie wszedł
okna wymyto
bo nadchodzą święta
groby groby groby
umarli wzywają
na zielone ścieżki
na łąki nad wodą
jak pokochać
gdy miłość umiera
nasze cmentarze
są jak wysypiska
pustych smutków
Świder, 30 października 2013 r.
krsto, 7 september 2013
pamiętasz mamo
dzień był słoneczny
szedłem do ciebie
niosłem stokrotki
dałaś mi obiad
perlił się w kieliszku
srebrny płyn
niby łza po twarzy
pamiętasz ścieżkę
między warzywami
stołek drewniany
przed barakowozem
miska porzeczki
czerwone i białe
czosnek kwitł obok
kruszyłaś dla mnie
szare herbatniki
żebym okruchy
zgarniał po kolacji
wieś polsko ruska
spała za plecami
rzeka szumiała
mułem i sitowiem
Świder, 2 września 2013
krsto, 6 september 2013
patrzę na zdjęcie
z wczoraj
kim jestem
idę po trawie
pochyla się niebo
czuję chłód wieczoru
jestem tym
który wchodzi w drzwi
widzę obraz
minionych jesieni
wącham zapach
gnijących liści
kościół stoi
obok synagogi
żyd modli się do Boga
chce zrozumieć
kim jest
odpływa woda
godzina stuka
żelaznym młotkiem
szewc przybija
odklejoną podeszwę
nad jeziorem
zapada wieczór
kim jestem
Świder, 27 sierpnia 2013
krsto, 25 august 2013
stoję w drugiej
połowie drogi
patrzę za siebie
wschodzi słońce
nad rzeką
piję wódkę przy ognisku
ręce kobiet dotykają
jest ranek
wieczorem świeci księżyc
leżę w trawie
jem tatarak
oczy które ujrzałem
na początku
idą ze mną
trawa rośnie na grobach
w łóżku leży
nowy człowiek
mama nalewa do słowa
fiolet czułości
ojciec opowiada o filmie
w kinie parafialnym
Bóg otacza mnie
ja otaczam Boga
suchość w gardle
pochodzi z tęsknoty
kładę rękę na głowie
dziewcząt za drzwiami
czasownik krzyczy
Świder, 18 sierpnia 2013.
krsto, 24 august 2013
serce bije
pamiętam dotyk
i łzę na twarzy
zaimki osobowe
były wyznaniem tęsknoty
zaimki dzierżawcze
płynęły niby liść w kałuży
kto mnie nauczy jak żyć
gdy dobiegam do mety
linia startowa znika
dobrze że są ręce
wyciągają do mnie palce
znad chmur
co robią
kiedy czuję ich ciepło
tak chętnie siedzę
za ciemną zasłoną
i patrzę
daj dotknąć
skóry pod którą
płynie krew
Świder,17 sierpień 2013
krsto, 23 august 2013
szliśmy do lasu
pomiędzy kłosem
pies biegł przed nami
dzisiaj po latach
stoję przy ścianie
rzeka zarosła sitowiem
w oddali las
chmura na czole
słońce zachodzi
powoli leniwie
jak to się stało
nie ma psa
który biegł przodem
przed nami
zapach nagrzanych kłosów
odfrunął na skrzydłach
wiatru
siedzę na kamieniu
kłos trzymam w dłoni
patrzę na płonący las
Świder, 17 sierpnia 2013.
krsto, 2 august 2013
odwiązałem ręce
od suchego drzewa
wyjąłem dłonie
z chłodnego kamienia
mogę teraz mówić
Bóg stworzyciel
słucham krzyku świata
przeciwko ciszy
tramwaj stuka
o bruk drogi
która prowadzi
w górę
na twarzy mam krzyż
zasłania oczy
usta i cień
krzyczą na mnie
niech nie zasłania
niech będzie opakowany
w świecące gwiazdy
w kometę halleya
milczę ciszą
zamkniętymi oczami
ale otwieram usta
by połknąć nienawiść
znowu jestem w katedrze
pod organami
za mną stoi doradca
ma gniewne oczy
czerwony dywan
i piszczałki milczą
Świder,28 lipca 2013 r.
krsto, 11 july 2013
moja ulica
cicha odludna
szła wolnym krokiem
do drzwi nowej szkoły
drzewa szumiały
liście kamienie
milczały zgodnie
jak w dobrej rodzinie
przed bramą rosły
nadzieje na jutro
drewniany parkan
węgiel kamienny
tylko za rogiem
łąka sypki piach
cierpka woda
zielony sklep
dzikie wino
wchodziło przez usta
żeby pokonać
przestrzeń oddychania
ręce do góry
były podniesione
kiedy pytano
o wielkość wszechświata
wujek pracował
jako garderobiany
w teatrze na placu
panie piotrusiu
wołali aktorzy
gdy siedział na krześle
Świder,2 lipca 2013 r.
krsto, 20 june 2013
gdy popiół pisze
skrzypi pióro
patrzy w ognisko
niewygasłe jeszcze
tlą się gdzieniegdzie
czerwone kropki
gasnące przecinki
popiół siedzi na trawie
słońce zachodzi
za czubki drzew iglastych
kot spaceruje nad rzeką
na łące pusto
nikt nie śpiewa
hymnu na powitani wieczoru
szara barwa twarzy
nie opowiada dalekich wysp
plaż rozebranych
z dnia powszedniego
ziemniaki leżą w popiele
poeci odeszli
odfrunęli śpiewacy
na drodze
leży puszysty dywan
Świder, 19 czerwca 2013.
krsto, 19 june 2013
czasami wzlatuję
aby spojrzeć
z góry na boga
w ołtarzu
wtedy ciernie
kładą się jak rżysko
pod stopą wędrowca
który zdjął obuwie
buty stoją obok
pod wierzbą
mała zielona żabka
ogłasza rozejm
idę przez pole
siadam na miedzy
patrzę w dół
na rzekę
dziś jest taka chwila
że cień śpiewa
jak poranny słowik
na przyziemnym liściu
bez już przekwitł
teraz jaśmin
komary brzęczą
wieczorem księżyc
czasami wzlatuję
patrzę na ołtarz
tam mysz kościelna
obgryza paznokcie
Świder, 18 czerwca 2013.
krsto, 18 june 2013
z jednej strony
smukłe sosny
z drugiej
pochylone dachy
środkiem piach
sypie się w szprychy
zdziwionych rowerów
szósta rano
gwiżdże czajnik
czerwiec roku pańskiego
po narodzeniu
on idzie środkiem
ma długie nogi
i puszyste uszy
przyszedł do zielonej
rozłożystej sałaty
żona stoi w oknie
patrzy na
powolny spacer
raz jeszcze przelatuje
sójka
rozkłada skrzydła
na wszystkie strony
naszego świata
wieczorem samolot
świeci błyskami
latarenek
za oknem
ponad sosnami
Świder, 18 czerwca 2013 r.
krsto, 27 february 2013
nie dotykaj mnie
srebrnym patykiem
księżycu
nie pójdę za tobą
wiem
jestem lunatykiem
lecz mam w sobie
lęk wysokości
nie stanę
na żadnym z twoich
dachów
porośniętych mchem
brzęczących złotówek
odejdź ode mnie
srebrzysty widzu
nie jestem aktorem
w twoim teatrze
byłem statystą
wnosiłem lichtarz
w którym pogasły
wypalone świece
książę pyzaty
okrągły na twarzy
masz chude słowa
i nogi i serce
śpię tak długo
nie budź mego spania
wejdę z tobą tylko
na drewnianą kładkę
Świder,25 lutego 2013
krsto, 6 february 2013
dedykacja:pielęgniarkom
z instytutu kardiologii w aninie
z podziękowaniem
za doświadczenie dobroci.
widziałem dzisiaj
na białym polu
ogniste ptaki
ze srebrnym skrzydłem
święte kobiety
młode i pachnące
kładły ciepłe dłonie
na nasze czoła
zwilżone i gładkie
skóra
przed chwilą surowa
aksamit brała
na swoje sztandary
płótna zadrżały
stworzone na przekór
zakusom świata
i jego zazdrościom
ja to widziałem
odwracałem oczy
aby nie patrzeć
na dobro i niebo
święte kobiety
wchodzą w bramy raju
zmazały grzechy
alkowy i gniewu
Anin, 29 stycznia 2013 r.
krsto, 5 february 2013
lód leży na mnie
zimno biegnie w głąb
czy dobro może
zniszczyć człowieka
jadowity wąż
wchodzi w ciało sine
krwiak krwią się perli
i sinieje żołądź
nagi na starość
leżę rozciągnięty
na desce
jak na szczudłach
jeszcze chwila
a zabiorą mnie
w taką nieżyczliwą podróż
z której powrót
nazywa się itaka
następstwa wyjazdu
są jak młoty
uderzające
w czarny asfalt
ciało jest mdłe
i wątłe
i tak
niewłaściwe
Anin, 27 stycznia 2013 r.
krsto, 24 november 2012
tak nam życie
przeleciało
tamta trawa
nie istnieje
czy za progiem
nauczą nas
jak się gotuje jajka
na twardo i miękko
czy za furtką
spotkamy mędrca
który powie
jak się tańczy
slowfoksa i rumbę
słowa uleciały
zapachy umilkły
stoję zdziwiony
czy to już wszystko
a miało być tak pięknie
znowu patrzę
na dziecinne morwy
podnoszę słodkie owoce
z ziemi
jest ciemna
i piaszczysta
czeka na mnie
by objąć stare ciało
swoimi nienasyconymi
ramionami
czy to już wszystko
nie wierzę
w odlot bocianów
Świder, dn.15 listopada 2012
krsto, 13 july 2012
błogosławiony jesteś
romanie brandstaetterze
i święte jest twoje biurko
z biblią rozłozoną pośrodku
stoisz jak kolumna
nad grobem kornela
który miał słońce w herbie
uśmiechasz się
czemu nikt tu nie przyszedł
coś sie kończy
wielkośc nigdy nie nazwana
odchodzi
szumią drzewa na brzysku
mgła zasłoniła góry
ksiądz stoi z boku
kornel odfrunął
poeta roman
żyd i katolik
myśli o podróży jonasza
we wnętrzu ryby
dotyka twarzą drzewa
przypomina
starego aktora
antoniego walickiego
gdy niósł do domu
śpiące dziecko
nie ogoliłem się
szepce jedyny świadek
pogrzebu pisarza
Świder,dn.7 lipca 2012 r.
krsto, 2 june 2012
rano za oknem
przystanęły dwa
szare zające
uważnie słuchały
czy nie nadchodzi
wilk albo myśliwy
to tylko samochód
ze srebrnymi zębami
i puszystym ogonem
były jak
słupki na granicy
nieruchome
odwróciły się tyłem
odeszły tam
gdzie nie ma
okien i samochodów
stoimy przed szybą
jest nam smutno
zamachały
na pożegnanie
miękkim futerkiem
teraz tylko warkot
zapach spalin
płuca zniszczone
serce bije zbyt cicho
dłonie pachną
nikotyną
zające odeszły
myśleliśmy że zabawią
tu dłużej
Świder, 23 maja 2012 r.
krsto, 31 may 2012
tylko matematyka
może opisać świat
poezja jest bezsilna
wobec przyrody
za stodołą pole
biegło gwałtownie w dół
tam poznałem
ruch jednostajnie
przyśpieszony
pod drzewami na brzegu
wąskiego potoku
leżały lniane płótna
prężyły ciała
do słońca
na podwórzu kierat
otwierał ramiona
na przyjęcie chleba
buntował się
gdy do jednej ręki
wiązano konia
o smutnych oczach
na drugiej siedziałem
i patrzyłem jak koń
podnosi ogon
w chłodnej sieni
rozłożysta miotła
miała zdziwione
wyłupiaste oczy
Świder, 21 maja 2012 r.
krsto, 30 may 2012
przed pierwszą komunią
kupili mi lśniące
buty ze sznurowadłami
chroniłem je
przed kurzem ulicy
wycierałem flanelą
stawiałem przy łóżku
uczyłem się długo
mozolnie
jak wiązać
czarne wąsy
moich butów
potem wpięto
w klapę marynarki
zielony asparagus
o zapachu
pomadki do ust
staliśmy w ogródku
pod śliwką
pan fotograf
nakazał uśmiech
trwała łagodna cisza
dłonie
były gładkie i ciepłe
bo jeszcze żyły
potem pogrzebano je
w grobie
pod płaczącym drzewem
Świder, 21 maja 2012 r.
krsto, 9 april 2012
na cmentarz przychodzą
duchy i marni poeci
więc poszedłem do cyrku
stanąłem na arenie
tutaj był początek
teatr był potem
a na końcu
poezja i proza
zapomniałem że kiedyś
byłem żonglerem
kłaniałem sie dyrekcji
i publiczności
z tamtych lat
został piach pod nogami
i stary niedźwiedź
ze złamanym karkiem
z tyłu za namiotem
umiera woltyżerka
ktorej ciało było
jak szklany kielich
a teraz jest
opuszczona
przez białe
obłoki
leży w swojej kajucie
i patrzy w sufit
śmierć usiadła w kącie
dziewczyna widzi
jej siwe oczy
Świder, 24 marca 2012 r.
krsto, 8 april 2012
siedzimy przed globusem
ja i dzieci
świeci nam żarówka
nad głowami
tędy drogie dzieci
płynął krzysztof kolumb
chciał do azji
a nie do ameryki
dante trafił do nieba
nie znalazł drogi
do piekła
ja wolałbym być
w knajpie
na rogu dwóch ulic
i pić powoli alkohol
teraz niby magellan
albo diaz
patrzę na ziemię ognistą
na przylądek
dobrej nadziei
za oknem kobieta
rąbie drzewo
zamiast wkładać
nową suknię
i jechać na bal
drogie dzieci
siedzimy przed kulą ziemską
spłaszczoną na biegunach
i pochyloną lekko
w prawą stronę
Świder, 10 marca 2012 r.
krsto, 7 march 2012
w kącie sali
mały stolik
na krzesłach
schopenhauer i nietzsche
patrzą na portret
młodej kobiety
o prostym nosie
i delikatnych wargach
rysunek
na kartce
wyrwanej z zeszytu
tańczy
w głębi sali
widzą jej seledynową
dłoń i uśmiech
schowana w ramionach
mężczyzny który wczoraj
wylądował na zielonej łące
grają fokstrota
poetka wyrzuciła
kropki i przecinki
żeby nie plątały się
pod nogami
Świder, 2 marca 2012 r.
krsto, 6 march 2012
spomiędzy strun
wydłubywałem ziemię
z zębów wyjmowałem
włókna cielęciny
stałem nad białym grobem
z ciemnym uśmiechem
przyszedł do mnie
zapach ogrodu
gdzie słowo
było posłannictwem
spalono
twoje stopy
i wyrazy przerzucone
nad wąwozem
widziałem urnę
malutką jak dłonie
położone na ramieniu
miała kolor
twoich włosów
moja siostro
jeszcze coś chciałem
było za późno
rzucili kwiaty
zapalili światła
żeby nie pamiętać
o żłamanej ręce
i pestkach z wiśni
Świder, 17 lutego 2012 r.
krsto, 5 february 2012
ona dziwi się
że przez sen
wymawiam się
od życia
u kogoś już o tym
czytałem
sen stoi na progu
złotowłosej smierci
wymyślam słowa
są innego zdania
czuję się obrażony
na tych co ust
nie zamykają
tak rzadko spotykam
twarze co mówią
mniej od innych
we śnie
rozpoznaję je
z ostro zarysowanym
nieogolonym podbródkiem
trzymam w ręku
zielony tatarak
wącham go
zachłannie
ale najwięcej gadam
składam sylaby
krzyczę samogłoskami
i rymuję zaświaty
z miękką poduszką
Świder, 21 stycznia 2012 r.
krsto, 4 february 2012
więc wyjechali
a przed wyjazdem
rozmawiam cicho
o piekle i sercu
czarne ramiona murzynek
stoją koło mnie
różowe mają usta
powiewają błękitem uczuć
piękny biały diabeł
przyszedł tutaj wczoraj
i patrzy usłużnie
oddech ma kontynentalny
tęskni jednak za wyspą
drżącą jak kwiaty
po deszczu
stoję w oknie
wysoko nad nimi
ruszam ręką
i milczącą głową
sam ze sobą
rozmawiam o piekle
rosną we mnie
owoc i nasiona
poezja milczy
krzyczy ciemna otchłań
na straganie
swoje łzy rozkładam
Swider, 13 stycznia 2012
krsto, 3 february 2012
za oknem sosny
straszny bałagan
w kuchni dziewczyna
powoli się krząta
niedaleko
w radosnym aninie
mieszkał pijany brat
krótko ale głośno
miał cichą werandę
otoczoną bluszczem
księżyc na niebie
przed wschodem poranka
toczy się po piachu
walec i dwukółka
u mnie stare biurko
choinka lub książki
u niego zagwizdał
czajnik na fajerce
cień mignął za oknem
czas płynie niby patyk
rzucony na wodę
lampa świeci okiem
czarnym złośliwym
we mnie drzemie krytyk
mojego pisania
budzi się i mówi
to wszystko jest puste
jak szklanka po winie
ty nigdy nie miałeś
brata
Świder, 12 stycznia 2012
krsto, 2 january 2012
za ścianą martha argerich
gra partitę bacha
tutaj wysmukły i pomarszczony
umiera z tęsknoty za młodością
ma na sumieniu śmierć
swojego ucznia
któremu nie pokazał drogi
przez łąkę
nigdy nie pozwolił
wsłuchiwać się
w śpiew porannego ptaka
w trzeszczenie drewnianego
wozu z dyszlem
ktory ciągnie ślepy koń
był juz stary kiedy zdjął
srebrzystą koszulę
dziewczyna powiedziała
zaraz zwymiotuję
miała rację
jego pierś niegdyś aksamitna
i marmurowa
była wątła i posiekana
przez linie papilarne starości
siwe włosy miał zwichrzone
oczy zamykał
na głos kukułki
ktoś zrobił film
pod tytułem
pora umierać
był zły na świat
i na ten tytuł
Świder, 25 grudnia 2011 r.
krsto, 31 december 2011
leibniz pisał po niemiecku
podobnie immanuel kant
i wolfgang amadeusz
stoję obok kartezjusza
słucham śpiewu
matematyki
mówi dziewczyna
nie lubię filozofii
nie słucham chopina
a jednak
galileusz
ladriere
substancja konieczna
monady
metafizyczny atom
śpią we mnie
stoimy razem przy estradzie
na której lech janerka
wspomina swoją mamę
z katmandu
albo rów mariański
scena ma rację
oceniam ją wysoko
choć jest z natury
ciotką dostateczną
lubimy nieład
kiełkujących roślin
one mają sens
Świder, 20 grudnia 2011 r.
krsto, 30 november 2011
między drzewami
mignęła jej postać
miała szare palto
i długi biały szalik
stała tuż za rogiem
oparta o pleśń muru
ręka była zimna
kiedyś zawołała
na mężczyznę
ktorego kochała
lecz on jej nie odpowiedział
skośne oczy drżały
pełne łez
perlistych ciężkich
dotknąłem jej dłoni
poprowadziłem przez cień
który rzucała twarz
czemu teraz ucieka
gdy chcę mówić
za chwilę będę
milczał
w biegu zobaczyłem
na szczupłych plecach
białe skrzydła
nie wiem
czy jest aniołem
czy ptakiem
Świder, 9 listopada 2011 r.
krsto, 29 november 2011
poeta stawia nogę
na żelaznym progu
rozgląda się ciekawie
patrzy na drzwi
zamknięte i otwarte
w ręku trzyma książkę
ze złoconymi literami
jest to nowowydany
apokryf wyklęty przez kościól
wizja ezdrasza
dante wziął ją z sobą
jest dla niego
jedynym przewodnikiem
po stopniach wtajemniczenia
podchodzi do mnie
zagląda w oczy
otwiera usta
a ty czemu tu przyszedłeś
święty człowieku
przecież płakałeś
w czasie podniesienia
łzy ci nie pomogły
odpowiadam powoli
zgrzeszyłem spojrzeniem
przed śmiercią patrzyłem
na kąpiel dziewcząt
w lesie pod lasem
ich nagie ciała
widziałem potem
jak skrzydła aniołów
gdy zamykałem oczy
Otwock, 27 października 2011 r.
krsto, 28 november 2011
ptak wielkim dziobem
obejmuje kamienny słup
na szczycie siedzi
szymon
ojciec był tramwajarzem
miał czapkę i przyrząd
do dziurawienia biletów
stał w tramwaju
poważny surowy
wychodził z domu
nim słońce wychyliło
jasną twarz
zza węgła kamienicy
w której tkwiły kule
z czasów wojny
do teczki wkładał
ciemny chleb zawinięty
w biały papier
ale wiele lat temu
był więźniem
pracował jako górnik
w katowicach
które nazwali stalinogrodem
wtedy łapczywie zaczął
pić biały alkohol
który budził w nim
nienawiśc i agresję
za ten grzech ojca
szymon pokutuje
na samotnym słupie
Ciechocinek, 23 października 2011 r.
krsto, 27 november 2011
w błękitnym domu
na przedmieściu miasta
była wielka piwnica
jak stopa pielgrzyma
składała się z dwóch komór
połączonych przejściem
niby cichym naczynkiem
idącym do góry
ściany w tym korytarzu
miały żółty kolor
smak ziemi zdobytej
butami żołnierzy
w jednej izbie leżał węgiel
w drugiej ziemniaki
ułożone wzdłuż ściany
z cegieł i cementu
w kącie stał wielki piec
skrzypiący w ciszy
która zapadała
gdy drzwi zamykałem
pamiętam jego zapach
wilgoci i czadu
bo czasami dymił
żeliwny posąg
tam składałem w ciszy
niegodziwośc serca
złączoną z drzewami
co stały za oknem
lecz o tym dzisiaj milczę
Ciechocinek, 22 października 2011 r.
krsto, 26 november 2011
wtedy zwyczajny kościól
dziś katedra
świadek narodzin
dojrzewania
między cegłami rósł mech
w maju liliowe kwiaty
wieże strzelały
w serce zaborcom
musiały być większe
od rosyjskich kopuł
cerkiew wybudowali
a my jeszcze wyżej
stałem po prawej
lub po lewej stronie
dotykałem ścian
zimnych czerwonych
patrzyłem w twarze
na gotyckie łuki
i kolana dziewczyn
gdy prędko klękały
w dłoniach miałem tylko
lata chmurne
nie myślałem w przeszłość
lecz myślałem teraz
Ciechocinek, 21 paźdzoernika 2011 r.
krsto, 25 november 2011
deszcz pada powoli
jesień idzie dostojnie
za dużo kroków
dzielą nas zmarszczki
pod oczami
za mało łączy
powraca fala
mała kawiarenka
świeci oczami okien
okrągły stolik w kącie
patrzę w siwe oczy
włosy masz srebrne jak gwiazdy
za oknem liście spadają
tyle lat dziewczyno
tyle lat
wiatr wieje nad moją
nieporadną czułością
osobno stoi białe wino
w przezroczystym szkle
słyszę słowa
oj krzyśku krzyśku
wymawiam twoje imię
na zawsze wplecione
w życie od tamtej wiosny
całuję twoje policzki
na do widzenia
fala podpływa
potem odchodzi
Ciechocinek, 20 października 2011 r.
krsto, 24 november 2011
wkładam okulary
czytam wolno słowa
wyrazy pietrzą się
przede mną
biorę w rękę rzeczowniki
rodzaju nijakiego i żeńskiego
mam koedukację
na dłoni i w głowie
męskie liceum
na warszawskiej pradze
przeżyło za moich dni
podobną rewolucję
wprowadzono dziewczęta
w mury które od czasów
wojny z bolszewikami
słyszały tupot tylko
męskich nóg
odchodzili starzy edukatorzy
w marynarkach pamiętających
lepsze czasy
hrabia borowski
z muchą pod szyją
profesor stankiewicz
z krakowa
uczył mnie poezji
pan sartowski
ze lwowa mawiał
z ciebie ignaciuk
fizyka nie będzie
Ciechocinek, 19 października 2011 r.
krsto, 23 november 2011
chodzą po świecie
patrzą mi w oczy
sekundy odchodzenia
na ukos przecinają życie
śmierć buduje miłość
dopiero wtedy
zaczynam kochać
ich stare ręce
w domu
nie położyłem dłoni
na oczach mamy
przy grobie
stałem jak umarły
gdy ona była wciąż żywa
mówili
nie pisz o śmierci
lecz o narodzinach
uparty odpowiadałem
bez niej nie ma życia
tramwaj klekotał jak bocian
gdy wracałem z pogrzebu
Ciechocinek, 18 października 2011 r.
krsto, 22 november 2011
gdy umarła
ważyła trzydzieści kilo
miała drobne ręce
i drwiący uśmiech
studenci szli
pod pomnik
mickiewicza
czterdzieści lat
ktore przeżyła
znaczyła pracą
dla chorych dzieci
wyniosłem ją martwą
z łazienki
położyłem na tapczanie
w pokoju w którym śnił się
brunatny niedźwiedż
czy nie będziesz
bał się tutaj spać
synku
milczałem
Ciechocinek, 17 października 2011 r.
krsto, 21 november 2011
przyśnił się baranowski
nie znałem go
nie wiem
kto to jest
moim kolegą z ławki
był stasiek lewicki
chciał zostać
prokuratorem
z wieśkiem korczakiem
toczyliśmy rozmowy
co czytać
w małej bibliotece
przy ulicy gilarskiej
on szukał książek
erazma ciołkowskiego
ja nic nie wiedziałem
ale wchodziłem
krok po kroku
obok domku z ogródkiem
było kino
o słonecznej nazwie
promyk
krzesła skrzypiały
linoleum na podłodze
uginało się pod butami widzów
projektor się zacinał
ale kogo to dziś
obchodzi
Ciechocinek, dn. 16 października 2011 r.
krsto, 20 november 2011
po czarnej tablicy
skrzypiała biała kreda
ręka nauczycielki
pisała wolno i dokładnie
w zeszytach
obłożonych w szary papier
litery wisiały
jak owoce w jesiennym sadzie
pani jezierska
wyjmowała ze zniszczonej
zielonej torebki
słoik z kaszą jęczmienną
jadła ją
gdy my pochyleni
wchodziliśmy w alfabet
więc w literaturę
Ciechocinek, dn. 15 października 2011 r.
krsto, 19 november 2011
masz jedenaście lat
śmierć wchodzi w życie
rozdziera firankę
rozpiętą na podłodze
deski mają barwę
jasnego orzecha
srebrzą się szpilki
dwa pokoje dalej
umiera człowiek
stygnie głowa ręce
kręgosłup palce
tylko żółte wąsy
wciąż żyją
a więc będziesz miał
rodzinny grób na cmentarzu
zasadzisz bratki
i zapalisz ogień
kiedy cię zapytają
w dzień zaduszny
gdzie jest grób twojego dziadka
nie będziesz samotny
dotąd chodziłeś
do mogił żołnierzy
którzy w czasie wojny
stali po właściwej
stronie wisły
teraz ty staniesz pod brzozą
i będziesz patrzył
jak przelatują ptaki
Ciechocinek, 14 października 2011 r.
krsto, 18 november 2011
ścieżki po których chodziłem
miały więcej trawy
niż kamieni
mniej piachu niż słów
byłem w cieniu
wolałem by innych
oświetlało słońce
i blask wodza
z czułościa oglądałem
brzeg lasu
opowiadano mi
dziwne historie
tam na skraju wsi
w diecezji płockiej
postawiłem swój pierwszy
nieporadny krok
trwałem wpatrzony
w blask zachodzący
w szum rzeki
poniżej
przyjeżdżałem tu
przez wiele lat
zawsze szedłem
na to miejsce
widziałem skrzypiące
drewniane schody
i ścieżkę zarosłą
zieloną bujną trawą
Ciechocinek, 13 października 2011 r.
krsto, 17 november 2011
gdy powracałem z nicości
do pulsującego słowa
kościół miał podłogę
z dębowych desek
pod deskami
oddychała ziemia
ciepła i wilgotna
jak wielka rozłożysta kobieta
pod dotykiem nieznanego
mężczyzny
dziś żal mi
drewnianych podłóg
krucyfiksu ze świątkiem
poszczerbionego przez deszcz
patrzę w jego twarz
nie jest piękna
ale ma w sobie
sens człowieka
czuję gwoździe
wiem że nie są z metalu
krew płynie po twarzy
jego i mojej
stąpam po posadzce
z kamienia
woda ścieka
lecz nie wsiąka w glebę
jak odnaleźć ziemię
pokrytą cementem
z gruzełkami westchnień
Ciechocinek, 12 października 2011
krsto, 16 november 2011
ulica była mokra
plandeka zielona
owczarki niemieckie
miały oczy błyszczące
duże
mężczyzn wpychano
do ciężarówki
władek zbuntowany
przeciw złu
chciał zostawić znak po sobie
w kieszeni kamizelki
wyczuł szkolną legitymację
swojej nieletniej szwagierki
zostawiła dowód nauki
w pracowni wśród mąki
wałków i stolnic
teraz wyrzucił szary prostokąt
klapę zamknięto
samochód ruszył
kartonik z nazwą szkoły
której nie ma
leżał na mokrej ulicy
kobieta o twarzy
jesiennego jabłka
znalazła go
długo szukała właścicielki
po roku opowiedziała
historię szkolnej legitymacji
teściowi władka
i jego żonie
ten który zostawił
znak życia na bruku
nigdy nie powrócił
polski czerwony krzyż napisał
zaginiony
ojciec klimuszko
był bardziej konkretny
na odwrocie zdjęcia
wydrukował
nie żyje
Ciechocinek, 11 października 2011 r.
krsto, 15 november 2011
stwórca wszystkiego
jest we mnie
ja jestem w nim
zamknięty jak osa
w bursztynie
schyla sie nade mną
podaje dłoń
idziemy po ziemi
którą on stworzył
podnoszę obolałe powieki
patrzę na kwiaty
i twarze
widzę szerokie biodra
i kołyszące się
w rytm muzyki pośladki
to jego dzieło
on też o nich myśli
coraz częściej
im ma więcej lat
stoję pod drzewem
które pamięta
ostatniego króla
z rodu piastów
dąb szumi nade mną
starymi gałęziami
opowiada historię ziemi
Ciechicinek, 10 października 2011 r.
krsto, 14 november 2011
moja siostra
miała rude włosy
gdy wypowiadała słowa
zaciskała ręce
nosiła białe skarpetki
z niebieską kreską
była dobrym dzieckiem
gdy mama umarła
odeszła przez mgłę
teraz gdzieś jest
może powoli
sączy alkohol
głosno czyta wiersze
ktore mają rym i rytm
chodziła po ogródku
wąchała róże
nerwową dłonią
głaskała psy
nie ma
kwiatów zwierząt
i mojej siostry
włosy miała związane
w koński ogon
leżała na słońcu
czekała na miłość
ale wszystko było
brzydkie nijakie
miało wykrzywioną twarz
popękane usta
tylko róże i psy
czekały na jej dotyk
Ciechocinek, 10 października 2011
krsto, 13 november 2011
zamknięto okna
opadły kotary
woda po kamieniach
płynęła wolno
grała muzyka
ktoś nucił na fletni pana
nutki z jarmarków
i dancingów
wszedł chopin
usiadł przy fortepianie
zaczął grać andante spianato
czekałem na wielkiego poloneza
lecz fletnia
ciągle brzęczała
ubogimi melodyjkami
pianista zamknął wieko
i wyszedł
w uszach miałem
nuty zerwane
z mazowieckich ścieżek
osoba obok powiedziała
dlaczego przerwano koncert
pozostali milczeli
Ciechocinek, 8 października 2011
krsto, 12 november 2011
nie wolno schodzić
tymi schodami
poniżej poziomu
dalej jest katastrofa
niszczy cię bezprawie
wypowiadanych słów
bez tego ulotnego
nieokreślonego westchnienia
słuchaj krzysiu
śpiewa słowik
przejeżdża konny tramwaj
oczy patrzą do góry
słucham łapczywie
tak jest
lecz jeszcze musi być
coś więcej
coś ponad
boję się patrzeć w górę
historia
trzyma mnie za rękę
ona jedyna
poziom trwa na przeciwko
moich dłoni
idę ku niemu
jego cień ulatuje
nie wolno zejść
poniżej poziomu słów
Ciechocinek, 7 października 2011 r.
krsto, 11 november 2011
brzoza jak matka
płacze za oknem
żałobną pieśnią
z wnętrza więc z siebie
porzucam dom
lecz stoję jeszcze
patrzę jak w ramę okna
wciąż stuka
podróżny gołąb
ptak białoskrzydły
matka brzoza
wie że odchodzę
w świat który szczerzy
zęby ze złości
czeka na błędy
nim krok postawię
rodzinne drzewo
daje mi prezent
na drogę w bezkres
białą gałązkę
z zielonym frędzlem
kiedy cień padnie
na siwą głowę
pochyl twarz w zmarszczkach
przed tym zapachem
patrzę na matczyne ręce
załamane zwisają
zamiast drogę wskazywać
która wiedzie na wyspy
zamieszkałe przez ostatnich
tutaj ludożeców
Ciechocinek, 6 października 2011 r.
krsto, 30 september 2011
po drugiej stronie ulicy
był sklep spożywczy
rano grał bańkami
na mleko
obok
szczerzyła czerwone cegły
kamienica ze śladami kul
dziewczyna stała koło domu
miała białe drobne zęby
i rozchylone usta
różowe pachnące
w oknie na piętrze
kobieta w kuchennym fartuchu
mówiła coś nerwowo
słowa porywał wiatr
rzuciła monetę
leciała szybko
wpadła w otwarte usta
dziesięciozłotowa moneta
rzucona przez matkę
złamała córce ząb
przechodnie obojętnie patrzyli
wiatr podnosił kurz z chodnika
autobus przejeżdżał
właściwie nic się nie stało
potem dziewczyna zachorowała
na dziwną chorobę
nie pamiętam
jak miała na imię
nazywaliśmy ją
szkarlatyna
Świder, 29 września 2011
krsto, 29 september 2011
blade światło lampy
szum za oknem
we mnie cisza
już była taka chwila
gdy siedziałem sam
na wilgotnej trawie
księżyc zachodził
za wierzchołki drzew
stół ma kolor piasku
drży woda w butelce
pamiętam jeszcze ciepło mleka
z porannego udoju
siedzę i czekam
ciemność jak płatek
spada
na mokrą ziemię
za oknem
idzie wieczór
leniwie przebiera nogami
Otwock, 27 września 2011
krsto, 28 september 2011
miał na imię zenek
podarował mi książkę
jak hartowała się stal
była w zielonej
płóciennej oprawie
liczyła tysiąc stron
ojciec odwiedzał mnie
ukradkiem po lekcjach
stał przed szkołą
zmieszany i cichy
przynosił prezenty
z okazji imienin
i na śnieżną gwiazdkę
były to powieści
o tym że nie wolno
tracić nadziei
w czasach zagrożenia
czytałem je wszystkie
nikt mnie nie zmuszał
do wiary
w świętego mikołaja
ale sam chciałem
żeby pod choinką
leżały prezenty
przez niego kupione
potem zobaczyłem
że książka pana zenka
była nagrodą dla niego
za donosicielstwo
Otwock, 27 września 2011
krsto, 28 september 2011
miałem siedem lat
gdy posadziłem drzewo
dwie epoki później
spłodziłem syna
domu nie zbudowałem
przed szkołą
stoi pień omszały
patrzyłem dziewczynom w oczy
lśniła woda w rzece
poruszana wiatrem
szumiało sitowie
dumny byłem z siebie
grześ mówi do mnie
czas dom budować
milczę uporczywie
co słowo może
gdy korozja zjada kielnię
dzień po dniu
plac pod budowę
zmienił się w bagno
krzaki wyrosły
kolczaste i wonne
jednak posadziłem
przy bramie szkoły
jesion który dziś gada
o pierwszej budowie
Świder, 27 września 2011
krsto, 26 september 2011
wiersz jest jak wnuczka
gdy siada do lekcji i mówi
chodź dziadku do mnie
i razem
przechodzimy chemię
biologię
brniemy przez gąszcze
słów hiszpańskich włoskich
prababka łacina śmieję się
pod wąsem
wołamy znużeni mądrością
sursum corda
wiersz jest jak wnuczka
mówi
chleb mi posmaruj
dokładnie i grubo
potem bierze
portmonetkę w palce
wysnuwa z niej
ostatnie moniaki
kupi
płyn w miękkiej butelce
pić go będzie
wracając do domu
mów więc do mnie
moja nieznajoma
że tylko wiersz jest łasy
na pochwały świata
choć ma powtórzenia
Świder, 24 września 2011
krsto, 26 september 2011
czy kapustę zabierać
milczymy ciężarem słów
noc zasnuwa okna
zasłoną tak ciemną
jak myśli na brzegu
wspomnień z wczoraj
pakujemy kufry
przed podróżą w siebie
jest już w nich kapusta
słodka i kiszona
jeszcze chwila siostro
wiersz jest o wędrówce
lub o walce z bogiem
bitwie bez miecza
nocą powracamy
tylko księga psalmów
pulsuje nad nami
jak księżyc dwurożny
zaraz nas odwiedzi
ciemna czarodziejka
stoję jak odys
przed pieczarą westchnień
noc zasnuwa okna
podartą kotarą
słoiki z kapustą
już spakowane
milczymy ciężarem
mówimy pustką
która jest bez nazwy
Otwock, 22 wrześnai 2011
krsto, 24 september 2011
otwieram szufladę
chcę wyciągnąć strofy
sprzed lat
ale zamiast zwrotek
znajduję zniszczony banknot
kto mnie wprowadzi
w przestrzeń między słowa
skoro w szufladzie
zamiast wiersza leży
prostokąt z portretem
starego króla
król jest łagodny
miecz wielki trzyma
co według freuda
oznacza niepłodność
na dnie szuflady
zamknięty przed laty
wiersz o miłości
i o pożądaniu
gdzieś uleciał
pozostał banknot
wokól mnie dokoła
świecą tamte oczy
jestem łagodny
biały jak brzoza
czy rozdarty banknot
jest takim papierem
którym płacą
za wiersz nie spisany
Świder, 20 września 2011
krsto, 23 september 2011
stał na brzegu
małej i jasnej rzeki
czerpał dłonią wodę
i mył zęby
po kamieniach pływały
płotki, ukleje i miętusy
księżyc świecił nad łąką
nad zbożem i żółtym namiotem
siedzieliśmy długo w noc
gadaliśmy o malarstwie
teatrze i literaturze
księżyc świecił
spotkałem go czterdzieści lat później
zmienił sie niewiele
ale już nie mył zębów
wodą z rzeki
przed laty czytał dickensa
i miesięcznik dialog
dziś czyta rzadko
studiuje historię swojej rodziny
w domku nad morzem
stoi wyplatany fotel
na ścianach
wiszą zdjęcia jego wnuczek
w kuchni suszą się grzyby
mówi do mnie
napisz o mnie poemat
ja milczę
bo nie wiem czy potrafię
nad domkiem świeci księżyc
osrebrza zieloną trawę
Dębki, 12 września 2011
krsto, 22 september 2011
butelki miały kolor
wczesnej łąki
niósł je żołnierz armii czerwonej
działo się to po drugiej stronie odry
nagle dziewczyna zaczęła krzyczeć
wypuścił butelki z rąk
na niemiecką ziemię
rosyjski spirytus płynął po kamieniach
biały płyn omijał bruk
szukał miękkiej trawy
rosjanin stał i patrzał
stary człowiek obejmował
polską dziewczynę
głaskał ją po twarzy
ona przytulona do niego
patrzyła w jego siwe oczy
pewnie to ojciec
pomyślał sołdat
był zły i niezadowolony
z siebie i z butelek
które rozbiły się przy upadku
słyszał krzyk
córki na widok ojca
trzask rozbijanego szkła
czuł smak niewypitego spirytusu
zachodzące słońce oświetlało
scenę powitania i początku
na ziemi stała drewniana walizka
z czarną rączką
i srebrnymi okuciami
Dębki, 9 września 2011
krsto, 21 september 2011
miejscowość nazywa się czerwony most
na werandzie drewnianego domu
czterej mężczyźni
grają w karty
w pobliskim kościele
dzwon wzywa do nadziei
most przez rzekę
jest oświetlony blaskiem
zachodzącego słońca
grają o swoją przyszłość
kobiety odjechały
pociągiem warczącym i wrogim
został po nich ślad na szynach
karty są brudne i tłuste
gracze czekają na list od kobiet
listonosz nie zatrzymuje się
koło ich domostwa
jeden z nich wstaje
idzie na wieczorne nabożeństwo
pozostali tkwią nieruchomo
przy karcianym stoliku
ten który przegrał
przeciąga się leniwie
pora spać
powiada
pozostali czekają na brata
który poszedł do kościoła
w zapadającym zmroku
widzą oczy kobiet
które pytają
dlaczego to miejsce
nosi nazwę czerwony most
Dębki, 8 września 2011
krsto, 20 september 2011
gdy miała dwanaście lat
wybuchła wojna
na warszawskiej woli
w jej domu sterczał złamany komin
ojciec wywiózł ją z warszawy
na zaciszną wieś
razem z siostrą
i siostrzeńcem
w balii pływały żywiczne czubki
po których stąpał
dziecinny starzec
i wiódł przez bory
dwuletniego chłopca
szumiała puszcza
daleko leciały eskadry
i urywały z rodzinnego domu
pół piętra z prawej
pół z lewej strony
w schronie
pod fabryką wosku
siedziały dzieci
z siwą opiekunką
na spocone głowy
leciały bomby
jak liście z jabłoni
mijał wrzesień
we wsi dalekiej w środku mego kraju
chodziły szukać maślaków i rydzów
historia z głową martwego koguta
zabulgotała wszystkimi nerwami
było to dawno
w lesie pod radomiem
na stole niskim przykrytym ceratą
stał garnek
rosół i talerz blaszany
Dębki, 8 września 2011
krsto, 19 september 2011
deszcz zaczął padać
więc nie wyjeżdżam
zostaję tutaj
gdzie rośnie żarnowiec
ma żółte kwiaty
i suche ręce
a ja odwrotnie
mam suche kwiaty
ręce za krótkie
dzisiaj zostaję
nie wyjeżdżam
stoję pod daszkiem
z mat popękanych
deszcz we mnie stuka
czekam aż słońce
zaświeci jaśniej
bezczelną twarz
ukaże w rozchyleniu liści
ale na razie tutaj zostaję
musisz te słowa przyjąć
w ramiona miękkie i wonne
moja przyjaciółko
wolę twój zapach
niż zapach deszczu
płaczę wraz z niebem
gdy słyszę stukot
a więc zostaję
bo deszcz upada
gdy splatam ręce
z twoimi ramionami
które śpią jeszcze
Dębki, 8 września 2011
krsto, 19 september 2011
mokre deski za oknem
co będzie jak wrócę
z wszystkimi bagażami
w rękach zwieszonych nisko
stoję przed lustrem
patrzę na twarz dziecka
któremu odebrano zabawki
i kazano pójść do szkoły
lecz jeszcze namaszczam
ciało oliwą
bo wiem że jutro wyjdę na arenę
aby ubiegać się o względy cezara
wracam na łąki po powodzi
pachnie mułem i tatarakiem
w dołkach wypełnionych wodą
pływają płotki o czerwonych skrzelach
przedwczoraj
łowiłem ryby
stałem z wędką na brzegu rzeki
patrzyłem na spławik z gęsiego pióra
rzucałem gliniane kule
tkwiły w nich fragmenty
chleba i płatków owsianych
na zgubę milczących sióstr
podpływały wolno
zaczepiały o haczyk wargi
obejmowałem je dłonią
ostrożnie i czule
teraz walizki stoją pod ścianą
milczą bo wszystkie słowa
wypowiedziano
i wszystkie klucze pogubiono
Dębki, 8 września 2011
krsto, 17 september 2011
jest jak fortepian
ma czarne wieko
i białe palce
tylko żółty książę
świeci na półwróbla
i w okno zasłonięte
od nadziei
ambasador
naszych czynów i snów
wędruje pomiędzy drzewami
które mają jasną korę
ich biel plami palce
kiedy wspieram się o brzozę
wieje wiatr od morza
smętny jak dyl sowizdrzał
nad brzegiem wody
drży piasek
świetliste ciało
błyszczy w nocy
przechodziłem przez żółtą plamę
kto mnie wyzwoli
szeptałem
lecz słowa porwał wiatr
ptaki tej nocy krzyczały długo
szumiały trawy ponad wzruszenie
szedłem przez pola
zarosłe falą
ciemno szumiało
zielone morze
dotyk był czarny
jak krew
Dębki, 4 września 2011
krsto, 16 september 2011
ścinaliśmy drzewa
ich śpieszne gałęzie
spadały na głowy
tych co stali pod nimi
jedna gałąź dotknęła mnie
w miejscu uśmiechu
położyłem na niej rękę
i dłoń mi zadrżała
dotyk kłującej jodły
był niczym balsam
na znękane ciało
spojrzałem w górę
przepływał rój ptaków
ich głosy brzmiały
jak dzwon na trwogę
byłem spokojny i sam
pod niebem odchodzącym
wśród ciszy
drgającej jak słońce
czerwony medalion
na płocie po drugiej stronie
piaszczystej drogi
niósł nadzieję na radość
ale nie nadchodziła
i słowa uciekały w smutek
zaokrąglony o dzień jeden
i dwie noce pieszczot
czas na obiad
zawołano od drzwi
wstałem i poszedłem
naprzeciw siebie
Dębki,2 września 2011
krsto, 15 september 2011
na brzegu stoi mędrzec
wpatruje się w horyzont
fala dobiega i liże
jego wykrzywione stopy
jest myślą pogodną
jak niebieskie obłoki
czy fala idzie z nim
gdy cofa się w głąb
schyla się i bierze
piasek w dłonie
ciało spragnione jest pieszczot
zamknęły się w nim
obrazy kolorowe i szare
dźwięki ostre i tak ciche
jak droga między drzewami
woda jest słona
i trzyma w uścisku
wzrok i dotyk
łagodność nocy
i światło dnia
stoi mędrzec na brzegu
i wie że niewiedza
jest pokarmem życia
i nadzieją na jutro
lecz trwa mocno jak drzewo
jak dąb który rok temu
miał goły pień
a dziś obrósł gałązkami
na których wiszą
zielone żołędzie
Dębki, 2 września 2011
krsto, 29 august 2011
młotek po niemiecku hammer
niemieckie narzędzie zniszczenia
uderza w głowę osła
osioł po hebrajsku chamer
żydowski osioł
i niemiecki młotek
stanowią jedno
we wszechświecie
mój dziadek mawiał
do swoich córek
szanujcie braci
z ulicy krochmalnej
nie każdy potrafi
stanąć pod wiatrakiem
ktory kręci skrzydłami
sypie mąkę w worki
nie każdy nie każdy
do pracowni dziadka
wchodzi icek goldblum
kupuje macę
na żydowskie święto
w sklepie za rogiem
zgarbiona żydówka
ma tłuste palce
i rudą perukę
co się z nami stało
powiedz mi salome
wiatr rozwiał po stepie
słowa psalmu dwudziestego trzeciego
pan jest moim pasterzem
nie brak mi niczego
pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach
krsto, 28 august 2011
za bramą rosły morwy
ich lepkie owoce
spadały na nasze
schylone głowy
białe i czarne
w piachu i liściach
leżały cicho
gąsiennice strachu
przy domu
płynęła ścieżka
jak wstęga rzeki
drzewa wyrastały z ziemi
szły wolno ku górze
aniołowie
w gałęziach ramion
ptaki siadały i jadły
srebrne i ciemne krople
niosły na grzbiecie
rytm wiersza
drżały we mnie
niebieskoskrzydłe lekkie istoty
śpiewały poranne pieśni
zawsze zranione
przez ciężkie kroki
podeptaną zieleń i żwir
był tam ptak jeden
inny od reszty
jego nazwałem lovebird
dałem mu imię
ptaka miłości
krsto, 27 august 2011
mój korepetytor
był studentem matematyki
miał białe mankiety
i złote spinki
przychodził w porze obiadu
jadł zupę i pił czarną kawę
próbował uczyć mnie
równań z dwiema niewiadomymi
białe mankiety
kwitły nad rzeką
złote spinki
świeciły w nocy
nie umiałem mnożyć i dzielić
zapach szarego mydła
został w ogrodzie
mojego dzieciństwa
siedziałem właśnie
z głową pod chmurą
gdy korepetytor
wchodził przez bramę
róże wspinały się po poręczach
kwiaty spadały na mokrą ziemię
stałem na ścieżce
z ręką wyciągniętą
na powitanie gościa
kwiaty zasłaniały
przed wzrokiem obcych
okrągłe szambo
w ogrodzie
krsto, 26 august 2011
"zdarto nam z karku młodość
jak koszule skazańcom"
(Zbigniew Herbert)
filozof stoi przed lustrem
patrzy na swoją twarz i myśli
co się z nią stało
była kiedyś drobna i delikatna
teraz jest wielka i pomarszczona
miałem strzechę na głowie
moja ciotka mówiła
twoje włosy są
jak szczotka klozetowa
stoję przed drzwiami
i nie umiem ich otworzyć
pytam sam siebie
czy myślę kiedy kocham
miłość powinna być bezmyślna
usiadł w fotelu i śpi
śnią mu się wszystkie twarze
które widział w życiu
i poza nim
pochylił głowę na pierś
ręce opuścił na kolana
wygląda jak owad
złapany przez pająka
siatka zmarszczek
nie chce zniknąć
ciało jest ciężkie i obolałe
serce uderza powoli
krsto, 20 august 2011
nauczyciel powiedział
ignaciuk wyjdź za drzwi
i posłusznie wychodziłem
na zimny korytarz
lecz przedtem białe ręce
mojej słodkiej pieśni
niosły cichą bułkę
zawiniętą w papier
w ławce był kałamarz
z ciemnym atramentem
i leżała obsadka
zjedzona i gorzka
potem mama mówiła
bądź grzeczny synku
ucz się cichej mądrości
więc pisałem
bo nie mogłem inaczej
spełnić polecenia
o mądrości w świecie
i grzeczności w sobie
mama była życzliwa
dla moich wierszy
bo wiedziała że we mnie
śpi pszczoła w bursztynie
i zabrałem ją
ze sobą w świat
wypuściłem nad rzeką świder
bursztyn pozostał mi w ręku
krsto, 19 august 2011
ręka niewidomego
jest jak mała kamera
którą wprowadzono we mnie
aby obejrzeć serce
kiedy mnie wybudzono
widziałem zielony ogród
ścieżkę żółtą i wieniec
ktory miałem w ręku
byłem smutny z pobudki
senny byłem na powrót
ale wrócic nie mogłem
więc leżałem wściekły
może warto było
palić i pić alkohol
mosty niszczyć za sobą
drogę orać palcami
krsto, 18 august 2011
mówią do mnie
adrenalina
gdy idziesz w góry
gdy kroczysz po wodzie
adrenalina adrenalina
ja odpowiadam
adrenalina
kiedy dom stawiasz
i dach kładziesz ciemny
adrenalina adrenalina
kto nas wyleczy
z choroby ciała
i słowom doda
solidnego kopa
adrenalina
na forum polonicum
jest jedna modlitwa
pisana cyrylicą
modlitwa rosjanina
i to jest adrenalina
my się chowamy
w krzakach przy drodze
liście jedzą mszyce
zżera nas podniecenie
dom nasz drewniany
dom dla nerwowo chorych
pali się płomieniem
zachodzącej nadziei
krsto, 12 august 2011
dziewczynka biega
po cementowych schodach
i śpiewa piosenkę
której nie rozumiem
ma chude nogi
piękną twarz
i palce pianistki
której nikt nie kocha
a tylko nieliczni
wiedzą co gra
dziewczynka jest blada
i zrywa kwiaty
patrzę na nią
i myslę o tym
że dwa dni wcześniej
kotka schwyciła za gardło
tęczowego ptaka
dzisiaj wracam do domu
zbadano mnie
i milczenie padło
pomiędzy nas
uparcie myślę
czy zmieniło się
pole mojego widzenia
krsto, 11 august 2011
żmija leży i patrzy
na leśnej polanie
wiem że ukąsi
dziecko i kobietę
smak ciała jest zmieszany
z zapachem igliwia
i z żywicą co kapie
spod narzędzia drwala
smak ciała pachnie zielem
wysuszonym w dymie
i jest niby ornament
przed wieżyczką kata
a on z twarzą ukrytą
w zmęczeniu i pocie
wznosi topór i ramię
by wykonać pracę
polega ona przecież
na zamknięciu ręki
i obmyciu ciała
w miejskiej łaźni
gdy żmija ukąsi
dziecko i kobietę
jej żółte zygzaki
oślepną od bólu
kroki moje błyszczą
na ścieżce śródleśnej
echo woła do mnie
krsto, 11 august 2011
nie miałem wtedy wiary
dziś wierzę we wszystko
tylko nie wchodzę
w rozpacz
do ciebie mówię siostro
wyciągnij rękę
chcę zadrżeć
pod twoim dotknięciem
nie ma drewnianych beczek
jak więc można mnie poznać
sól przechowujemy
w pękniętym szkle
szukam źródła
a serce milczy
gdy idę pod górę
wbrew rzece
miałem poczekać
aż spadnie mrok
na głowę siostry
ale zwątpiłem w istnienie
wieczoru
krsto, 9 august 2011
chcę to opisać tak cicho
by słowa mniej powiedziały
niż przestrzeń pomiędzy
w naszym ogrodzie
była wędzarnia
ukryta za domem
pomiędzy ścianą z cegieł
i ścianą z zieleni
i tam staliśmy blisko
ciepła naszych palców
i stała się jasność
wiał wiatr i deszcz padał
a potem na strychu
o zapachu mięty
na podłodze z desek
skrzypiących i ostrych
wchodziliśmy w ogród
ja i moje siostry
nie powiem nie powiem
co się wtedy stało
niech wystarczy
biel drobnego ciała
i trzy drżące serca
niech wystarczy
ziemia pozbawiona światła
one były światłem
i kwiatami w nocy
patrzyliśmy tylko
na ziemię nieznaną
na nowe wybrzeża
i drżąły trzy serca
wchodziliśmy w ogród
przez lądy odkryte
i jałową ziemię
terra incognita
terra deflorata
krsto, 8 august 2011
namaszczę glowę oliwą
i wyjdę na arenę
zaśpiewam pieśń o śmierci
największego z poetów
rozlegną się okrzyki
ave caesar
morituri te salutant
rozlegną sie wrzaski
nienasyconego plebsu
śmierć matkobójcy
dlaczego bogowie
tak mnie karzą
moim celem było
szczęście poddanych
przecież moją brodę
moją piękną
rudą brodę
ofiarowałem dianie
ona jedna kochała mnie
naprawdę
kochała mnie
jak brata
najmłodszego brata
poza nią nikt tak mnie nie kochał
a teraz ten podły galba
którego hodowałem
na własnej piersi
i który nie potrafi napisać
bezbłędnie jednego zdania
każe mi przeciąć sobie żyły
lecz ja rozumiem
teraz rozumiem
co znaczy
być zwyciężonym
i umierać jako
zwycięzca
krsto, 4 august 2011
pisz wolno
jak najwolniej
pochyl się nad słowem
niby ślimak nad głową
w tym parku nadmorskim
pisz prosto
pisz najprosciej
jak skrzypiąca deska
i dziurawe niebo
piszesz że chodzisz sama
na grzyby do lasu
a ja słyszałem wczoraj
że z siostrą
komu mam więc wierzyć
nie mów
dokąd chodzisz
bo my pacyfiści
mamy swoje puszcze
i ścieżki sródleśne
gdzie władza nie dojdzie
bo tam tną komary
odłóż więc ten patyk
wasze błagarodje
i nie strzelaj do mnie
dedykacja- dla szel z podziękowaniem
krsto, 1 august 2011
byliśmy w lesie na grzybach
pierwszy raz
w tym roku
sosny stały nieruchome
ptaki śpiewały
kraski gubiły tęczowe pióra
a ona powiedziała
uważaj
masz kurkę
między nogami
pomyślałem - dlaczego kurkę
a nie szatana
lub choćby kogucika
inter pedes
tak pomyślałem
bo las zamknął
mi usta
potem wracaliśmy do domu
po zielonym mchu
i trzeszczących gałęziach
krsto, 30 july 2011
pociąg jest stworzeniem
który potrafi się potknąć
ale nie umie
powiedzieć przepraszam
za swoje zadymione pasażerki
pociąg stworzyli ludzie
aby mógł połączyć
stworzyli go jeszcze wtedy
gdy wyprowadzali żółć z siebie
drogą radosnych okrzyków
drogą zaśmianych małych chłopców
którzy serce mieli tylko jedno
którzy wolni od niepokoju
spali w łóżeczkach
z małymi siostrami
oplatając je snem
łącząc sie z nimi
krainą swojego baśniowego świata
a my wychodzimy
coraz bardziej wychodzimy
z dziecinnego strachu
zapłakani że nie wrócimy
już nigdy
wychodzimy rozsierdzeni
na czas o którym plotą
że jest pieniądzem
że jest milczeniem
oj nie wiecie
co to pędzić w głąb
nie zwracając uwagi
na kołki sterczące
z banalnego nieba
krsto, 28 july 2011
piosenki świata zaczynają się
od fałszywego akordu
a kończą zerwaniem strun
mówi poeta
podnoszę oczy
w tamtym pokoju trwa ciężki oddech
człowiek umiera
spełnił zadanie wychował córki
na dobre dzieci
bo dał słowo
i głos kobiety czyta opowieść
o michale z podola
który leci do nieba
po nocnym wstrząsie
bo też dał słowo
na leśnej ścieżce stoi poeta
i tam spotyka
pana od przyrody
z ścieżki nie zejdzie
także dał słowo
w mój dom rodzinny
pierwszy raz wchodzi
śmierć pani świata
i zaprowadzi
na grób pod brzozą
obrosły trawą
potem wiedziałem
że iść za trumną trzeba
by oddać
powagę nocy
i rozpacz świtu
a kiedy umarł mi
pan cogito
stałem nad grobem
jak ktoś z rodziny
bo dałem słowo
teraz to słowo
leżało nisko
więc je podniosłem
i położyłem ponad głowami
aby nikt więcej
strun mu nie zerwał
bo dałem słowo
krsto, 27 july 2011
mówi doktor freud
dwie siły dziś rządzą
pociąg seksualny
i żądza niszczenia
pierwsze nauki
krągłe
niby kamień
wyjęty z rzeki
złożony na brzegu
by z niego budować
pomost dla nóg naszych
drobnych i niezdarnych
więc szedłem ulicą
wiał wiatr przeze mnie
i siedziałem w ławce
z kałamarzem ciemnym
smak atramentu na zawsze zostanie
razem z nauką pierwotnej
miłości
a miłość wtedy była całkiem biała
czysta i cicha
niby ręka która
przeprowadziła poprzez
bór skrzydlaty
niewiedzę moją
i szedłem do szkoły
szedłem pod górę
było to w czasie
kiedy raskolnikow
szukał siekiery
by zabić lichwiarkę
krsto, 27 july 2011
wstępuję wolno
na kamienne schody
wrzesień rozrzuca
liście spadłe z drzewa
siedem lat później
siedem lat za darmo
a król władysław
ten niskiego wzrostu
stoi na rogu ulicy dzieciństwa
i wiatr rozwiewa
sukienki dziewczynom
z tyłu za szkołą
więźniarki schylone
tną motykami czarną tłustą
ziemię
tylko dachówka czerwona i lśniąca
ma smak wchodzenia
na schody poezji
tylko dachówka o kolorze maków
jest taka piękna
jak lody w cukierni
krsto, 26 july 2011
najpierw był maj
matka wchodzi do szpitala
niesie z sobą brzemię wojny
i nienarodzonego syna
ruiny kościoła sterczą
jak laska w ręku kaleki
to było trzy lata wcześniej
kępki zielonej trawy
i fioletowy bez przenika
potłuczone cegły
to było trzy lata wcześniej
zabito niedźwiedzie
uwolniono ich ciała
misie patrzyły prosto w oczy
swoim oprawcom
słońce świeciło
nad ruinami miasta
był maj
miesiąc zakochanych
i maturzystów
krsto, 26 july 2011
trzeba mniej pisać a więcej być
list w niebieskiej kopercie
leżał na stole
położyłem na nim ręke
odczułem jego ciepło
list pulsował wszystkimi kolorami tęczy
w ręku odczułem niepokój
ktory jak jaskółka trzepotał skrzydłami
list przyfrunął z wyspy
na błękitnym adriatyku
wyspa jest jak matka
która ramionami obejmuje
wszystkie nieszczęścia świata
i taką nosi nazwę
na wyspie stoi dom z jasnego kamienia
w domu są szare oczy
srebrne ręce
lniane włosy
jest tęsknota za polskim lasem
za zapachem żywicy i grzybów
tęsknota uśmiecha się i nie lubi
słowa starość
przed domem stoi ławka
przy ławce rosną
dwa kasztany
w ich szumie usłyszałem
słowa dawnego wiersza
gdy cię spotkałem raz pierwszy
mokre pachniały kasztany
zbyt długo mi w oczy patrzałaś
ogromnie byłem zmieszany
krsto, 25 july 2011
Ty we mnie pałką, a ja w ciebie ptakiem.
Ty we mnie czołgiem,a ja w ciebie niebem.
Ty we mnie wojskiem,a ja tatarakiem.
Ty we mnie głazem, a ja w ciebie chlebem.
I tak stoimy brat naprzeciw brata.
Ty masz bat w ręku,ja tylko szkaplerzyk.
Lecz biały orzeł nad tobą nie lata.
I ja w to wierzę,w co ty nie uwierzysz.
Ty we mnie wojną,ja w ciebie gołębiem.
Ty we mnie śmiercia,a ja w ciebie życiem.
Ja w ciebie trawą, ty sękatym dębem.
Ja w ciebie prawdą, ty krzywym odbiciem.
I tak stoimy Polak przy Polaku.
Ale ja czekam na akt twojej łaski,
byś zabrał wojsko z pielgrzymiego szlaku,
żebys zniósł kłamstwo i płatne oklaski.
Ja w ciebie wiarą,a ty okupacją.
Ty we mnie krzykiem, ja solidarnością.
Ja w ciebie szeptem, a ty biurokracją.
Ty łańcuchami, ja w ciebie miłością.
I tak stoimy ramię przy ramieniu.
Ty-syn starego,ja-nowego świata.
Ja idę w słońcu,ty chowasz się w cieniu.
Lecz biały orzeł nad tobą nie lata.
Ja w ciebie krzyżem,ty we mnie cenzurą.
Ja w ciebie Polska, a ty we mnie wschodem.
Ja w ciebie jabłkiem,ty prokuraturą.
Ty we mnie partią,ja w ciebie narodem.
I tak stoimy oparci o siebie.
niby ojciec o syna albo brat o brata.
Ja modlę się za ciebie do Boga na niebie.
Lecz orzeł,ptak królewski, nad tobą nie lata.
krsto, 25 july 2011
człowiek pewien był łzą
w oku dobrego Boga.
nie wiedział,
że Bóg , dobry Bóg
otrze łzę ze swojej twarzy.
aniołowie przyniosą mu
drewniane puzderko
wyłożone aksamitną tkaniną.
na której będzie leżała muszla.
aniołowie złożą tę łzę w muszli,
która odtąd zalśni
wszystkimi kolorami tęczy.
aniołowie wysłali list do człowieka,
który był właścicielem łzy.
w liście tym opowiedzieli mu,
co się stanie z jego łzą.
mimo tej anielskiej wiedzy....
człowiek ów nadal płakał z otwartymi oczami,
bo nie potrafił inaczej.......
krsto, 25 july 2011
wyłuskiwać
łuski słów w ciemności
trudno
nic nie widać
tylko słychać jak wali
niestrudzony
dyszel pociągu
a powracając
z blaskiem darowanym
oczom
i myśląc
takim to dopiero
przepraszam
zasłona spada
kurczaki śpią na grzędach
tylko ja
bezdomny włóczęga
idę z krainy miłości w otchłań
pięciopalczastych kwiatów
bez barwy
ci którzy od wczesnej
młodości są szczęśliwi
wychodzą
wiosna krzyczy
ziemia paruje
w zapale
jasności neonów
błyskają drżenia zapałek
w stuku
zatrzymanego pociągu
szczękaja zębami
popielniczki